Lek na śmierć - Recenzja

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 27 Styczeń 2018
  • Komentuj 2

Druga część Maze Runnera zakończyła się dość smutno. Teresa zdradziła Thomasa, Newta i Minha. Ogólnie ich przygody do najlżejszych nie należały, a tu jeszcze nóż w sam środek pleców. Kto to widział bratać się z wrogiem? No Teresa właśnie. Najjaśniejsza gwiazda ostatniej części. Kobieta, która zmieniała rozkład sił w każdej sekundzie filmu. 

I powiem Wam tylko, że trzecia część nie skończyła się smutno. Ona po prostu łamie serce, przygniata Cię bezsilnością i zalewa wszystkimi odcieniami szarości. Tutaj nic nie jest czarno-białe...

Kiedy poznaliśmy bohaterów trylogii to czuliśmy, że udam im się wyrwać z szalonego eksperymentu WICKED. Wiedzieliśmy to, bo było to tak oczywiste jak to, że zima zaskoczy drogowców. No przecież Ci źli zawsze przegrywają, a Thomas jest niczym młody komandor Shepard, prowadzący swoją drużynę na samobójczą misję. Wszystko pięknie i zgodnie z planem, ale...

Od pierwszej sceny po brzegi wyładowanej akcją i ociekającym klimatem Mad Maxa, Igrzysk Śmierci i The 100 mamy poczucie, że ktoś sobie z nami pogrywa. Czują to nasi bohaterowie i zdecydowanie widzimy to również my. Przyjemna akcja, kilka rozmów o życiu i śmierci i bezsensie tego świata. Dostajemy dokładnie to, co powinniśmy zobaczyć w ostatniej ekranizacji Więźnia Labiryntu. Mamy budowanie napięcia, mamy nowe rozwiązania i plan ratowania ludzkości. Niby wszystko gotowe, niby nawet się udało, ale pozostała taka pustka i żal, że na miejscu bohaterów popełniłabym samobójstwo.

Czytając książkę wiedziałam dokładnie, jakie zakończenie mnie czeka. Dużo scenarzysta z prawdą się nie minął. Ekipa Thomasa nie tyle walczyła o ludzkość, co o przetrwanie. To jest jak wyliczanka, komu uda dotrzeć się do ostatniej sceny. Pośród całych wichrów wojny tylko jedna osoba zrozumiała, o co właściwie walczą. Teresa. Jej umiejętność wybierania mniejszego zła jest tak powalająca, że sam Geralt z Rivii chętnie by się z nią zaprzyjaźnił. 

Był taki moment, że nie mogłam znieść bezsilności bohaterów na otaczające ich tragedie. W tym samym momencie okazało się, że jak zwykle może być gorzej i może pojawić się palant z przerostem ego, który zniszczy resztkę tego, o co wszyscy walczyli. No po prostu katastrofa za katastrofą. Asia na swoim blogu organizuje konkurs o ulubionym uniwersum. Nie mam pojęcia w którym chciałabym żyć. Jestem za to absolutnie i w sto procentach pewna tego, że w świecie Maze Runnera żyć bym nie chciała. Tu nawet nie ma nadziei na to, że coś się zmieni i poprawi. 

I kiedy już wszystko się wali i pali, a ''źli'' i ''dobrzy'' wciąż piorą się bezmyślnie po gębach, nikt nie dostrzega, że właśnie stracili całą ludzkość i nie ma już o co walczyć. Rezygnacja dopada każdego po kolei, a potem nadchodzi katharsis, ale to najbardziej gorzkie ze wszystkich słodko-gorzkich zakończeń filmowów tego typu.

I cała tajemnica filmu polega na wyborach i moralności. Każdy ma własną i każdy żyje w zgodzie ze swoim sumieniem. Metody DRESZCZu nie są może w czołówce najbardziej humanitarnych, ale też nie bardzo mają wyjście. Skoro zamiast współpracy wszyscy wolą walczyć, to naukowcy zawsze wybiorą bezpieczniejszą ścieżkę.

W konflikcie dzieci labiryntu odpornych na pożogę vs. Dreszcz i Teresa dałoby się zdziałac bardzo wiele. Te dwie skłócone strony mogły wpaść dzięki ukochanej Thomasa na sensowny kompromis. Niestety, jak wszędzie oprócz mózgu mamy również zwykłych mięsniaków z pokazem siły i kompleksem niższości. Kompromis jest więc niemożliwy, kiedy ze wszystkich stron ciągną na ciebie wrogowie.

Dzieciaki kiedyś...

I przychodzi nagle koniec filmu, kiedy już myślisz, że wszystko się ułożyło. I dociera do Ciebie smutna prawda, że w zasadzie to nic nie zmienili, nikogo nie uratowali, stracili tyle osób, że ściana płaczu na SSV Normadia to przy tym pikuś, poświecili tak dużo, nie otrzymując w zamian nic. Opuściłam salę zdruzgotana, jak zawsze patrząc na innych. Z filmu akcji wyszliśmy poruszeni i przejęci losem świata (chociaż według SpidersWeba to tylko lekki film dla nastolatków z masą efektów).

Faktycznie, efekty było i to zjawiskowe. Nie miałam jednak wrażenia, że stanowią pierwszy plan. Ba! Płonące budynki i wybuchy były pięknym i wymownym tłem dla decyzji o losach ludzkości podejmowanych przez naszych bohaterów. Sceny były piekne, wszystko zapierdało dech wizualnie, a muzyka Johna Paesano idealnie komponowała się z nastrojami scen. 

Dzieciaki dzisiaj

Do tego młodzi aktorzy, którzy są wspaniali. Dylan o'Brian, Ki Hong Lee, Thomas Brodie-Sangster, Will Poulter i Kaya Scodelario. Wszyscy poradzili sobie świetnie i nie odstawali aktorsko nawet przy doskonałym Aidanie Gillenie (Littlefinger z GoT) i Patricii Clarkson. Kurde no takiej obsady to życzę wszystkim filmom, chemia między bohaterami. Prawdziwa przyjaźń między chłopakami była odczuwalna na ekranie. Wszystko grało i dało razem rewelacyjny efekt.

I chociaż można czepić się paru bzdur, to chyba nie warto... To po prostu świetny film, bardzo dobre zakończenie historii i bardzo smutne pożegnanie z bohaterami. Idźcie do kina. Jest na co.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze