IV. edycja Warsaw Comic Con - relacja
- Autor: Bartek Witoszka
- Opublikowano: 31 Październik 2018
- Komentuj 1
W czasie gdy Redakcja zażywała kultury wysokiej podczas Game Music Festival (o czym możecie przeczytać tutaj i tutaj), ja postanowiłem zanurzyć się w popkulturowym miszmaszu jakim jest Comic Con. Nie był to pierwszy raz gdy byłem na tej imprezie, ale też nie czuję się jej weteranem, ot mam zaliczone tylko dwie z czterech dotychczasowych edycji organizowanych w Polsce. Zatem co Nadarzyn zaoferował gościom w ostatni weekend października i jak wypada to na tle poprzedniej edycji?
Przede wszystkim zaoferował deszcz i kiepską pogodę, które skutecznie uprzykrzały przemieszczanie się pomiędzy halą B i C, na których odbywało się całe wydarzenie. Standardowo na jednej odbywał się “normalny” Comic Con, czyli spotkania z gwiazdami seriali i filmów, sklepiki z wszelkiego rodzaju dobrami dla nerdów, jak i scena cosplay, na której odbywały się prelekcje dotyczące właśnie tego tematu. Mnie najbardziej zainteresował stosunkowo krótki pokaz (trwał jakieś 30 minut), na którym pokazywano różne techniki charakteryzacji oraz jak zacząć swoją przygodę z cosplayem. I o ile sam raczej nie planuję w to wchodzić, tak miło było patrzeć, jak ludzie ze sceny zadawali masę pytań o praktycznie każdy aspekt tej, chyba mogę z czystym sumieniem napisać, sztuki.
Jednak “normalny” Comic Con zostawmy na potem, bowiem zwiedzanie, wspólnie z Asią Pamięta-Borkowską z Polygamii (był też Marcin, jej mąż, pozdrawiam serdecznie) zaczęliśmy od hali C, gdzie odbywał się Warsaw Games Show. Tam też wydawali akredytacje, więc wybór był oczywisty. Nie będę Wam ściemniał - jeśli kiedykowleik byliście na PGA albo IEM, to WGS niczym nie różni się od tych imprez. Może oprócz tego, że jest mniej atrakcji. Na kilku stoiskach można było ogrywać takie tytuły jak Fortnite Battle Royale, League of Legends, Hearthstone, Quake Champions czy nieodzowny “gość” każdego tego typu eventu, czyli Counter Strike:Global Offensive - słowem, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W strefie “free to play” było naprawdę dużo stanowisk, a i tak większość była cały czas zajęta. Nie zabrakło również nowych produkcji, bo swój kawałek podłogi miało studio The Farm 51 z ich najmłodszym dzieckiem - mowa oczywiście o World War 3. Samemu nie udało przetestować mi się gry, bo tam dosłownie były tłumy, a nic nie wskazywało na to, że uda mi się dopchać do stanowiska. Pokazuje to tylko, jak dużą popularnością cieszy się ta produkcja i nie przeszkadza jej w tym dość kiepska “premiera” (WW3 weszło dopiero do wczesnego dostępu).
Za to wspólnie z Asią w strefie Microsoftu udało się nam pograć w wielką grecką przygodę, czyli w najnowszą odsłonę serii Assassin’s Creed. Mogę tylko potwierdzić słowa Kamili i Adama, bo zaiste jest to naprawdę dobry action erpeg, w który powinniście się kiedyś zanurzyć. Oprócz tego na konsolach “zielonych” była do sprawdzenia Forza Horizon 4 i tu również muszę potwierdzić, to co przeczytałem w recenzji Macieja Zycha - cztery pory roku faktycznie są w modzie. No i zapomniałbym o “najważniejszym”, czyli Just Dance 2019, ale tę grę zamiast pismaków sprawdzą pewnie streamerzy podczas tegorocznej Ja, Paczki.
Na oddzielny akapit zasługuje również gra “Call of Khtulu” (nie czepiajcie się pisowni, tak było napisane na mapie eventu), której demo sprawdzaliśmy z Joanną w piątek. Pomimo dużego entuzjazmu i tego, że tytuł będzie miał niedługo swoją premierę (30. października), odszedłem od komputera zniechęcony. Z założenia ma być to horror, ale ja kompletnie nie czułem się przestraszony ani tym bardziej nie popadłem w szaleństwo z powodu Pradawnych. Graliśmy bez dźwięku, a jedyny co do nas docierało, to odgłosy hali - w taki sposób nie robi się dobrego wrażenia, a to, jak wiadomo, robi się tylko raz. Na dodatek coś stało się z demkiem Asi (Joanna psuj!), bo zaciemnione obszary zaczęły robić się niebieskie, aż w końcu prawie cała gra pokryła się ciemnym fioletem. Kompletnie nie poczułem tego, co twórcy chcą przekazać za pośrednictwem Call of Cthulhu, zwłaszcza, że materiał źródłowy jest dość obszerny i ciągle żywy, o czym świadczy liczba prelekcji poświęconych twórczości H. P. Lovecrafta.
Warto wspomnieć (ale tylko wspomnieć) też o Festynie Youtuberów, na którym można było posłuchać takich gwiazd, jak Naruciak, Ator, Cyber Marian, Przemek Best Games, czy Grupa Filmowa Darwin. Jakoś tak średnio ciągnęło mnie na słuchanie rozmów z nimi, dlatego ucieszyłem się, że zaraz po tym scenę na hali C przejęła redakcja CD-Action, która omawiała nadchodzące premiery giereczek.
Hala C to również planszówki, które dostały bardzo dużo miejsca, ale niestety na tej edycji nie znalazłem nic dla siebie. Obawiam się, że nic nie przebije Lunation z III. odsłony imprezy, które całkowicie skradło moje serce. O nowym projekcie od twórców ciepło przyjętego Stworze pisałem dla Was tutaj. Mimo, że ja szybko odpadłem od prezentowanych tytułów, to było w czym wybierać - gry bez prądu dostały znacznie więcej miejsca niż ostatnio.
Na koniec najlepszy aspekt Warsaw Games Show czyli strefa indie, gdzie można było sprawdzić masę ciekawych gier i to tam spędziłem bardzo dużo czasu zarówno pierwszego, jak i drugiego dnia. Jest to pierwsza edycja tej imprezy, na której można było sprawdzić produkcje niezależne (zarówno te przed i już po premierze) i mam nadzieję, że wpiszę się to w jej stały program. Bee Simulator (które ogrywał Michał podczas tegorocznego PGA), We. The Revolution (które Redakcja sprawdzała rok temu, od siebie dodam, że wady, o których tam pisali dalej znajdują się w grze) czy zagadkowe Paradise Lost, czyli artystyczna przygodówka FPP przyprawiona postapokalipsą. Oczywiście tytułów było znacznie więcej, ale właśnie te zapadły mi w najbardziej w pamięci, pełną listę znajdziecie tutaj. Strefa indie miała również swoją scenę, gdzie przeprowadzano wywiady z twórcami prezentowanych gier.
Przejdźmy zatem do tego, co najważniejsze na Comic Conie, czyli aktorzy. Podczas tej edycji postawiono głównie na tych serialowych; Christopher Larkin i Ricky Whittle z The 100, Crystal Reed i Froy Gutierrez z Teen Wolf, Jordan Conor z Riverdale, czy Paul Wesley z The Vampire Daries.To tylko kilkoro aktorów, ale sądząc po piskach i krzykach fanów, to właśnie oni byli najbardziej rozchwytywani. Sam nie spędziłem zbyt dużo czasu w strefie Hollywood, bo nie czułem, żebym miał tam co robić. Jasne, mogłem czekać na autograf i zdjęcie z aktorami z The 100 (tak, Kamila zaraziła mnie miłością do tego serialu i razem z nią czekam na szósty sezon), ale długość kolejek i ceny wywołały u mnie oczopląs, który skutecznie odwiódł mnie od tego pomysłu.
Czym byłyby targi dla nerdów bez zakupów? Prawie cała hala B była wypełniona różnego rodzaju stoiskami i sklepikami, gdzie można było zaopatrzyć się we wszystko - od figurek POP, po ciuchy (nie mieli bluzy z Mass Effect!) i oczywiście na książkach i komiksach kończąc. Tylko znów zabrakło mi dużych wydawnictw jak Fabryka Słów, Insignis czy Uroboros - wszyscy pojechali na Targi Książki do Krakowa zostawiając nas na łasce antykwariatów i małych sklepików. Godzinami można by przeglądać te wszystkie książki, a i tak nie znalazłoby się tej, o którą nam chodzi. Na szczęście szybko odkryłem, że na jednym stoisku leży i czeka specjalnie na mnie kilka horrorów wypełnionych tanią pornografią od Grahama Mastertona - kupiłem od razu wszystkie, a dokładnie było ich sześć.
Jednak i tak najwięcej czasu siedziałem na prelekcjach, zwłaszcza gdy wszystkie hale schodziłem wzdłuż i wszerz. Tematy były naprawdę przeróżne i plan, który przygotowałem dzień przed rozpoczęciem imprezy udało mi się niemal całkowicie wypełnić. Najbardziej spodobała mi się sobotni program, gdzie redakcja Fantazmaty (niezależne wydawnictwo antologii) poprawiała na żywo jedno z opowiadań. Było przy tym dużo frajdy, bo sam dopiero szlifuje swoje umiejętności w kwestii pisania tekstów, więc mogłem dostrzec błędy innych i uczyć się na nich. Inną ciekawą prelekcją był Panel Kosmiczny prowadzony przez Marcina Podlewskiego, Kamila Muzykę i Bartka Biedrzyckiego. Rozmowę między Bartkiem i Marcinem, która była wypełniona sprzeczkami i przepychankami słownymi, uważam za jedną piękniejszych rzeczy, jaką było mi dane usłyszeć, dawno się tak nie śmiałem. Przy okazji Marcin podpisał mój egzemplarz Głębi, a i podziękował za miłą lekturę, jaką okazała się dla niego ostatnia odsłona cyklu “W to by się grało”. Chyba nie muszę dodawać, że zrobiło mi to dzień, prawda?
Równie dobre okazały się dwa panele prowadzone przez Michała Ciastonia, jednego z twórców Lust for Darkness, które Michał Hawełka ogrywał na jednym ze streamów Redakcyjnych, a Kamila recenzowała dla Polygamii. Deweloper opowiadał o inspiracjach, jak i samym procesie tworzenia gry, czym bardzo zainteresował publikę. Lust for Darkness było pierwszą grą stworzoną przez studio Movie Games Lunarium, a 30 tysięcy sprzedanych kopii pozwoliły deweloperom na pracę nad kolejnym projektem. Michał wspominał coś o tytule osadzonym w tym samym uniwersum, co Lust for Darkness, więc możemy spodziewać się kolejnego horroru, w którym będziemy przemierzać krainę rozkoszy - Lusst’ghaa. Pierwsze materiały z gry mają ukazać się już listopadzie. Jako fan książek Mastertona czekam!
Czy podobało mi się? Tak, widzę dużą poprawę w stosunku do trzeciej edycji, która uznawana jest za najgorszą, ale czuję, że stać tę imprezę na znacznie więcej. Po krótkiej wymianie tweetów z Baxym, który również odwiedził Nadarzyn, doszedłem do wniosku, że Warsaw Comic Con stoi w rozkroku pomiędzy Pyrkonem, a PGA. Nie jest tak dobre, jak jedno czy drugie, ale przyjemnie umila oczekiwanie na pierwszą z imprez, a i wypełnia lukę po odwołaniu Warsaw Games Week (#stypapowgw). Przy okazji zapowiedziano, że V. edycja odbędzie się w dniach 31.05. - 02.06.2019 roku.
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze