Kiedy pierwszy raz usłyszałem o wibrujących słuchawkach, pomyślałem że to żart. Słuchawek na rynku bez liku, więc nic dziwnego, że ktoś postanowił jakoś wyróżnić się na rynku. Jednak gdy pierwszy raz założyłem słuchawki GXT Creon 7.1 od Trust, szybko zmieniłem swoje zdanie na ten temat.
Wygląd słuchawek Trust GXT Creon 7.1
Prezentują się estetycznie, choć nie powalają z wyglądu. Zdecydowanie jest to dla mnie brzydkie kaczątko firmy Trust. Dominującym kolorem jest biały, który słabo współgra z większością sprzętu, chyba że ktoś stworzył sobie arktyczne stanowisko. Jedynymi wybijającymi się elementami są czarne gąbki, zaślepki zamontowane na ramie i szare logo GXT. Innymi słowy: dużo do podziwiania to tutaj nie ma. Kabel również jest dość prosty i nie posiada nylonowego oplotu, który nie dość, że dobrze wygląda, to również przedłuża żywotność przewodu. Dzisiaj jest to niejako standard, o którym każdy producent stara się pamiętać, a jednak... Zabrakło tak podstawowego elementu.
Komfort noszenia - nausznice duże i zamknięte
W używania są dość wygodne. Poduszki w części nausznej są miękkie i choć nie całkowicie, to dość dobrze tłumią otoczenie. Nie ma tu elastycznego paska jak w poprzednich słuchawkach GXT 435 Ironn 7.1, ale zamontowana pod ramą gąbka również jest dość miękka i porządnie amortyzuje. Sama konstrukcja jest plastikowa, ale z metalowymi wzmocnieniami. Cieszy mnie to, bo nieraz całkowicie plastikowe słuchawki po jakimś czasie pękały, a nam pozostawało wtedy chwycić za klej lub spisać je na straty.
Granie i wibrowanie idzie w parze - Bass Vibration Headset
Bardzo dobrze wypada tutaj dźwięk. Jest on czysty w całym spektrum. Choć barwa dźwięku zdecydowanie jest ciepła, to dalej dobrze znosi się dźwięki o wysokich częstotliwościach. Również scena, dzięki cyfrowemu 7.1, jest rewelacyjnie oddana. Nie ma tutaj problemu z określeniem dźwięku w przestrzeni. Zdecydowanie dawno nie miałem na uszach słuchawek, które tak dobrze spisywały się podczas grania, słuchania muzyki czy oglądaniu filmów i seriali.
System wibracji, choć wydaje się być zwykłym dodatkiem, działa jak dla mnie świetnie. Jest to zdecydowanie dodatek dla kochających bas w muzyce. Sam pomysł jest niesamowicie prosty; otóż, gdy tylko ze słuchawek ma się wydobyć dźwięk niski - słuchawki wibrują. Nie jest to jednak tępa wibracja, wszystko jest dopasowane częstotliwością uderzeń do częstotliwosci basu. Jeśli jest to pojedynczy kick, wtedy wibracja będzie szybka, a im głębszy bas tym większa jej moc. Jeśli natomiast będzie to dźwięk przeciągnięty, słuchawki wejdą w tryb masażu uszu. A jaki to daje efekt? Odpowiedź jest prosta, fenomenalny. Można odnieść wrażenie że nie siedzi się przed własnym komputerem, tylko w potężnym Imaxie, gdzie masa głośników robi mega robotę. Sam system nie zaburza odbioru, a raczej potęguje doznania. Posiadamy też pokrętło, które pozwala nam na regulację mocy wibracji. Jedynym minusem jest fakt, że na niższych poziomach głośności, wibracja również jest słabo odczuwalna.
Funkcjonalność
Dużym plusem jest też pilot. Wyposażony jest on w dwa pokrętła. Jedno do sterowania głośnością, drugie do wymienionej wcześniej mocy wibracji. Znajduje się tutaj też przycisk do wyciszania mikrofonu i dioda, która pozwala kontrolować czy tenże jest aktywny czy też nie. Wszystko to proste i funkcjonalne, zwłaszcza, że pilot można doczepić do ubrania, aby zawsze był pod ręką.
Najsłabszym punktem całego setu jest dołączony mikrofon. Co prawda zbiera on dobrze dźwięki, ale niestety świetnie zbiera też dźwięk samych słuchawek. W ten sposób rozwiając chociażby na Discordzie tworzy się mocne przebicie, a słuchawki trzeba przyciszać niemal do minimum. Co do nagrywanego dźwięku jest on dość czysty, niestety stłumiony i cichy. Na odsłuchu miałem wrażenie, że założyłem sobie wiadro na głowę. Da się go używać do komunikacji, niestety wymaga on dość sporej ilości kalibracji żeby nie denerwować innych.
Podsumowanie
W moim odczuciu słuchawki wypadają świetnie. Co prawda jest w nich kilka mankamentów, ale stwierdzam, że wiele wody w wiśle upłynie, zanim zmienię je na inny model. Zdecydowanie miodny bass sprawia, że każdy fan niższych częstotliwości zakocha się w nich od pierwszego wejrzenia.