Recenzja klawiatury Thor 300 TKL

  • Autor: Mateusz Łysoń
  • Opublikowano: 19 Wrzesień 2017
  • Komentuj 7

Klawiatura oparta o niezależne od siebie przyciski w postaci znacznie droższego mechanika, czy tańsza wersja oparta na gumowych membranach z przełącznikami? Kilka tygodni temu z pewnością odpowiedziałbym, że różnica pomiędzy nimi nie jest warta wyższej ceny, ale teraz… no cóż, odpowiedź znajdziecie w poniższej recenzji klawiatury Thor 300 TKL.

Na początek przynudzę Was odrobiną suchych faktów i szczegółowej specyfikacji. Thor 300 TKL został wyprodukowany w dwóch wariantach — decydując się na czerwone przełączniki marki Outemu, będziemy skazani na białe podświetlenie klawiszy, a w przypadku niebieskich switchów będzie ono zielone. Ze względu na pozbycie się części numerycznej (stąd skrót TKL w nazwie), klawiatura waży zaledwie 700 gramów i jest dosyć wąska, a jej wymiary wynoszą kolejno 335 × 134 × 38 mm.

Długość oplecionego przewodu sięga 160 cm, a 87 klawiszy wykonanych w technice Double Injection posiada lekko wklęsłą powierzchnię o chropowatej fakturze z miłą dla oka czcionką. Ponadto na pokładzie znalazła się technologia N-Key Rollover, jedenaście przycisków multimedialnych (od F1 do F11) oraz 20 trybów podświetlenia z trójstopniową regulacją jasności diod znajdujących się pod każdym z przełączników.

Czas na sprawdzenie powyższej specyfikacji w praktyce, czyli co tak naprawdę znajduje zastosowanie w rzeczywistości. Na początek pierwsza rzecz rzucająca się w oczy, czyli sam rozmiar klawiatury. Pozbawienie Thora 300 klawiszy numerycznych miało za zadanie ułatwić transport i najzwyczajniej pozbyć się najmniej użytecznej części klawiatury — wiecie, wszystko w imię gamingu! Takie rozwiązanie z pewnością spodoba się użytkownikom, którzy cenią sobie wolną przestrzeń na biurku i chcą zmieścić wszystkie swoje komputerowe peryferia do podręcznego plecaka.

Amatorzy wyładowywania emocji na otaczającym sprzęcie również będą wniebowzięci, ponieważ aluminiowa obudowa jest naprawdę wytrzymała. Mając przed oczami ogromną ilość połamanych wsporników, a nawet złamanych w pół klawiatur postanowiłem przeprowadzić nieco ekstremalną próbę w ramach ''kontrolowanego'' testu. Mały sprawdzian polegał na sprawdzeniu wytrzymałości konstrukcji i obu nóżek, które… nie poddały się nawet po użyciu (łagodnie mówiąc) niecodziennego nacisku. Sama podstawa okazała się równie mocna i wszelkie próby wygięcia ją w jakąkolwiek stronę nie skończyły się żadnym uszkodzeniem. Do tego dochodzą dobrej jakości ślizgacze, które skutecznie powstrzymują konstrukcje przed przesuwaniem się po blacie.

Miłym dodatkiem okazały się również kanaliki pozwalające na schludne odprowadzenie kabla z trzech stron klawiatury i nie tylko! Wystarczy ułożyć przewód Thora 300 w specyficzny sposób, aby otrzymać dostęp do drugiej części, która pozwoli nam na przeprowadzenie dodatkowego kabla np. myszy. Takie rozwiązanie docenią zwłaszcza fani częstych podróży ze sprzętem, ponieważ w kilka sekund możemy ułożyć i ukryć przewody tak, że zahaczenie o nie będzie niemożliwe.

Zastosowanie osobnej białej diody z trójstopniową regulacją natężenia dla każdego przełącznika okazało się strzałem w dziesiątkę, ponieważ końcowy efekt był naprawdę warty świeczki. Każdy przycisk jest równomiernie podświetlony, a w całkowitej ciemności dystans pomiędzy poszczególnymi klawiszami zlewa się w ciekawie wyglądającą białą poświatę.

Samo oprogramowanie diod stoi na przyzwoitym poziomie i wśród zaimplementowanych opcji znajdziemy kilka użytecznych trybów. Najważniejszym z nich jest oczywiście stałe podświetlenie dla wszystkich klawiszy, a na wyróżnienie zasługują specjalnie przygotowane tryby dla kilku gatunków gier (CS: GO, LoL) oraz możliwość zapisania dwóch profili użytkownika.

À propos światełek… diody sygnalizujące włączenie caps i scroll locka są bardzo jasne i wyraźnie wyróżniają się na tle całej klawiatury. Możemy się tym irytować albo docenić pomysł twórców, ponieważ takie rozwiązanie sprawia, że od razu zauważymy przypadkową aktywację jednego z nich.

Do testu otrzymałem wersję z czerwonymi przełącznikami marki outemu, które cechują się w pełni liniową pracą bez sygnalizacji aktywacji. Wymagana siła nacisku wynosi 45 gramów, a klawisz z żywotnością do 50 milionów kliknięć reaguje już po wciśnięciu na około 2 mm (maksymalnie 4 mm) i powraca na pierwotną pozycję znacznie szybciej, niż w przypadku klawiatur membranowych. Nie wszystko jest jednak takie idealnie, ponieważ takie rozwiązanie niesie za sobą ryzyko przypadkowych wciśnięć.

Z czerwonych przełączników outemu jestem naprawdę zadowolony, ponieważ ich praca jest zbliżona do klawiszy w klawiaturach membranowych i są dedykowane nam — graczom. Wprawdzie zastąpienie swojego staruszka Thorem 300 TKL nie poprawiło moich umiejętności w grach i nie zrobiło ze mnie najszybszego pisarza na świecie, ale muszę przyznać, że przepaść pomiędzy tymi dwoma produktami jest ogromna. Różnica nie polega tylko na znacznie lepszej jakości wykonania, ale również na szybszym odbiciu klawisza od momentu jego aktywacji, solidniejszym osadzeniu przycisków na switchach oraz zdecydowanie wyższym komforcie użytkowania.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze