Cyberpunk 2077 – marudna recenzja

  • Autor: Patryk "PefriX" Manelski
  • Opublikowano: 30 Grudzień 2020
  • Komentuj 0

Zbliżamy się do końca dekady, więc pora na jedną z najważniejszych gier, jaka wyszła w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Z pewnością to najgłośniejsza premiera 2020 roku, a do tego miałem przy jej ocenie ogrom problemów. Dawno nie trafiła mi się gra, którą jednocześnie pokochałem i znienawidziłem. Tego typu dysonansu oczekujcie po poniższej recenzji. Z jednej strony bawiłem się doskonale, ale z drugiej zgrzytałem zębami oraz zagryzałem kciuki z irytacji. Prawdziwy wulkan emocji!

Materiał zawiera linki afiliacyjne do DLCompare od których otrzymaliśmy wejściówkę do Night City. To właśnie dzięki nim mogliśmy zrecenzować Cyberpunk 2077!

Cyberpunk 2077 fabułą i postaciami stoi

Na pierwszy ogień idzie fabuła, czyli coś z czego Redzi słyną i co było mocną stroną Wiedźmina 3. W tym ostatnim narzekano, że główny wątek jest niepotrzebnie rozciągnięty, a sama gra zdecydowanie za długa – jedynie garstka osób doszła do końca. W Cyberpunk 2077 jest zupełnie odwrotnie, w ciągu jakichś 20 godzin skończycie główną fabułę, która leci z prędkością pocisku wystrzelonego z pistoletu i takie same wywołuje efekty.

Dawno nie natrafiłem na tytuł, który trzymał mnie przy sobie właśnie historią i pozwolił przymknąć oko na niedoróbki. Podobała mi się historia V oraz Silverhanda – na tyle, że dobrowolnie uczestniczyłem w zadaniach pobocznych, aby pogłębić swoją wiedzę o postaciach. Można kręcić nosem na fakt, że główna fabuła to jedynie 20 godzin zabawy, ale tutaj konstrukcja przypomina kultowego już Skyrima. Jeśli idziemy po nitce, nie zbaczając na bok to szybko trafimy do końca włóczki.

Sam Cyberpunk 2077 zachęca jednak, aby robić skoki w bok i uczestniczyć w zadaniach dodatkowych. Zwłaszcza, że inne zakończenia związane są właśnie z nimi. Tytuł stawia na pogłębianie relacji z innymi postaciami oraz samo poznawanie Silverhanda. Jeśli zatem pobiegniecie wprost do mety to zobaczycie finał taki, na jaki zasłużyliście. Nie ma zatem co się śpieszyć i zapewniam, że misje poboczne mają w sobie takie pokłady historii, że wiele tracicie, jeśli je zignorujecie.

Nie śpieszcie się, tylko chłońcie grę, bowiem jest co

Redzi znacząco przyśpieszyli zabawę w Cyberpunk 2077, dzięki czemu wcale nie trzeba poświęcać kilkudziesięciu godzin, aby ukończyć ich produkt. Atrakcji spokojnie starczy na nawet 50-60 godzin zabawy, jak nie więcej, ale tylko pod warunkiem, że będziecie zaglądali w każdy kąt Night City. W innym przypadku, pchając jedynie główną fabułę, odniesiecie wrażenie, że wszystko tutaj dzieje się za szybko.

Chciałem pochwalić Cyberpunk 2077 za świetnie napisane postacie, animacje i aktorów wcielających się w nich. Miałem wrażenie uczestniczenia w interaktywnym filmie i wcale nie obraziłbym się, gdyby cała gra została zrealizowana w takiej konwencji. Wiecie, coś w stylu Life is Strange. Problem jednak w tym, że nie dane mi było w pełni przywiązać się do niektórych bohaterów, bowiem Redzi najwyraźniej za dużo naczytali się prozy George'a R.R. Martina.  

W efekcie coś, co miało być emocjonującym momentem nie było nim tylko dlatego, że nie miałem czasu na nawiązanie więzi z bohaterem. I to nie jednym, bowiem schemat ten powtarza się kilkukrotnie. Może miało to pokazać urok Night City i brutalność miasta, ale ja odniosłem wrażenie, że tempo rozgrywki po prostu się nie zgadza.

