Aladyn - recenzja

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 03 Czerwiec 2019
  • Komentuj 2

Aladyn nigdy nie należał do moich najukochańszych bajek Disneya, zawsze zostawał z tyłu gdzieś za uwielbiam Zootopię, a kocham Pocahontas. Pośród tylu wspaniałych bajek historia złodziejaszka z małpą jakoś nie porywała mnie aż nadto, aczkolwiek nigdy nie odmawiałam jej odrobiny uwagi, gdy akurat wjeżdżała do odtwarzacza VHS (stare, dobre video! Wciąż gdzieś mam z kolekcją Disneya!). Mimo wszystko nie odpuściłabym Aladyna live action, tym bardziej, że głęboko wierzyłam w zdolności Willa Smitha w roli dżina. Jak to ostatecznie wypada na wielkim ekranie? Zapraszam Was na egzotyczną wycieczkę po Agrabah!

You ain't never had a friend like me

Wczoraj dowiedziałam się od Bartka, że być może będę jedyną osobą, która oceni film pozytywnie. Oczywiście tak nie jest, opinie są różne, ale faktycznie, szukając na szybko znalazłam mnóstwo negatywnych komentarzy. Mało tego, znalazłam mnóstwo zarówno przytyków jak i pochwał, które dotyczyły tych samych aspektów! Wniosek płynący z tego odkrycia jest oczywisty. Ile osób tyle opinii, a każda recenzja jest szansą na to, że obejrzycie gniota lub przegapicie perełkę. Niech więc popłynie i moja subiektywność, bo powiem Wam dlaczego mi się podobało. Nie zachwyciło, ale z pewnością były to bardzo, bardzo fajne dwie godziny.

Agrabah - stolica kolorów 

Gdyby każdy film miał w sobie elementy bollywood, życie byłoby piękniejsze. Tak kolorowej uczty moje oczęta nie widziały od dawna. Żywe, ostre, egzotyczne, radosne. Takie komentarze wymieniałyśmy z koleżanką przy prawie każdej scenie. Nie można było oderwać wzroku od ekranu, bo po prostu co rusz coś przykuwało uwagę.

Oprócz kolorów, bogactwa i przepychu pojawiały się też elementy, które po prostu robiływ rażenie wykonaniem. I tutaj mówię o zwierzętach z CGI. Tygrys Rajah i małpka Abu były wykonane tak realistycznie, że naprawdę, nie dowierzam dalej, że to tylko wytwór komputerów, a nie żywe, wynajęte stworzenia. Smoki z Gry o Tron chowają się ze wstydu. 

Do tego wszystkiego cały czas coś się dzieje. Mimo aż 120 minut, film przeładowany był akcją w każdej minucie, delikatnie poprzecinany zabawnymi dialogami, które mnie bawiły. Nie jest to humor wyszukany, powtarzanie i łapanie za słówka, ale to taki humor zrozumiały dla każdego i uroczy na swój sposób. A nie ukrywajmy, na Aladyna nie idzie się po cięte riposty i puszczanie oczka do widzów, tylko po piękną historię i piosenki, które będziemy śpiewać na każdej domówce.

Dżasmina i Dżin - Dwie Dżagi tego filmu

Aladyn w tym filmie nie istnieje. Nie wiem czy go nie zapomnę za kilka dni. Natomiast Jasmina (w tej roli obłędna Naomi Scott) i Will "Best Dżin Ever" Smith skasowali jakąkolwiek konkurencję. Jeżeli baliście się o postać Willa Smitha w roli Dżina, fear no more! Po pierwszy jest zabawny i pękałyśmy ze śmiechu, a pod rugie między nim a Aladynem jest rodzaj takiej prawdziwej chemii, że wyglądali jakby przyjaźnili się w ten pokrętny sposób całe życie. Zbudowali wiarygodną relację, a piosenka "friend like me" brzmiała jak stworzona dla nich. Oczywiście mówię tu o oryginalnej wersji językowej, bo po polsku ta magia nieco zeszła. Natomiast wielkiem pocieszeniem dla tych co muszą przeboleć dubbing z różnych przyczyn będzie Natalia Piotrowska ze Studia Accantus, która osłodzi Wam swoim głosem ten seans. A Naomi Scott? Przez cały film myślałam sobie, niby znam te utwory na pamięć, ale jakoś tak, nie porwały mnie, ale jej wykonanie Speechless po prostu wgniata w fotel. I to właśnie nowa piosenka przyćmiła nawet Arabską Noc. Dżasmina 2019 zniewala! Ta kobieta jest po prostu stworzona do tego filmu. Przysięgam Wam, że komplementów na jej temat mogłabym znaleźć więcej, ale wspomnę na koniec tylko, że ma fantastyczną damę dworu Dalię, której nie było w starej wersji, a szkoda, bo jest prześmieszna i spodobała się Dżinowi, więc chłopaki mają podójną motywację, żeby pokonać Dżafara.

Jeśli dobrze pamiętacie animację, to zauważycie kilka drobnych zmian, ale absolutnie nie mogę powiedzieć, żeby były to zmiany na gorsze. Ze wszystkich wersji live action ta produkcja Disneya podobała mi się póki co najbardziej. Towarzyszy mi teraz uczucie przebytej w śnie przygody. Wiecie jak to jest, budzicie się rano i chociaż za żadną papugę nie pamiętacie co robiliście dokładnie, to więcie, że to był epicki sen godny miliardów Harrego Pottera! Z tym filmem jest tak samo, kompletnie nie pamiętacie fabuły, ale takie sceny jak Speechless czy bollywoodzki taniec zapamiętacie na długo. I cały czas będzie Wam kolorowo i różowo, mam nadzieję, bo mnie trzyma do teraz!

Dobra robota Guy'a Ritchie'go! Polecam przejść się i sprawdzić film osobiście, zanim jakaś krytyczna recenzja zniechęci Was do takich wschodnich delicji!

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze