Kiedy myślimy - Wiking, przed naszymi oczami natychmiast pojawia się armia brodaczy z toporami na skalistych fiordach, a wokół gromy z ajsnego nieba, wzburzone morze i Valhalla, gdzie miód rozlewa się z rogów poległych wojowników. Często zapominamy, że brutalne narody germańskie to też mroczne niekiedy obrządki, w u każdej dawnej cywilizacji. Midsommar nie jest w żaden sposób wikingowy, bezcelowe jest szukanie tutaj historii godnych Beowulfa czy Lothbroków, ale bardziej folkowy i mistyczny, a przy tym ubrany w najbardziej konwencjonalną formę horroru. Mało straszną, jednak z elementami gore i takimi motywami jak kalejdoskop śmierci. Wiecie, randomy fabularne giną pierwsze, śmieszek ginie drugi, czarny trzeci, a główna postać jakimś cudem przeżyje podejmując absurdalne decyzje. Ta koncepcja wybrana przez Ari Astera, mistrza suspensu i pięknej formy, ma w sobie pewien urok. Zapraszam na recenzję filmu, który można określić trzema literami 'WTF" - oto Midsommar. W biały dzień!
Ale zacznijmy od krótkiego wytłumaczenia, czym Midsommar właściwie jest. To szwedzkie obrzędy, które przypadają na pierwszy weekend po nocy przesilenia, czyli naszej Nocy Kupały, czy zaadaptowanej na potrzeby kościoła chrześcijańskiego Sobótki - czyli Wigilii św. Jana. Centralnym punktem obchodów jest Słup Majowy, wokół którego dziś wszyscy wesoło tańczą śpiewając piosenkę o małej żabce. Przeurocze zjawisko, które możecie zaobserować na filmie niżej. Tak wyglądają te obrzędy dzisiaj, zakończone biesiądą i kiszonymi śledziami zapijanymi procentami.
Słup Majowy, midsommarstången, to najważniejszy z symboli. Według teorii naukowców, krzyż ten z zawieszonymi okrągłymi wieńcami jest symbolem fallicznym, przynoszącym płodność ziemi i Szwedom. Jednak to tylko teoria, a sam słup przywędrował do Szwedów z Niemiec. Wiele historii w filmie zaczerpnięto też z różnych innych wierzeń, jak choćby magii krwii czy wierzeń słowiańskich. Dodawanie swojej krwi menstruacyjnej do napoju wybranka, bo akurat ON ma nas pokochać, to tylko jeden z wielu rytuałów (wierzcie lub nie, ale do dziś niektórzy wierzą w jego moc, a na forach ezoterycznych roi się od panien, które chętnie dolewają tego specyfiku do kawy swoim wybrankom, sprawdzajcie więc swoje kubki, zawsze). Nie zabrakło też pisma runicznego, bo wiadomo, bez run to żaden folk. Według filmu to pierwszy szwedzki język Fuþark, ale cóż, nie potwierdzę, nie zaprzeczę.
Takiej symboliki bliskiej naszej słowiańskiej krwi jest sporo, palenie chochoła, zbieranie kwiatków idąc tyłem, plecenie wianków, to tylko te niewinne zabawy, ale brutalność wikingów od zawsze stawiana jest na równi z krwawymi rytuałami takimi jak Krwawy Orzeł, czy ofiary z ludzi. Im bardziej brutalne tym lepiej, więc Ari zaadaptował najbardziej mrożące krew w żyłach historie o germanach, by zbudować tę atmosferę grozy. Jak mu poszło?
Midsommar to wiele warstw, które przenikają się by zamazać znany nam obraz Wikingów
Folkowe straszydła to nie tylko strzygi, trolle i inne wytwory bestiariuszy. To też tajemnica obrzędów tak starych, że mają prawo dzisiaj być postrzegane jako krwawe czy potworne. Aster wykorzystał to tło, by stworzyć wizję Hargi, miasteczka folkowo-nordyckiej sekty, która raz na 90 lat musi dopełnić wszystkich rytuałów kilkudniowych obchodów nocy przesilenia. Jeden z jej członków zaprasza swoich znajomych na szalony tydzień w Szwecji, w swojej rodzinnej miejscowości. Takie tam jarmarczne uciechy. A że Amerykańcom źle się wiodło, a główna bohaterka zmaga się z traumatyczną stratą rodziny i facetem palantem, który nie umie jej zostawić, więc traktuje jak upośledzoną umysłowo, to wszyscy chętnie skorzystali z wakacyjnej opcji.
Od początku częstowani są halucynogennymi środkami, hojnie dokarmiani, a starszyzna nawet dopuszcza ich do wiedzy tajemnej. Taka dziwna mieszanka uprzejmości, gościnności i tuczenia bydła na rzeź. I naprawdę, można by to zrzucić na różnice kulturowe, ale w momencie gdy dwóch doktorantów antropologii nie dostrzega nic dziwnego w składaniu ofiar z ludzi, wiedz, że bohaterowie to bezmózga masa stworzona tylko jako tło dla wydarzeń, które Aster chciał przenieść na ekran. Tym bardziej, że dosyć odważnie pozwolił sobie rozładowywać napięcie humorystycznymi wstawkami i samą obecnością Willa Poultera, którego brwi mają własny język i zapowiadają każdy kolejny żart w jego wykonaniu.
Wiele bardzo mocnych akcentów, rozbitych na ponad 2 godziny, przerywanych ujęciami przydługiej ciszy. Dla mnie akcja filmu była w sam raz, ale szczerze powiem, jeśli ktoś się będzie nudził na za długich scenach to mu się dziwić nie zamierzam. Dla mnie przyjemnością było obserwowanie sielankowej wioski Harga, a torpedowanie symboliką i na zmianę ekspresją i jej brakiem z ekranu nie robi na mnie wrażenia. Aster nokautuje widza przeskokami z czegoś sympatycznego, na coś dziwnego, a ujęcia Pawła Pogorzelskiego, z którym Ari Aster tworzy od dawna zgrany duet są rewelacyjne. Stoickie, niepokojące, sielskie i złowrogie, a wszystko to w biały dzień!
Midsommar - Ari Aster nowy bóg płodności
Witalność, płodność, nawet nasi przodkowie wiedzieli jak ważne jest obchodzenie rytualnego zbliżenia. Słowianie północni, południowi i ci wschodni również, oddawali się radościom cielesnym z godnym podziwu zapałem. O ile tutaj nie tylko dostajemy całą plejadę porad ''jak magicznie uwieść mężczyznę'', to jeszcze poznamy przepisy na to, jak wzmocnić jego płodność. Uwierzcie mi lub nie, ale scena seksu była tak absurdalna, że wszyscy w kinie ryczeli ze śmiechu. Zresztą scen humorystycznych było od zatrzęsienia. Były też mocno spłycone momenty smutne, gdy poznawaliśmy historię Dani, a później kuluary jej bezwartościowego związku z Christianem i jego bezrefleksyjnymi kolegami. Warto jednak posiedzieć w kinie 15 minut dłużej i dostać pełny obraz bohaterów, niż zwyczajną ekipę randomów, która trafia do psychodelicznej sekty. Dzięki temu poniekąd można tłumaczyć decyzję bohaterów, których wykorzystano w najdotkliwszy sposób - po ich słabościach.
Prawdziwa sekta wie w jakie struny uderzyć, żeby zagrało. I tutaj Aster odprawia magię, bo sielskie życia komunistyczno-folkowej społeczności jest hermetyczne do bólu. Amerykańscy turyści pasują tam jak pięść do nosa i ten absurd czuć na każdym kroku. Nie mogli trafić tam bez powodu i mają do odegrania swoje role.
Czy warto obejrzeć Midsommar?
Myślę, że każdy fan folkowych klimatów świetnie odnajdzie się w tej stylistyce. Będzie czerpał radość z odkrywania kolejnych nawiązań do słowiańsko-nordycko-germańskich mitologii i jednocześnie wchłonie piękne widoki i trochę żartów. Fani kina grozy nie dostaną może straszydła, ale smutny niepokój już owszem.
Część powie, ze to przerost formy nad treścią, część powie że to gniot, a część pokocha stylistykę Astera. Z pewnością nie jest to film dla każdego, ale ja bawiłam się przednio i spędzenie ponad dwóch godzin na folkowym starszydle okraszonym dużą porcją śmiechu jest udanym wieczorem, choć nie raz rzuciłyśmy głośno z koleżanką - WTF?!
Nie jestem krytkiem filmowym, ale mogę polecić Midsommer na wolny wieczór z całkiem czystym sumieniem. Skol!