Powrót do... Stilwater

powrot-do-stilwater

Ostatnio przybliżyłem Wam sukces cyklu Borderlands, dlatego i tym razem padło na niecodzienne połączenie - seria Saints Row.

W czasach, kiedy wszyscy zachwycali się GTA IV, ja zagrywałem się w drugą i trzecią część Saints Row. Kilka lat później — bo w 2013 roku — sytuacja się powtórzyła i największy hit Rockstara zwolnił miejsce na moim dysku na rzecz czwartej odsłony najpopularniejszej serii od Deep Silver Volition.

Nie zrozumcie mnie źle, ale ze względu na poważny klimat nigdy nie przepadałem za Grand Theft Auto. Na szczęście moje potrzeby na nieco luźniejszą sandboxową strzelaninę zaspokoił cykl Saints Row, ponieważ oferował ''coś innego''.

Gry komputerowe traktuje głównie jako rozrywkę, dlatego nie zawsze wymagam od nich poważnej i skomplikowanej fabuły. Od czasu do czasu szukam mało angażujących tytułów i po kilku latach odkryłem, że każda odsłona Rządu Świętych była idealną alternatywą dla Counter Strike - ot, taka odstresowująca strzelanka.

Absurdalne misje, humor oraz bohaterowie

Na ulicach Stilwater i Steelport możemy robić praktycznie wszystko. Bitwy z gangami, próby wyłudzenia odszkodowania w przekrętach ubezpieczeniowych, czy udział w szalonym teleturnieju z bronią w roli głównej to tylko wierzchołek góry lodowej.

Praktycznie każda aktywność w grze jest pełna tak zabawnych sytuacji, że wystarczy chwila, aby wszelkie wspomnienia polskiej grupy kabaretowej natychmiast przepadały w niepamięć. Ze względu na to wielu uważa, że Saints Row jest pełen nieetycznych i przekoloryzowanych treści, ale wystarczy zajrzeć głębiej, żeby dostrzec w nich popularną ostatnio satyrę.

O postaciach wchodzących w skład gangu Świętych można pisać długo, ale nie będę się nad nimi rozwodził. Najważniejsze jest to, że każda z nich ma swój unikalny sposób bycia i wpływa na fabułę w odmienny sposób.

Nie ma znaczenia, czy będziemy wykonywać misję dla byłej hakerki FBI, alfonsa z tracheotomią, czy naszego szefa - każda z nich jest równie absurdalna, co zabawna.

Niezniszczalność za 1000000$...

Niebezpieczeństwo w postaci wrogich gangów i policji (a nawet demonów i kosmitów!) czyha na każdym rogu, dlatego nawet najmniejsze wzmocnienie naszego bohatera jest warte swojej ceny. Za regularną walutę jesteśmy w stanie ulepszać bronie, tuningować samochody i zdobywać kolejne umiejętności pasywne.

Wprowadzenie supermocy zaowocowało kompletnie nową walutą rozsianą w obrębie całego miasta. Odnajdywanie i zbieranie klastrów okazało się jedynym sposobem na ulepszenie super sprintu, telekinezy, czy pola siłowego.

Podwójne zniszczenie

Podobnie jak w przypadku serii Borderlands tak i tym razem możliwość zabawy (niestety) z wyłącznie jednym znajomym wpłynęła pozytywnie na popularność gry.

Bugi zamiast denerwować, częściej rozśmieszają

Uwierzcie mi, że ukończenie całej serii Saints Row w kooperacji jest o wiele przyjemniejsze od samodzielnej przygody. Sprzyjają temu specjalnie przygotowane misję i aktywności poboczne, które umożliwiają wspólne dążenie do wyznaczonych celów.

Zabrałeś mój dezintegrator!?

Początkowo seria nie zaskakiwała potężnym arsenałem, ponieważ była pełna tradycyjnych karabinów, pistoletów czy strzelb. Wraz z nadejściem "trójki" w nasze ręce wpadły laserowe gnaty, sprzęt pozwalający na zdalne kierowanie pojazdami, a nawet urządzenie do przeprowadzania ataków samonaprowadzającymi rakietami.

Nasze wyposażenie nabierało rumieńców w ostatnich dwóch odsłonach. Wyrzutnia czarnych dziur, młot bogów, wyrzutnia żab, czy fotel wyposażony w dwa miniguny to tylko przykłady - w rzeczywistości podobnych ''zabawek'' jest jeszcze więcej.

Od gangsterki do piekła

Równie ciekawa jest droga, jaką przebyła cała seria Saints Row. W pierwszej, drugiej i trzeciej odsłonie górował gangsterski klimat wzbogacony solidną dawką czarnego humoru. Wraz z nadejściem czwartej części gra przeżyła totalną metamorfozę - wcielamy się w superbohatera przebywającego w symulacji, w której zostali uwięzieni ludzie z zaatakowanej przez kosmitów Ziemi.

Radio oferowało kilkadziesiąt popularnych utworów

W ostatnim Saints Row: Gat out of Hell poziom absurdu sięgnął zenitu, bo jak inaczej można nazwać opowieść o parze gangsterów, która wybrała się do piekła w celu uratowania współpracownika i pokonania szatana?

Ku mojemu zaskoczeniu to właśnie dwie ostatnie części spodobały mi się najbardziej, ponieważ unikalny pomysł i odwaga twórców wywarła na mnie ogromne wrażenie. Niestety każda odsłona Saints Row nie oferowała rewolucyjnej grafiki i w pewnym momencie była zwyczajnym ''kopiuj-wklej''. Posiada również ogromną ilość błędów, skopaną sztuczną inteligencją oraz dużą ilość nic niewnoszących DLC.

Każda część cyklu jest specyficzna, dlatego jedni będą uważać je za istne perełki, a drudzy nazwą zwykłymi gniotami. Nie zmienia to jednak faktu, że Saints Row jest jedną z najlepszych serii do zabawy w kooperacji.

Podobał Ci się artykuł? Podziel się z innymi:
Ja, Rock!
Ja, Rock! Autor artykułu

Szalona zbieranina różnych osobistości o których mogliście usłyszeć. Znajome twarze, nietuzinkowi twórcy, a przede wszystkim koneserzy dobrej zabawy.

chat 0 Komentarzy

Podobne artykuły

Korzystając ze strony zgadzasz się na użycie plików cookie. Więcej informacji.