Lioncast LM30 - recenzja

lioncast-lm30-recenzja

Produkty Lioncasta kupiły moje serce już dawno temu. Nie są może idealne, ale nic nie jest, chyba że mamy kilka stów do wywalenia. Zazwyczaj jednak nie mamy, a sprzęt chcemy dobry, trwały i jeszcze ładny. Wtedy z pomocą przychodzi Lioncast, czyli niemiecka precyzja z minimalistyczną estetyką.

Ona, piękna i elegancka, druga połówka klawiatury!

Od razu na wstępie wywale jej jednak minusy, bo ta mysz nie sprawdzi się każdemu. To typowy przedstawiciel wielkiego, mało poręcznego gryzonia, wyładowanego kilkunastoma przyciskami do MMO, o sporej wadze i takim profilowaniu, że czujecie się, jakbyście rękę położyli spać na kanapie, nie zagonili właśnie do intensywnej pracy. Jest tak duża, że nie byłam w stanie precyzyjnie celować grając w Overwatcha. Używałam jej na zmianę z Tracer Gamezone Siege, która doskonale leży w dłoni, jest tania, szybka i ogólnie niezła. Efekt? 5 rund przegranych, zmiana myszy, 5 rund wygranych (albo chociaż względnie dobrych, gdzie udało mi się powalczyć, a nie tylko umierać). I tak w kółko. Było to tak nieprzyjemne doświadczenie, że nie mogę polecić tej myszy osobom grającym w CS'a, Fortnita czy Overka. Nie ma szans dobrze grać w Battlefieldy czy World War 3. No nie da się. Ale...

Jest też typ gracza, którym byłam jeszcze kilka lat temu, a większość moich znajomych jest do dzisiaj. Samotnik, wolny strzelec, którego największą miłością są gry fabularne. Ewentualnie mniejszy samotnik, czyli fan MMO, stary wyjadacz WoWa i miłośnik bindów, skrótów, makr i wszystkiego, co może zwiększyć szanse w walce o najlepszy DPS na rajdzie. A Ci zakochają się w tej myszy. Jest ogromna, wygodna, ma pierdylion przycisków do zbindowania i świetny profil, który układa nam rękę w bardzo wygodny sposób do intensywnego klikania. Szczególnie dużo uwagi dostał kciuk, który ma iście królewskie warunki.

Jeśli dopasowaliście się do jednej z tych grup, albo po prostu macie ręce ogromne jak goryl i wciąż uznajecie, że to mysz dla Was, to zapraszam dalej. :)


Wymiary tego misiaczka to 12.1 x 8.1 x 4.1 cm. Niby nie brzmi to jakoś super groźnie, ale wierzcie mi. Pierwszy raz, moja ręka w całości znalazła się na myszy, nie szurając po podkładce. Miła odmiana (chociaż czułam się jak dziecko posadzone na blacie, machające bezradnie nóżkami bo nie może zejść). Kciuk jest solidnie odizolowany, dzięki wgłębieniu na niego nie będzie się przemieszczał. Możecie dać mu odpocząć, kiedy akurat nie śmiga po 12 bocznych przyciskach. 

Co ciekawe, boczne przyciski sa wyprofilowane pod różnym kątem, dzięki czemu łatwiej jest złapać odpowiedni rząd. Pamiętam moje pierwsze starcie z myszka do MMO, Razer Naga. Pierwsze tygodnie nauki gry, to była tortura. Ciągle trafiałam odwrotnie niż planowałam.

Na szczęście z wiekiem przyszło mi to łatwiej, a tutaj jest już zupełnie proste, bo kciuk wędruje po 2 rzędach nie 4 i trafi zawsze między jedną ''szóstkę'' przycisków, a drugą.

Oprócz tego że jest duża, to jest też całkiem ciężka, co zawdzięcza kilku odważnikom. Możemy sobie dostosować wagę do naszych potrzeb, a nawet zmienić środek ciężkości myszy. 

Do tego otrzymujemy pudełko na ciężarki oraz zapasowe ślizgacze. Standardowe wyposażenie, plus kabel w oplocie. Ale wciąż zdarza się sprzęt, który tego nie ma. Tak samo jak dedykowanego oprogramowania, którego tutaj nie brakuje.

LM30 zostało wyposażony w średniej półki sensor Avago 9800. Biorąc pod uwagę, że jej kontrukcja i tak nie nada się do strzelanek, nie ma szczególnie sensu przejmować się tym jak sobie radzi w tak precyzyjnej robocie. Jest stworzona do bycia wygodną i ułatwienia życia graczom MMO, nie do zabójczego celowania.

Nie testowałam jeszcze dobrych myszek do RPG-ów w cenie 170zł. Zazwyczaj są to drogie i wybajerzone myszki o pokracznej konstrukcji i średniej jakości. Lioncast uwodzi dokładnością, dopasowaniem elementów. Delikatną fakturą i przyjemnymi jakościowo materiałami. Nie jest to sprzęt najwyższej półki, ale nawet wyglądem mówi sam za siebie ''zobacz, jestem prosty, ale skuteczny''.

Jutro albo pojutrze pojawi się również test klawiatury LK300, pełnego odpowiednika mojej ukochanej klawiatury LK200. Czy większy model faktycznie okazał się jeszcze doskonalszy? Dzisiaj jeszcze Wam nic nie zdradzę!

Podobał Ci się artykuł? Podziel się z innymi:
Ja, Rock!
Ja, Rock! Autor artykułu

Szalona zbieranina różnych osobistości o których mogliście usłyszeć. Znajome twarze, nietuzinkowi twórcy, a przede wszystkim koneserzy dobrej zabawy.

chat 0 Komentarzy

Podobne artykuły

Korzystając ze strony zgadzasz się na użycie plików cookie. Więcej informacji.