Gra ładna, ale nie aż tak, jak na screenach
Przyznam szczerze, że moje pierwsze podejście do Prey'a skończyło się po 30 minutach. Nie dlatego, że gra miała słaby początek, absolutnie nie! Po prostu od pierwszej minuty coś było nie tak. Aura, jaką stworzyli ludzie z Arkane, nie pozwala ci czuć się pewnie nawet we własnym domu.
Prey ma wszystkie cechy dobrej gry. Zasadniczo nie ma rzeczy, do której można by się mocno przyczepić. Wszystkie elementy współgrają ze sobą, łącząc z dobrym efektem różne gatunki gier. Gra jest ładna, przyjemnie się gra, pozwala nam wyszukiwać alternatywne ścieżki, rozplanować sobie styl gry na podstawie wybranych umiejętności. Jest wielowątkowo, rpg-owo i skradankowo, ale jest też mrocznie, tajemniczo i dynamicznie (
czasem też i tak nudno, że żyć się odechciewa, nie pozostaje nic, ino oddać się w ręce kosmitów). Jednak pomimo wszystkich zalet, ten tytuł jest jak pełna, wypchana kolorowym jedzeniem lodówka. Niby masz co jeść, ale patrząc na jej zawartość wiesz, że w tym wszystkim nie znajdziesz tego czegoś, na co masz akurat ochotę.
Kiedy tylko wcieliłam się w Morgan Yu, poczułam, że ktoś stara się mnie oszukać. Budzimy się w całkiem przyzwoitej kawalerce, kompletnie nie wiedząc kto, co i dlaczego? Chyba tu mieszkamy, znamy każdy kąt, wszyscy nas znają. Wywęszyłam ten podstęp zanim wyszedł na światło dzienne! Okazuje się bowiem, że nasz rzekomy pracodawca, firma TranStar, nie tylko testuje nas, ale i inne formy życia, a jak doskonale wiemy, nieładnie jest testować na żywych organizmach!
Niestety, gra ma też jeden, ale bardzo duży minus. Muzykę (
oczywiście to kwestia gustu). Jazgoczące dźwięki nie dawały ani chwili wytchnienia i bardzo często zagłuszały istotne elementy otoczenia. W grze, w której Twój wróg potrafi zamieniać się w kosz na śmieci, ważne jest to, by usłyszeć każdy możliwy szmer, a najlepiej określić kierunek jego pochodzenia. Zapomnijcie, to jest zadanie awykonalne, dopóki nie wyciszycie tych przeklętych decybeli!
Pomijając muzykę, samo udźwiękowienie jest bardzo naturalne. Niezły dubbing, dużo monologów, chociaż brakowało mi
''mojego głosu''. Strzelanie z kuszy na piankowe bełty brzmi rewelacyjnie, a że mam taką zabawkę w domu - potwierdzam, właśnie tak to miało brzmieć! Całe nasze środowisko wydaje mnóstwo różnych odgłosów i często pomaga zaplanować dalsze kroki. Jest to szalenie istotne ze względu na mnogość ścieżek do wyboru. Nie ogranicza nas właściwie nic poza ścianami... no i rurami! Rury potrafią przyblokować nawet największego twardziela!
Okno na ''prawdziwy'' świat
Na szczęście jednym z genialnych wynalazków TranStaru jest działko LEPIK, które strzela bardzo praktycznymi piankami Marshmallow. Możemy wybrukować sobie nimi nową trasę do celu, zalepić iskrzące sprzęty czy rury ziejące na nas ogniem. Genialne rozwiązanie wielu codziennych problemów. Do tego kilka rodzajów broni, wabiki i neutralizatory. Mamy niezły asortyment do zrobienia zadymy. Chociaż właściwie to nie... Nie mamy. Większość tego sprzętu nadaje się do odwracania uwagi przeciwnika, chwilowego wyłączenia go z walki, lub po prostu stworzenia sobie możliwości ucieczki. Bezpośrednie starcie to coś, czego w
Prey'u raczej nie przeżyjemy. Już po pierwszej misji głównej w pobliżu respi się mocarna kreatura. I tak jest niestety po każdym istotniejszym zadaniu. Po jakimś czasie, chcąc nie chcąc, musiałam zamienić taktykę na bardziej wycofaną. Kto dał tej grze kategorię
strzelanka? Zdecydowanie bliżej jej do
Deus Exa duchem, wyglądem i stylem gry.
Wygląda to morderczo, ale często ratuje życie
Kolejną istotną rzeczą, która na dobre zmieniła sposób przekradania się obok wrogów, było otwarcie wielu lokacji i poziomów. Główny hol Talosa 1 był ogromny i prowadził w kilkanaście różnych miejsc. Tu zaczyna się prawdziwa zabawa, bo kiedy z jednej strony schodów gonią Was Fantomy, a z drugiej czeka wielka, nieznana kreatura, czasem trzeba przemieścić się w pionie. Dzięki LEPIKowi mamy taką możliwość, a każda gładka ściana nagle wygląda jak skałka wspinaczkowa. Pozbawienie przestrzeni tylu ograniczeń sprawia, że z początku szukamy bardzo kreatywnych rozwiązań, ale później czerpiemy z już poznanych schematów.
Kiedy już zaznajomiłam się ze stacją kosmiczną, nadszedł czas na crafting. Marne ilości amunicji i kilka apteczek to zdecydowanie za mało, by udać się w głębiej położone rejony Talosa. Stanęłam więc przy odpowiednich maszynach i, z naprawdę dziką satysfakcją, przerobiłam cały ekwipunkowy śmietnik na kolorowe bryłki materii. Te same bryłki umieszcza się później w odpowiedniej kombinacji w drugim urządzeniu, a następnie przerabia na potrzebny nam przedmiot.
Nie oceniajmy po wyglądzie, ale kto by mu zaufał?!
Kolejne maszyny, które odegrały istotną rolę w grze, to operatorzy. Małe latające kaloryferki, które spełniają różnorakie role. Od leczenia, do łatania skafandra, przez prowadzenie fabuły. Morgan Yu nie wypowiada właściwie ani słowa, fabułę gry poznajemy z punktu widzenia dwóch osób, naszego brata Alexa Yu i Morgan, która zostawiła sama sobie wskazówki do dalszego postępowania na wypadek wydarzeń wszelakich. Ponieważ straciliśmy pamięć, operator o imieniu January wprowadza nas w nasze własne, pokręcone plany, a my posłusznie je wykonujemy.
Pomysł wydaje się niezły, tym bardziej, że z czasem wkracza młodsza siostra January, December, która oferuje nam nie tylko pomoc w wykonaniu planu, ale i przeżycie straceńczej misji. Sami musicie wybrać jednak, który z robotów jest bardziej wiarygodny i który chce dla nas lepiej. Oczywiście, głos robotów zmienia się na męski lub kobiecy w zależności od wybranej przez nas postaci.
Pierwsze zadanie gry, wciśnij duży, czerwony przycisk! Wcale nie podejrzane!
Bardzo czekałam na Prey'a, głównie ze względu na oryginalny wygląd przeciwników. Oprócz dobrego modelu, mają też mnóstwo dziwnych i fajnych jednocześnie zdolności. Dzięki niektórym wynalazkom TranStar możemy przejąć wiele z umiejętności obcych, i, idąc śladem mimika, przeistoczyć się w np. w butelkę. Bycie butelką otwiera nam wiele nowych możliwości, próbowaliście kiedyś wturlać się pod zamknięte drzwi? Teraz możecie!
Podsumowując: Gra się bardzo przyjemnie, elementy gry robią wrażenie i dają satysfakcję, ale na chwilę. To jest bardzo przyjemna gra, na raz. Prawdopodobnie nigdy więcej jej nie zainstaluje. Chociaż zbiera bardzo dobre oceny, ja jestem umiarkowanie zadowolona. Było ciekawie, ale...
... Jak na tak rozbudowaną grę,
Arkane Studios zapomniało o jednym ważnym szczególe. Człowiek musi doświadczyć immersji. Musi poczuć jakąś więź z tym wykreowanym dla nas światem, inaczej misja
''przeżyj'' traci wartość. Poznajemy naszego bohatera przez pryzmat monologów wypowiadanych do nas przez maszyny, żywych ludzi na stacji została może garstka, nasz brat to psychopatyczna świnia, której nie mamy zamiaru słuchać, a to wszystko sprawia, że z ważnej kosmicznej misji zrobiłam sobie plac zabaw obłożony marshmallowami. To właśnie głębi i klimatu zabrakło wyczekiwanemu przez 11 lat następcy Preya od
Human Head.
Komentarze