Netflixowa Sala Samobójców

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 01 Lipiec 2018
  • Komentuj 7

Pamiętacie jeszcze Salę Samobójców z 2011 roku? Dla Polaków absolutny przełom, film kontrowersyjny, dziwny i jednocześnie nakecony tak, że kompletnie nie przypominał typowych polskich produkcji. Nawet moja mama się wybrała, i co dziwne, była zadowolona. Czy był dobry czy nie, to już zależy od naszych preferencji, ale z pełną świadomością mogę stwierdzić, że był ważny. 

Dwa lata później brytyjska pisarka Lottie Moggach wydała książkę Kiss Me First, która w tym roku doczekała się luźnej serialowej adaptacji. W tym miesiącu serial został dodany na Netflixa i mam wrażenie, że cofnęłam się o 7 lat. 

Historia opowiada o Leili, młodej dziewczynie, której ciężko chora matka umiera i zostawia ją kompletnie samotną. Dziewczyna znajduje jednak wsparcie w nietypowej grupie ''Czerwona pigułka''. I tutaj kończą się rozbieżności, bo reszta jest żywcem wyjęta z Sali Samobójców.

Ekipa Red Pills spotyka się w wirtualnej rzeczywistości, stworzonej przez firmę Azana, coś jak odpowiednik naszego Google. Banda wyrzutków w komputerowej grze, tak ich postrzegają rodzice i obcy, którzy nie pojmują wagi tych spotkań. Młodzi pod dowództwem Adriana mają jednak cel, trwać razem, póki ich lider nie zabierze ich tam, gdzie wszyscy będą mogli być razem. A do tego czasu daje im wszystko to, czego potrzebują. 

Chwilowe oczarowanie jednak ustępuje, gdy inteligentna Leila zaczyna dostrzegać realne efekty działań Pigułki. Jeden z nich popełnił samobójstwo, czego reszta zdaje się nie dostrzegać. Zwłaszcza Tess, która pod pozorem przyjaźni werbuje ją w szeregi tajnego stowarzyszenia.

Serial póki co oceny zbiera przeciętne, zupełnie jak nasza polska produkcja. Po raz kolejny ktoś chwycił się za temat ucieczki młodych ludzi z problemami w objęcia komputera i wirtualnych znajomych. I o ile sami bohaterowie (ale niestety również prawdziwi ludzie) przekonani są o leczniczych właściwościach wyimaginowanego świata, to dla wszystkich widzów przemawiająca będzie świadomość, że dziewczyny uśmiechają się tylko wtedy, kiedy są razem - realnie. Jasne, kusi je wizja wspólnoty z innymi anonimowymi avatarami, ale prawda jest taka, i nie wiem czy to przypadek czy celowe działanie reżysera, że prawdziwą radość przeżywają właśnie poza siecią. 

To są ważne aspekty życia ludzi z pokaźnym bagażem emocjonalnym, często depresyjnych. Niestety, wciąż bagatelizowane. W Kiss Me First dochodzi do tego ciekawa otoczka sprzętu do VR, trochę na wzór tego z Player One. O ile w Sali Samobójców Dominik mógł jedynie rozmawiać wcielać się w swojego avatara, to w Azanie można wszystko poczuć, wszystkiego doświadczyć. Taka wizja kusi, a jeżeli znajdziemy tam duchowego partnera, kogoś kto nas rozumie? Alarm powinien łupać nam w głowie niczym młot pneumatyczny. 

Podejrzewam, że brytyjska widownia wiele od naszej się nie różni. Dla nich zapewne będzie to równie wstrzasająca produkcja, co dla nas 7 lat temu Sala. Miło wiedzieć, że byliśmy pierwsi z dobrym pomysłem, ale zachodnia kopia jest całkiem udana. Historia wyobcowania, paniczna potrzeba bycia dostrzeżonym i bezganiczna, uległa wdzięczność za zrozumienie, a w opozycji Leila, która w przeciwności do Dominika walczy o swoich przyjaciół w realnym świecie. Mamy więc fajną mieszankę zarówno smutnego przekazu z Sali jak i walecznej przyjaźni rodem z Player One. Ciekawe zestawienie i strawniejsze niż historia bogatego nastolatka ze skłonnościami do cięcia.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze