We. The Revolution na PGA

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 10 Październik 2017
  • Komentuj 9

Nie tak dawno temu gościliśmy na wywiadzie ludzi z Polyslash, odpowiedzialnych za enigmatyczną grę We. The Revolution. Nie mogli wówczas pokazać nam nic. Rozmawialiśmy więc w ciemno, bez podparcia choćby gameplayem. W ten weekend w czasie PGA mogliśmy skonfrontować opowieści twórców z naszym wyobrażeniem i realną formą gry. 

Przed twórcami We. The Revolution jeszcze naprawdę daleka droga, bo to, co zobaczyłem w Poznaniu, jeszcze pełnoprawnej gry nie przypomina, choć przynajmniej mogliśmy nieco ułożyć sobie w głowie to, o czym mówili twórcy podczas wywiadu, jaki przeprowadziliśmy z nimi w te wakacje. Wtedy Polyslash nie mogło pokazać nic z gameplaya, a to, o czym mówili, wyglądało bardziej jak pomysł na grę niż sama gra. W końcu jednak udało nam się w We. The Revolution zagrać i od razu Wam powiem - jest całkiem nieźle, ale liczyłem na nieco więcej.

 No właśnie. Liczyliśmy na żar rewolucji, a dostaliśmy jedynie płomyk nadziei. Zgodni jesteśmy jedynie co do faktu, że gra nie spełniła naszych oczekiwań. Dla mnie fragment przedstawiony na targach był mało konkretny. Nie poczułam wewnętrznej potrzeby by wcielić się w sędziego, by rozwiązywać moralnie trudne sprawy. Generalnie nie poczułam chęci zanurzenia się w rewolucji, bo nie sprzyjały temu ani warunki, ani obietnice twórców. Adam również miał problemy z wczuciem się w rolę sędziego.

Zacznę od tego, że We. The Revolution raczej nie jest najlepszą grą na targi. To nie jest zarzut tylko zwykłe stwierdzenie faktu. W grze wcielamy się w sędziego z czasów rewolucji francuskiej i sporo czasu trzeba poświęcić na czytanie akt, podejmowanie decyzji, przesluchiwanie świadków… a kiedy co chwilę ktoś przechodząc obok szturcha Cię w ramię, albo dyszy w kark chcąc przejąć od Ciebie stanowisko, to bardzo ciężko jest skoncentrować się na zadaniu.

 

To oczywiście nie jest wina twórców, starali sie jak mogli, by zaskoczyć potencjalnych fanów produkcji. Nie pomogła niestety stojąca na środku sali gilotyna do zdjęć z przystojniakami w strojach epokowych. Nie pomogło też centralnie usytuowane w hali indyków stanowisko, wspierane przez Klabatera. Widać, że starano się zapewnić minimum dyskrecji odzielając stanowiska ściankami, jednak po prostu nie da się wczuć w sytuację, kiedy wszyscy gadają Ci nad głową. 

Największą bolączką dla mnie i Adama (i chyba samych devsów) jest interfejs. Bladego pojęcia nie mam, jak wybrać różnorakie opcje, bo jedyne, co Adam robił w czasie testowania gry, to klikanie bezmyślnie wszystkiego, aż coś zaskoczy. Na szczęście spodziewamy się, że ta sytuacja ulegnie zmianie.

Na pewno trzeba przyczepić się do interfejsu, choć podczas rozmowy z przedstawicielami wydawcy kilkukrotnie powiedziano nam, że interefejs jest jeszcze do zmiany. Trudno się tutaj z twórcami nie zgodzić, bo rzeczywiście nie wszystko było dla mnie zrozumiałe, nie zawsze było wiadomo co i dlaczego mam kliknąć. Często zamiast podjąć jakąś świadomą decyzję, po prostu ją ‘’przeklikalem’’. Efekt? Po podjęciu decyzji o winie lub niewinności nie za bardzo wiedziałem, co należy dalej zrobić - gdzie zatwierdzam wyrok, gdzie skazuję na konkretną karę, gdzie kończę rozprawę. Jestem pewien, że da się to załatwić tutorialem, ale z oczywistych względow nie było na to podczas PGA czasu.

 

Bardzo fajny jest realny wpływ naszych decyzji na to, co zadzieje się nie tylko w społeczeństwie, ale i z nami samymi. Możemy skazać niewinnych, jeśli leży to w naszych interesach, ale również możemy narazić się możnym tego świata, uwalniając kogoś, kto - choć niewinny - naraził się komuś z elity. Trzeba jednak uważać, bo babranie się w intrygach może doprowadzić do buntu i sami szybko wylądujemy na katowskim pieńku. 

W grze trzeba dużo zapamiętywać, kojarzyć fakty i podejmować czasem trudne decyzje. Gra stawia nas przed wyborem - mamy przed sobą osobę, która na pewno jest niewinna, ale lud domaga się jej skazania. Jeśli uwolnimy nieszczęśnika, może się okazać, że bardzo niedługo zajmiemy jego miejsce na ławie oskarżonych, bo ‘’ulica’’ uzna nas za wroga rewolucji, a takich trzeba się pozbywać. Wybory moralne stanowią istotną część gry, a sama rozgrywka potrafi postawić nas w sytuacji bez wyjścia - albo na szafocie znajdzie się głowa niewinnej guwernantki, albo Twoja.

Trzeba również zwrócić uwagę na formę gry. Adam jest zaciekawiony produkcją i chętnie sprawdziłby się w roli sędziego, do mnie jednak lekko kubistyczna, płaska forma graficzna nie przemówiła. Nie czuję tej formy. Po skończonym dniu w sądzie przenosimy się do domu, gdzie widzimy obradujących przy kolacji ludzi z dymkami rozmów przy głowie. I w zasadzie to tyle z fabuły.

W grze jest też mapa regionu, na której można planować strategie i rozstawienie wpływów. Jak to działa? Do końca nie wiadomo, gdyż nie dane nam było pobawić się nią dłużej i sprawdzić następstwa naszych kombinacji. Podsumowując, Revolution jest w dalszym ciągu jedną wielką niewiadomą. Jej dalszy wygląd zapewne ulegnie jeszcze zmianie, ale nie będzie to tytuł dla każdego. 

 

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze