Weekend z Netflixem #6 - Nightflyers

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 16 Luty 2019
  • Komentuj 3

Nightflyers nie miało potencjału na arcydzieło gatunku. Dobra, ale mało znana obsada aktorska, historia napisana prawie 40 lat temu przez autora Gry o Tron, standardowy motyw z wyprawą badawczą i obcy byt, od którego wszystko złe bierze swój początek. Niby schemat oklepany, a jednak ogląda się przyjemnie.

Gatunek Sci-fi przestaje zaskakiwać

Po remake'u Lost in Space czekałam na coś, co pozwoli mi na nowo czerpać frajdę z oglądania science fiction. Nie powiem, trochę zmęczyłam temat i faktycznie zaczęło mnie to nużyć. Ciągle te same stacje kosmiczne, oglądanie tych samych rozwiązań i plot twistów. Lost in Space było inne, świeże, nietuzinkowe, a do tego słodkie i rodzinne, jednocześnie wciąż pełne sci-fi (choć bardziej fiction niż science). Zresztą, chyba nawet od niego zaczęłam serię Weekend z Netflixem, więc zapraszam na recenzję Lost in Space.

Nightflyers jest zupełnym przeciwieństwem Losta. Rozkręca się miarowo, ale powoli. Jest ponure i smutne, chociaż jednocześnie lekkie, przez brak typowej dla gatunku głębi nad rozpadem ludzkości, egzystencją w kosmosie i technologicznych zawiłości.

Ja obejrzałam właściwie ''na raz''' i taki to też serial. Nie wymaga specjalnego podejścia, nie wymaga za dużo zaangażowania od oglądającego. Wątki są jasno rozpisane, wszystko podane na złotej tacy i pokrojone w malutkie kosteczki, żeby jak najbardziej ułatwić nam przyswojenie historii. 

Wielowątkowa fabuła przestaje skupiać uwagę na kluczowym wydarzeniach

Jak większość scifików fabuła ma swoje małe głupotki (np. choroba, po której dziecko się dosłownie rozpadło w pył) i nie jest konsekwentna. Mamy tu 3 główne ''zła''. Każde niebezpieczne dla załogi i właściwie nie wiadomo z kim tu walczyć.

Pojawiają się osoby o telepatycznych zdolnościach, które przez sprzężenie stanowią tykającą bombę, mamy wielkiego kosmitę Volcryna, który manipuluje zachowaniem członków załogi, mamy też zbuntowaną SI, która nie jest do końca SI i nawet dziwny twór cyborgopodobny, którego przeznaczenie w serialu jest mi do dziś nieznane. 

Wszystko ciągnie się jakoś tak powolnie, a ponury klimat wcale nie buduje napięcia, jakbyśmy z góry mieli założyć, ze cała wyprawa nie miała sensu. I tak też wyszło. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego. Obejrzałam, było nieźle, ale jednak głębia serialu gdzieś się zapadła pod otoczką smutnego końca, który jest nieunikniony.

Nawet dobry aktor nie uratuje nudnego scenariusza

To co najlepiej wyszło, to zdecydowanie dobór aktorów do postaci. Ich charaktery są tak różnorodne, że bardzo szybko wybiera się tych kilka osób, którym kibicujemy najbardziej. Wszyscy są trochę źli, trochę dobrzy i stanowią swoje doskonałe uzupełnienia. Na szczególną uwagę zasługuje jednak początkująca aktorka Maya Eshet (wcześniej widziałam ją w ''To The Bones''), która zagrała Lommie. Bohaterkę o zdolnościach, które pozwalały jej połączyć się z komputerem. Wybitny talent, nieco ekscentryczna postać, ale jak najbardziej wiarygodna. 

I wszystko byłoby ekstra, gdyby nie adaptacja z 1987 roku. Tam główny wątek szalonej SI i jej cyborga zdecydowanie przodował, a reszta stukniętych naukowców była tłem. Tutaj mamy tło dła tła. Żaden wątek nie jest ważniejszy, przez co ostatecznie nie wiadomo, co właściwie jest przyczyną i celem. I chociaż dzisiaj ta stara ekranizacja jest niezjadliwa, bo jest tak retro, że ciężko skupić na niej wzrok, to była chociaż zrozumiała. Tu nie musimy nic rozumieć, wszystko czego nie rozumiemy zostanie nam wyjaśnione ''w kolejnym odcinku'', ale balans wątków wbrew pozorom sprawi, że jednak nie zapamiętamy tej historii, jako najlepszej dla gatunku. 

Jeżeli jednak lubicie klimaty science fiction, to zdecydowanie polecam. Nie słuchajcie nagonki, bo nie jest źle. Fajny serial na wieczór, na weekend czy nawet do obiadu. Ładny, dobrze zagrany i zgrabnie zamknięty w 10-ciu odcinkach. Prosty i rozrywkowy serial, godny produkcji od SyFy. Nie jest to może rewelacyjne The Expanse, ale to takie ''Z-Nation gatunku postapo''. Mocne 6/10.

Zobacz inne recenzje z cyklu Weekend z Netflixem.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze