Gry nierasowe
- Autor: Bartek Witoszka
- Opublikowano: 25 Luty 2018
- Komentuj 22
Gry, które zerwały ze swoim rodowodem
Często czytam, że dana seria od kilku lat stoi w miejscu. Nie zmienia się w niej nic prócz grafiki. Cóż, to prawda, niektórym markom przydałoby się odświeżenie. Jakieś nowe pomysły, które pokazałyby graczom, że twórcy nie odcinają kuponów od popularności i nie grają na nostalgii graczy. Jednak co, gdy zmiany są tak duże, że gra kompletnie nie pasuje do rodowodu marki. Jak byście zareagowali na strzelaninę z “Assassin's Creed” w tytule? Powodów takich zmian jest kilka. Upodobania graczy zmieniają się bardzo często i w gatunki, które kiedyś święciły triumfy, dziś już nikt nie gra. Inną kwestią jest wspomniane przeze mnie wcześniej “zmęczenie materiału”. Jednak zostawmy te rozważania na inną okazję.
Ten artykuł będzie o grach, które niewiele mają wspólnego z pierwowzorem. Gdzie często jedynym łącznikiem z marką jest tytuł.
Fallout 3, Fallout:New Vegas, Fallout 4
Lata 90. ubiegłego stulecia, to złoty okres dla klasycznych gier cRPG. Eye of the Beholder, Planescape: Torment, Baldurs Gate i właśnie Fallout. Pierwsza część ukazała się w 1997 roku, druga rok później. Dla wielu Fallouty to gry dzieciństwa. Były wstępem do poważniejszych gier. Dlatego tak wiele obaw w 2007 roku wywołała wieść, że nowy Fallout będzie… no własnie. Będzie czymś nowym. Od trzeciej części seria weszła na zupełnie inne tory. Od izometrycznego cRPGa, do strzelaniny 3D z wielki, otwartym światem. Na szczęście nie zrezygnowano z systemu S.P.E.C.I.A.L. Klimat również został ten sam. Jednak nie dziwię się oburzeniu gdy informacja o nowym Falloucie została oficjalnie potwierdzona, a gra zapowiedziana. “To już nie będzie ten sam Fallout”. “Nazwijcie tę grę inaczej”. Tego typu wypowiedzi były częstym widokiem.
Jednak dzięki tej rewolucji wielu młodych graczy poznało to uniwersum. Fallout 3 ukazał się w 2008 roku. W tamtym okresie gra cRPG nie odniosłaby dużego sukcesu. Oczywiście to wciąż Fallout. Seria, która zapisała się złotymi zgłoskami w umysłach graczy. Jednak wtedy odchodzono już od klasycznych rozwiązań. Rok wcześniej na PC ukazał się genialny Mass Effect, który połączył strzelaninę z mechanikami gier RPG.
Syndicate
Gra w klimacie ceberpunku łącząca strategię i akcję wydana w 1993 roku przez studio Bullfrog. Władzę nad światem przejęły tytułowe syndykaty - wielkie korporacje, których celem jest wyeliminować konkurencję. My wcielamy się w szefa jednego z takich syndykatów. Naszą przygodę zaczynamy mając zaledwie czterech słabych agentów, jednak w trakcie gry możemy rekrutować następnych. Zasoby zdobyte w trakcie rozgrywki możemy przeznaczyć na badania i ulepszenia. W grze jest około 50 misji. Gra bardzo przypomina serię XCOM. To co przed chwilą przeczytaliście zostało wyrzucone do kosza, bo w 2012 roku światło dzienne ujrzał “Syndicate” od Starbreeze (twórcy The Darkness). Była to bardzo dynamiczny FPS, który, podobnie jak Fallout, całkowicie zerwał ze swoimi korzeniami. Wyobraźcie sobie miny ludzi, którzy za młodu zagrywali się w stare “Syndicate”.
Seria była zapomniana, a Electronic Arts (właściciel marki) nie miał, co z nią zrobić. Gra była naprawdę dobra. Strzelanie było bardzo przyjemne, a i historia nie była najgorsza. No i cyberpunk. Gier w tym świecie ze świecą trzeba szukać. Ja zapamiętałem tę grę bardzo dobrze. Jednak nie wystarczyło to, by sprzedaż gry była na odpowiednim poziomie. Gra została zapomniana, a teraz można ją kupić na Originie za 8 zł (cena w trakcie pisania artykułu).
Prey
Pierwszy “Prey” został wydany w 2006 roku przez Human Head Studio. Był to FPS, w którym gracz sterował indianinem, Tommym. Wraz ze swoją dziewczyną i dziadkiem, został uprowadzony przez kosmitów. Celem gry jest przetrwać na statku obcych i w konsekwencji, wydostanie się z niego. Pomimo tego, że gra była najzwyklejszym FPS’em sprzedała się na zadowalającym poziomie.
Druga część została zapowiedziana w 2011 roku na targach E3. Ten trailer zrobił niemałe zamieszanie. Wszyscy myśleli, że tak będzie wyglądać gra. Jednak ten projekt został szybko usunięty, a marka została odłożona na “lepsze czasy”. Dopiero 5 lat później na E3 dostaliśmy zapowiedź “Preya” jakiego znają wszyscy. Czemu ta seria znalazła się w tym artykule? Przecież obie gry to FPSy. Owszem, ale tylko to łączy obie gry. Prey z 2017 (o którym Kamila pisała tutaj) ma tak wiele nowych mechanik, że bardziej przypomina on Deus Exa niż pierwowzór z 2006 roku. Przesłuchiwanie audiologów w celu uzyskania kodu do sejfu, system rozwoju postaci, całkowicie nowi obcy (mimiki) czy mozliwość zamiany w dowolny przedmiot w grze - to tylko kilka nowości. Wygląda to trochę tak, że właściciel marki (Bethesda Softworks) chciał coś z nią zrobić, ale nie bardzo wiedział co. Wtedy na horyzoncie pojawiło się Arkane Studio (twórcy serii Dishonored), którzy równolegle do Dishonored 2 pracowali nad nowym projektem. “Gra dzieje się w kosmosie, widok z oczu bohatera, bierzemy”. Tak mogło to mniej więcej wyglądać.Tytuł szybko zyskał popularność. Mimo, że sprzedaż pozostawia wiele do życzenia. Około 600 tysięcy kopii (dane z serwisu Steam Spy) jak na tak rozbudowana grę, to stanowczo za mało.
Doom 3
Serii Doom chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Pierwsza i druga część wyznaczyły kierunek w jakim podążyło większość FPSów z lat 90. Czym wyróżnia się trzecia część? To również jest strzelanina, w której wcielamy się Doom Slayera i walczymy z piekielnymi hordami. Jednak trzeciej części bliżej było do survival horroru niż typowej strzelanki. Po pierwsze mamy do czynienia z grą w pełnym 3D. Nie ma tu mowy o “spritach”. Została dodana pełnoprawna historia. W grze były postacie niezależne - nie było to już tylko strzelanie do wszystkiego, co się rusza. Możliwość przesłuchiwania audiologów i odkrywanie całej historii było jedną z przyjemniejszych rzeczy jakie doświadczyłem w grach. Samo strzelanie było bardzo dobrze zrobione. Oprawa audiowizualna, jak na ówczesne standardy, stała na bardzo wysokim poziomie. Gra wstrzeliła się w trend strzelanin z narracją, który zapoczątkował Half Life z 1998 roku. Jeśli nie graliście w Doom’a 3, a lubicie dobre historie i survival horrory, to musicie nadrobić zaległości.
The Bureau: XCOM Declassified
Serię XCOM kojarzymy głównie jako gry strategiczne z rozbudowanym systemem zarządzania naszą bazą. W 2013 roku światło dzienne ujrzała The Bureau: XCOM Declassified. Była to strzelanina trzecioosobowa z możliwość chowania się za osłonami. Dość poważna zmiana i to w serii, której grupa fanów jest całkiem duża. Po ciepło przyjętym “Enemy Unknown”, który ukazał się w 2012 roku, “Biuro” było czymś niespodziewanym. Prace nad grą trwały od 2007 roku i początkowo miał być to survival horror. Jednak sukces “Enemy Unknown” sprawił, że “Biuro” zyskało taką, a nie inną formę. Podczas rozgrywki kierujemy Williamem Carterem, który do walki prowadzi trzyosobowy oddział agentów. Historia, podobnie jak w pierwowzorze, dotyczy walki z kosmitami, którzy chcą opanować Ziemię. Pod względem mechaniki jest to zwykła strzelanina trzecioosobowa. Na wzmiankę zasługuje system rozwoju naszej agencji. Możemy szkolić nowych agentów. Każdy członek drużyny posiada inne umiejętności, które pozwalają nam osiągnąć przewagę podczas misji.
Warto też wspomnieć o Sacred 3, który zamienił otwarty świat na zamknięte instancje. No i grzechem byłoby też przeoczenie Metal Gear: Survive, gdzie z serią Metal Gear Solid ten twór ma wspólny tylko tytuł.
A czy Wam ktoś zniszczył dzieciństwo? A może wręcz przeciwnie, czy zmiany w jakieś serii sprawiły, że daliście jej szansę?
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze