Mało kiedy piszę o e-sporcie, bowiem zwyczajnie nie interesuje mnie tak, jak gry. To samo dotyczy i innych sportów, które zamiast oglądać w telewizji, to staram się (w miarę możliwości) uprawiać. Nie jestem jednak ignorantem i wiem, że niektórzy chętnie wcielają się w kibiców, dopingują drużynę, czy po prostu „jarają” się oglądaniem sportów, czy e-sportów. Nie ma w tym dla mnie niczego dziwnego, nikogo nie potępiam i niech każdy robi co mu się podoba, bo czemu by nie? Niemniej sytuacja w Fortnite jest dla mnie nieco dziwna. Już tłumaczę dlaczego.
Dziecko zostało profesjonalnym graczem Fortnite
Joseph Deen ma osiem lat i już podpisał kontrakt z e-sportową organizacją Team 33, zapewniający mu 33 tysiące dolarów oraz sprzęt do grania o wartości 5 tysięcy dolarów. Ośmiolatek znany jest w Sieci pod Nickiem Gosu33 i trenuje z zespołem od dwóch lat. Jak sami widzicie, całość zakończyła się podpisaniem oficjalnego kontraktu, który czyni Josepha Deena profesjonalnym graczem Fortnite oraz jednym z najmłodszych e-sportowców.
Czemu zatem sytuacja ta nie do końca mi się podoba? Nie będę Wam truł, że w moim odczuciu ten wiek to idealna okazja, aby szaleć na podwórku (zwłaszcza w czasach pandemii…). Nie jestem boomerem, aby marudzić, że KIEDYŚ TO BYŁO, czy dzieciaki nic nie robią, tylko siedzą przed komputerem. Zwracam jednak uwagę, że Fortnite ma PEGI 12. Wiem, że znaczek ten to tylko sugestia, której nie trzeba brać na poważnie, niemniej tutaj ewidentnie pokazujemy ignorowanie pewnych wytycznych.
PEGI nie ma jednak mocy, o czym wspomniałem już, więc pora na inny argument. W turniejach Epic Games gracze muszą mieć minimum 13 lat, aby mogli brać w nich udział. Joseph Deen będzie musiał zatem „chwilę” poczekać, aby legalnie wygrywać dla Team 33 zawody. Niemniej większość innych zawodów w Fortnite ustawia swój próg minimalny na lat 16. Ciekaw jestem, czy dla Gosu33 robiony będzie wyjątek, czy też powstanie seria turniejów junior.
Z jednej strony gratuluję ośmiolatkowi w zasadzie spełnienia marzeń – nie tylko swoich, ale i moich! Sam bowiem marzyłem, aby profesjonalnie grać w gry i jako człowiek przed trzydziestką z zazdrością patrzę, jak „smark” osiąga coś, co mi nie było dane. A tak poważnie, mam nadzieję, że rodzice trzymają rękę na pulsie i wiedzą, kiedy powiedzieć STOP. Nie ma się co bowiem łudzić, ale muszą aktywnie brać udział w całym tym zamieszaniu. Liczę na to, że chłopak nie jest dla nich maszynką do robienia pieniędzy, a zwyczajnie całe to „bycie profesjonalnym graczem” to rodzaj przygody, zamiast czystego biznesu i marketingu.