Night City jest piękne, ale oszukańcze

Słowo „oszukańcze” doskonale opisuje Night City. Miasto jest piękne, z lubością podróżowałem po jego ulicach, a do tego nigdy nie miałem wrażenia, że „już tu byłem”. Po prostu nie nudziły mi się widoki. Szkoda, że samo przemieszczanie się było uciążliwe. Narzekaliście na jeżdżenie w GTA V? W Cyberpunk 2077 w moim odczuciu jest gorzej i Redzi nie odrobili pracy domowej z „modelu sterowania oraz prowadzenia pojazdami”.

Sytuacji nie poprawia fakt, że światła drogowe zawsze zmieniały się na zielone, gdy dojeżdżałem do skrzyżowania. Wytrącało mnie to z immersji, chociaż przyznaję, że dzięki temu nie stałem w korkach. Tak po prawdzie to i tak nie stałbym, bowiem pędzi się tutaj na złamanie karku i raczej w Night City nikt nie przejmuje się przepisami ruchu drogowego – a przynajmniej nie gracz. Niemniej zauważenie tej głupotki sprawiło, że zacząłem baczniej się miastu przyglądać, przez co dostrzegłem jego sztuczność.

Minusowy przyrost naturalny Night City odwzorowany został bardzo pieczołowicie. Rzekłbym nawet, że za bardzo, bo udając się od punktu „A” do punktu „B” oddalonego o niecałe 800 metrów przyszło mi uczestniczyć w trzech wydarzeniach okolicznościowych (dwa inne zignorowałem). Polegały one na zabijaniu rzezimieszków, czy to ratując komuś skórę, pomagając policji, czy zabezpieczając dowody zbrodni.

Generalnie na każdym rogu coś się dzieje, ale o ile przez pierwszą godzinę można odnieść wrażenie, że Night City tętni życiem, tak realnie to życie z tego miasta ucieka. Czułem się jak Ojciec Mateusz w Sandomierzu, gdzie ilość przestępstw na kilometr kwadratowy przekraczała 9000% normy. Po tygodniu z Cyberpunk 2077 w Night City nie powinno chyba już być żywych mieszkańców.

Ci ostatni to zwykłe lalki, przechadzające się po ulicach miasta. NPC nie zachowują się naturalnie i odnoszę wrażenie, że pełnią rolę jedynie sztucznego tłumu. Nie sprawiają przy tym, że Night City wydaje się żywsze, a wręcz odwrotnie – było niezwykle sztucznie. Zwłaszcza, gdy raz przerażeni ludzie trwali w swoim strachu póki nie zniknęli z mojego radaru. Nie potrafili podjąć uprzednio wykonywanych działań, tylko kulili się w miejscu. Ewentualnie uciekali i już nigdy do swojego domu nie wrócili.

O policji wspominać nie będę, bowiem już o jej teleportujących się umiejętnościach pewnie się nasłuchaliście. Powiem jedynie, że stróżowie prawa są bardzo delikatni, wystarczy ich szturchnąć lub nadepnąć im na odcisk, aby rzucili się na gracza od razu do niego strzelając. Nie patrzcie również na nich zbyt intensywnie, bowiem zwrócicie na siebie ich uwagę. Na szczęście tuż za rogiem możecie spokojnie strzelać do bandytów, bowiem wtedy nie ma żadnego problemu – gliny znajdujące się obok niczego nie zauważą, więc możecie mordować do woli.

Od czego by tu zacząć?

Jeśli tak jak ja, reagowaliście alergią na znaczniki na mapie w Wiedźmin 3, to w Cyberpunk 2077 dostaniecie wysypki. Mapa upstrzona jest informacjami o zadaniach i innych aktywnościach w Night City. Do tego gra dorzuca Wam milion dodatkowych zadań, gdy tylko rozpoczniecie swą przygodę z Silverhandem. Przygotujcie się wtedy na odbieranie telefonów oraz wiadomości w trakcie strzelaniny. NPC będą ustawiać się w kolejce, aby wyrazić chęć zatrudnienia Was.

Z jednej strony czułem radość, bowiem faktycznie miałem co robić, ale z drugiej odniosłem wrażenie, że za dużo zrzucono mi na głowę i nie miałem pojęcia w co ręce włożyć. Obce postacie wydzwaniały do mnie z kontraktami, kiedy ja wykonywałem misję fabularną, skutecznie wytrącając mnie z immersji.

Looter Shooter Action RPG Sandbox?

Podobnie wygląda to z rozwojem postaci. Cyberpunk 2077 to action RPG, ale nie zapomniano tutaj o mechanikach customizacji. Mamy cechy postaci, jak i atrybuty, a całość określa specjalizację naszego lub naszej V. Drzewko talentów jest całkiem zróżnicowane, a do tego faktycznie pozwala na sporo zabawy. Do tego inwestując w bycie Rambo, zawsze można korzystać ze sztuczek skrytobójcy, czy hackermana.

Pod tym względem gra nas nie ogranicza, a same misje możemy wykonywać na różne sposoby. Jeśli mamy ochotę skradać się to zwyczajnie to robimy. Osoby inwestujące atrybuty w odpowiednie drzewko będą miały z górki, ale cała reszta również poradzi sobie ze skradaniem całkiem nieźle. To samo dotyczy hackowania urządzeń, a zwłaszcza kamer. W ten sposób możemy mieszać style gry, improwizując i korzystając z bogatego arsenału umiejętności naszej postaci.

Ja przykładowo postanowiłem specjalizować się w karabinach snajperskich, a z czasem przeskoczyłem na broń białą, a dokładniej katanę. Potem postanowiłem poczuć się jak ninja i Cyberpunk 2077 cały czas mi to umożliwiał bez przymusu tworzenia postaci od nowa, bo źle rozdałem punkty. Oczywiście nie byłem tak skuteczny, ale mogłem przynajmniej grać tak, jak na to miałem ochotę.

Równocześnie nie odczuwałem potrzeby angażowania się w niektóre systemy, czy mechaniki Cyberpunk 2077. Przykładowo „Reputacja” potrzebna jest do niektórych przedmiotów, czy schematów, ale wiecie, że w ogóle nie bawiłem się w jej rozwijanie? Gra bowiem tak radośnie dostarczała mi nowy sprzęt, że nie potrzebowałem niczego więcej. Mogłem założyć, że z misji i tak otrzymam lepszy ekwipunek lub wypadnie on z wroga. Tak samo jak tona amunicji, granatów, materiałów, czy przedmiotów do jedzenia z których nigdy nie skorzystałem.

Crafting? Wszczepy? A na co to komu? A po co to?

Z tego samego powodu praktycznie w ogóle nie tknąłem craftingu. Co lepsze bronie można ulepszać, czy dobierać im modyfikacje, ale w ogóle nie poświęciłem temu uwagi, bo zwyczajnie nie było ku temu potrzeby. Poziom trudności Cyberpunk 2077 był na tyle niski, że nie musiałem odpicywować postaci, aby poradzić sobie w Night City. Kto wie, może na wyższych poziomach trudności, niż „normal” jest inaczej, ale ja odniosłem wrażenie, że to nie w tym tkwi problem.

Sztuczna inteligencja przeciwników w Cyberpunk 2077 jest po prostu żałosna. To gąbki na pociski, które przyjmują na siebie więcej strzałów, czy ciosów z katany, niż wskazuje na to ich fizjonomia. Równocześnie wrogowie ewidentnie byli na szkoleniach z celności u Stormtrooperów z Star Wars, czasami głupiejąc lub nie wiedząc jak się zachować. W efekcie o ile przyjemnie się strzalało i „feeling” się zgadzał, tak przeciwnicy nie byli wyzwaniem – bardziej przypominali manekiny na strzelnicy, niż realne zagrożenie. Z tym wyjątkiem, że trzeba było w niektórych wpakować cały magazynek zamiast kilku strzałów.

Nie korzystałem również z wszczepów, ale nie dlatego, że nie chciałem swojej V nadmiernie modyfikować. Zwyczajnie nie miałem potrzeby używania tego typu bonusów podczas mojej przygody z Cyberpunk 2077. Odniosłem wrażenie, że te systemy zostały dodane tylko po to, aby gracz mógł się nimi pobawić, ale niekoniecznie musiał, przez co się marnują.

I nie zrozumcie mnie źle, ja chciałbym, aby moja „ludzka” V miała ciężej/trudniej w Night City tylko dlatego, że nie korzysta z wszczepów. Wtedy faktycznie skorzystanie z takiej modyfikacji ułatwiłoby mi zabawę, ale jakimś kosztem. Byłby to zatem system z którego nie korzystam świadomie, bo „taka jest moja droga samuraja”. W Cyberpunk 2077 nie wmontowywałem wszczepów tylko dlatego, że zwyczajnie nie było potrzeby i w efekcie zapomniałem o tym systemie.

Dużo elementów, ale dodanych tak jakby… na siłę

Cyberpunk 2077 przypomina mi taką konstrukcję, która oryginalnie składała się z dwóch elementów, ale z czasem urosła, dorabiając się wielu modułów, niekoniecznie ze sobą współgrających, czy w ogóle potrzebnych. Na pierwszy rzut oka sprawia to wrażenie, że gra oferuje wiele możliwości i jest po prostu duża. W moim odczuciu była to jednak jedynie pusta makieta.

Z wielu elementów gry zwyczajnie nie skorzystałem, ale nie ze względu na swoją ignorancję – po prostu nie było ku temu potrzeby, gra mnie do tego nie zachęciła lub nie dała mi powodu, abym to zrobił. Tutaj pokazuje się sandboksowy aspekt Cyberpunk 2077, ale w moim odczuciu gryzie się on... z samym charakterem gry!

Możecie się ze mną nie zgodzić, ale ja nie miałbym nic przeciwko, jakby Cyberpunk 2077 był bardziej jak Deus Ex: Bunt Ludzkości. Podróżując po Night City miałem wrażenie, że dostałem niedopracowane GTA V z ogromnym potencjałem, ale który został w ogóle niewykorzystany. Tak jakby, to wszystko zostało dodane do gry później i te elementy nigdy nie zostały dopracowane. Przykład? Wspomniane jedzenie, którego zbieram na pęczki, ale ja przynajmniej nigdy nie musiałem go spożywać, aby otrzymać bonusy. Powiem więcej, późno odkryłem, że w ogóle jakieś benefity z tego tytułu są!

Night City jest duże, ma ludzi krążących po ulicach, ale nikt nie ma problemu, że ich okradam. Plądrowanie pomieszczeń było tutaj na porządku dziennym, a potem zdobyte fanty sprzedawałem w automacie z jedzeniem lub przerabiałem na materiały (z których nigdy potem nie skorzystałem). Crafting leżał u mnie i czekał aż z niego skorzystam, ale po co, skoro bandzior dostarczył mi lepszy karabin, niż ja miałem. Prawie jak w Wiedźminie 3, gdzie kubrak ze skóry owcy był potężniejszą zbroją niż wiedźmińska kurtka Szkoły Kota.

Fallout 4 prosi o oddanie koła dialogów

Uproszczony system dialogów w Cyberpunk 2077 wielokrotnie sprawił, że żałowałem swoich decyzji. Wiele razy było tak, że wybrałem złą opcję, bo gra miała zupełnie co innego na myśli, niż było napisane. Fajnie przy tym, że cechy mojej postaci potrafią dodać nowe opcje wypowiedzi, które faktycznie brzmią inaczej. Szkoda jednak, że efekt końcowy w większości przypadków będzie taki sam.

Testowałem kilka etapów w Cyberpunk 2077 wielokrotnie, aby sprawdzić, czy podejmowane przeze mnie wybory cokolwiek zmienią. I wiecie co? W lwiej części przypadków nie, służą jedynie odgrywaniu postaci i wcielaniu się w nią, ale nie wpływają na rozgrywkę. Są sekwencje w których od naszej decyzji zależeć będzie kilka rzeczy, a do tego niektóre nasze odpowiedzi budują relację z Silverhandem, ale w większości przypadków to jedynie ułuda.

Tak samo, jak wybór swojego pochodzenia, który ma wielkie znaczenie jedynie przez pierwsze 20 minut zabawy, kiedy rozpoczynamy przygodę w Cyberpunk 2077. Potem i tak kończymy w Night City w ten sam sposób co wszyscy, a nasze bycie nomadą, punkiem, czy korposzczurem sprowadza się do małych detali w zabawie, jak okazjonalne opcje dialogowe.

Cyberpunk 2077 to drogi Early Access

Wypada dwa słowa wspomnieć o stanie technicznym gry. W chwili pisania recenzji ogrywałem Cyberpunk 2077 na łatce 1.06, czyli ostatniej wydanej i wiecie co? Nie było tak źle, ale dobrze też nie. Co włączenie tego tytułu musiałem zmieniać ustawienia językowe, bowiem produkcja z uporem maniaka chciała, abym grał z polskim udźwiękowieniem. Ja zaś nie trawię Night City po polsku (z wyjątkiem Pana Żebrowskiego, który jest lepszym Silverhandem niż Keanu Reeves), dlatego było to uciążliwe.

Błędy graficzne? Nie tak częste, ale pojawiały się regularnie. A to ktoś podczas scenki postanowił „jechać po ziemi”, czy odpalił T-pose. Wspomniany Silverhand potrafił zapalić papierosa, który zawisł w powietrzu, a sam bohater palił kolejnego. Fizyka często szalała, dzięki czemu ktoś lub coś wylatywało w powietrze. Chociaż ja rozpędzałem się do granic możliwości to dziwnym trafem nie mogłem wyskoczyć z pojazdu, tylko normalnie z niego wysiadałem.

Optymalizacja nie jest zła, pod warunkiem, że gracie na mocnym PC. Cyberpunk 2077 czasami nie radził sobie z nadmierną ilością elementów na ekranie, dzięki czemu FPS-y spadały, ale nie było tragicznie. Pod tym względem raczej mogłem liczyć na całkiem komfortową zabawę. Graficznie, jak i muzycznie Night City robi wrażenie – pod tym względem nie mam się do czego przyczepić. Jakbym miał kartę graficzną z rodziny RTX to pewnie skakałbym z radości nad jakością obrazu. Cyberpunk 2077 to zdecydowanie jedna z tych ładniejszych gier.

Czym dalej w Night City tym… lepiej

Sporo mojego narzekania, prawda? Problem w tym, że mimo wszystko dobrze się bawiłem. Zaskoczony jestem tym, że zwyczajnie mam ochotę wracać do Night City i wykonywać zadania poboczne, a do tego (nietypowo dla mnie) przymykam oko na niedoróbki, czy błędy. Wytknąłem je w recenzji, bo nie wypada milczeć i powinniście wiedzieć, jak wygląda sytuacja. Ostatecznie jednak czym więcej czasu spędziłem z grą, tym zyskiwała ona na ocenie.

Dla mnie Cyberpunk 2077 gameplayo’owo to takie 7/10, fabularnie 9,5/10 (misja z vending machine <3), dlatego mam spory problem z finalną notą. Ostatecznie zdecydowałem się na bezpieczne 8/10 – to jeden z tych tytułów, który po prostu powinien być lepszy i widać w nim niewykorzystany potencjał.

Ocena może wydawać się dla niektórych zawyżona, ale ja cudów po dziele Redów nie oczekiwałem i nie byłem rozczarowany finałowym produktem. Gdybym kupował grę taką, jaką ją reklamowali to wtedy sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Wziąłem jednak to, co sprzedają i ostatecznie jestem nawet zadowolony – to słowa mojego znajomego, Boomiego, które doskonale odzwierciedlają również to, co i ja czuję.

Zdecydowanie nie jest to tytuł roku, ale wierzę, że w 2021 roku jeszcze usłyszymy o Night City. Coś czuję w kościach, że Cyberpunk 2077 skończy jak No Man’s Sky, które potrzebowało czasu, aby ostatecznie stać się naprawdę dobrą grą. Taką przynajmniej mam nadzieję…


Jeśli Night City Was kusi i mimo zgrzytów, błędów oraz problemów macie ochotę na Cyberpunk 2077 to zapraszam do DLCompare, gdzie kupicie ten tytuł w okazyjnej cenie.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze