We are gamers

  • Autor: Sandra Sandman
  • Opublikowano: 28 Styczeń 2019
  • Komentuj 1

Wczoraj, dziś i jutro. Wszyscy jesteśmy graczami i jest nas coraz więcej. Wreszcie nie postrzega się nas jako nerdów w kraciastych koszulach, a widok grającej dziewczyny przestaje dziwić. Gry urzekły mnie od wczesnych lat dziecięcych: najpierw elektroniczni bracia GameBoya na kartridże, potem przyszedł czas na słynnego wówczas Pegasusa, podróbkę Nintendo NESa. A gdy miałam 9 lat, dostałam pierwszego peceta… no i się zaczęło. 

Przyznam się bez bicia: byłam uzależniona od gier. Granie pozwoliło mi zapomnieć o problemach świata codziennego, po ciężkim dniu w szkole wejść do wirtualnego wymiaru pełnego magii. Przemierzanie kosmosu i ratowanie galaktyki, zabijanie potworów, wyścigi na torze czy kierowanie starożytną rzymską armią sprawiało mi – i wciąż sprawia – ogrom frajdy i pozwala zapomnieć o codzienności. Zjawisko immersji to coś, czego doświadczają przede wszystkim gracze: „zatopienie” się w fikcyjnym świecie, jakby się tam było, to nic nowego i jest nam znane od lat. To w grach tak bardzo identyfikujemy się z kierowanymi przez nas bohaterami, że aż czujemy, jakbyśmy byli w ich skórze. I to było moim remedium na problemy. A przy okazji świetną zabawą. 

Przez wiele lat uznawałam wyższość grania pecetowego nad konsolowym, uważałam się za gracza hardkorowego, uwielbiałam wyzwania w grach i wysokie poziomy trudności. Sprzyjał temu czas wolny i jeszcze raz czas wolny. Granie na PC ma swoje plusy – dla entuzjastów detali graficznych to z pewnością najlepsza możliwa opcja, mnogość konfiguracji, łatwość rozbudowy i wielozadaniowość PC to bardzo mocne za tym argumenty. Jednak przez ostatnie 21 lat mojego grania na PC zmieniło się bardzo dużo – nie tylko w grafice. Pod koniec lat 90-tych gry były stosunkowo drogie i nie tak latwo dostępne jak dziś. Szło się do Empika lub innego sklepu, albo na giełdę komputerową, w celu zakupu gier „legalnych inaczej”. Wówczas leżały tam sobie puste pudełka z okładkami drukowanymi na domowej drukarce, prosiło się o takiego Quake’a, pan sprzedawca mówił aby poczekać chwilę, szedł na tyły i wyciągał płytę. Kazik Wielki za giercę i już się szło ogrywać najświeższy, jeszcze gorący tytuł. 

Były to też czasy popularnych wówczas magazynów komputerowych: CD-Action, Click!, Świat gier komputerowych i Cybermychy. Dla mnie przed erą szerokopasmowego internetu to było jedyne źródło wiedzy o growym światku. Szczególnie CD-A i ich znakomite teksty i pełne wersje gier na CD (a potem DVD), które były też dla wielu jedynym źródłem legalnych gier PC. Wyrosłam na CD-Action, ich stronie www i forum (ponad 10 000 postów się uzbierało przez ponad 10 lat). Jeszcze przed popularnością social mediów, forum CD-Action było jednym z największych miejsc do dyskusji o grach. Dopóki nie ukończyłam studiów, byłam bardzo zaangażowana w granie na PC i siedziałam bardzo głęboko w świecie growych hardkorów. Pisałam komercyjnie dla Gry-online, CD-Action i ARHN.eu. Aż poszłam do swojej pierwszej biurowej pracy jako graphic designer. No i się zaczęło… 

Praca – szczególnie taka pełnoetatowa poza domem – zmienia bardzo dużo w życiu człowieka. Praca i wyprowadzka ''na swoje'' zupełnie (i bez dziwienia) zmieniły moje życie. W tym również sposób grania i podejście do gier. Wcześniej bardzo dziwiło mnie kiedy gracze w okolicach 25-30 lat, którzy zakładali rodziny, stawali się growymi casualami i grali coraz mniej. Aż przekonałam się na własnej skórze, co z człowieka robi siedzenie 40 godzin za biurkiem tygodniowo. Po paru latach staje się to na tyle intensywne i męczące, że nie chce się siedzieć kolejnych godzin przy biurku w domu, sztywno na fotelu gapiąc się w monitor. Pewnie znajdą się wyjątki, ale mogę się założyć, że zdecydowana większość graczy podziela moje zdanie w tej kwestii. Mnie po prostu zaczęły męczyć te hardkorowe erpegi z milionem statsów, turami i trybem „no one will survive”. Zaczęłam grać wygodnie, na luzie i znowu czerpać przyjemność z giercowania. I nie oznaczało to rezygnacji z peceta. 

Urzekło mnie Playstation 3. To tutaj poznałam Nathana Drake’a, odkryłam tajemnice w filmowym Heavy Rain i przemierzałam dziki zachód w Read Dead Redemption. Poznałam to, co gracze konsolowi mieli od zawsze: komfort, wygodę grania i… ekskluzywne tytuły, których próżno szukać na rynku pecetowym. Zaczęłam rozumieć konsolowców i wojenka „PC Master race” z nimi widziała mi się jako gównoburza gimbazy, która ma za dużo czasu i musi wylewać swoje żale na ''pejsbuku''. Dziś nie czuję przywiązania do żadnej platformy – podstawą są dla mnie gry, a nie sprzęt. Pecet stoi sobie z boku jako stacja robocza z podłączonym 50 calowym TV i padem od Xboxa One. A jako, że Microsoft wprowadził kilka lat temu „Xbox Play Anywhere”, mogę grać na PC w tytuły z Xboxa legalnie, płynnie i bez ograniczeń. Pod stolikiem dumnie prezentuje się PS4, które onieśmieliło mnie fenomenalnym Detroid: Become Human, świeżym i dynamicznym God of War czy wyjątkowo wciągającym The Last of Us Remastered. Takie gry po prostu nigdy nie pojawią się na PC. Deal with it… or play it. ;) 

Czy zamierzam rezygnować z grania? Czy przesiądę się na granie na smartfonie? Naturalnie, że nie! Mimo, że granie na smartfonach to obecnie najpopularniejsza i wciąż rosnąca gałąź przemysłu gamingowego (a w niektórych krajach Azji granie mobilne totalnie zdominowało rynek) uważam, że przyszłość leży jednak w dużych ekranach i rzeczywistości wirtualnej, gdzie jako gracze staniemy w szranki z innymi dosłownie czując się, jakbyśmy tam byli. Już bez udawania, bowiem VR bardzo skutecznie oszukuje ludzki umysł, choć do ideału mu jeszcze wiele brakuje i to wciąż raczkująca technologia. 

Granie zawsze było i jest dla mnie ważną częścią rozrywki. Angażuje o wiele bardziej niż film czy serial, wciąga mocniej niż najlepszy odkurzacz najlepsza książka. Zmieniła się jedynie forma tego jak gram – wygodnie, na kanapie, przed wielkim ekranem z dobrym nagłośnieniem, a nie garbiąc się przy biureczku na sztywnym fotelu. I myślę, że większość dorosłych graczy wybiera tą drogę – życie nie wybiera, nie jest lekko i trzeba myśleć o własnym komforcie, ale i możliwościach, jakie daje dzisiejszy sprzęt. Dziś zresztą granice konsol i PC zacierają się. Gry kosztują zasadniczo tyle samo, z tą różnicą, że konsolowe wersje można jeszcze odsprzedać, PC działa w trybie konsoli, a konsola w trybie PC (Microsoft potwierdził obługę klawiatury i myszy w Xboxie One), konsole obsługują już 4k i dościgają pod tym względem pioruńsko drogie PC, w których koszt karty graficznej równa się ceny konsoli. Jeśli nie jesteśmy graficznymi purystami i nie liczymy pikseli na ekranie, to jest duża szansa, że konsolowe granie będzie wystarczające do naszych potrzeb. Oczywiście są to pewne uproszczenia i nie jest tak idealnie, jak mogło by się wydawać. Wiem, że wciąż mamy mnóstwo hardkorowych graczy, którzy murem staną za PC, fani myszki i klawiatury to wciąż znacząca liczba ludzi (szczególnie w MMO i sieciowych shooterach), jednak rynek na zachodzie już dawno zrozumiał, że jeśli gry na PC i konsolach kosztują tyle samo, a konsole są znacznie tańsze i oferują w pewnym rozumieniu lepsze przeżycia, to wybór jest oczywisty. 

I wcale nie zamierzam tutaj gloryfikować konsol. Niech każdy gra tak, jak mu wygodnie. Grać warto, bo jak mówią badania, granie ma korzystny wpływ na hamowanie rozwoju chorób neurodegeneracyjnych, np. Alzheimera, refleks i ogólną sprawność umysłową. Nieważne, czy 2048 czy Gearsy, ważne, aby grać. Jeśli się to lubi - choćby i na kalkulatorze czy lodówce – oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. :) 

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze