The New Colossus - Recenzja
- Autor: Maciej Zych
- Opublikowano: 03 Grudzień 2017
- Komentuj 2
Dzisiaj pod lupę weźmiemy najnowszego reprezentanta serii gier, mającej swoje korzenie w latach osiemdziesiątych XX wieku, która przez lata ewoluowała, by zacząć z czasem wyznaczać nowe standardy w dziedzinie elektronicznej rozrywki. Rozpropagowanie gatunku FPS, czy ukazanie zupełnie nowej drogi rozwoju sieciowych strzelanek za sprawą doskonałego Wolfensteina Enemy Territory, to ślady jakie pozostawiła po sobie marka obecnie należąca do Bethesdy.
Czytelniku, jeżeli powyższy wstęp wydał się Tobie natrętny i przeczytałeś go głosem orgazmicznie rozentuzjowanego lektora z telezakupów, to wybacz, wybacz autorowi tekstu, który traktuje całą serię Wolfenstein jako objawienie, jako ósmy cud świata, ale zapewnia, że nie wpłynie to na werdykt w sprawie The New Colossus. Tak na marginesie autor zachęca do przeczytania wspominkowego artykułu o wyżej wspomnianym multiplayerowym spinoffie RTCW cz. I i cz. II.
Najnowsze dzieło Machine Games jest bezpośrednią kontynuacją The New Order, a co za tym idzie ponownie wcielamy się w Williama B.J. Blazkowicza, by stanąć na czele ruchu oporu i siać postrach wśród nazistów. Linia fabularna przeprowadzona jest w sposób bezbłędny, wielki plus, że Szwedzi w swojej produkcji nie bali się ukazać tematów trudnych, zręcznie wplatając elementy humorystyczne, nieliczne, ale mające wpływ na dalszą rozgrywkę wybory i naprawdę mocne zwroty akcji. Postacie są wyraziste i dobrze napisane, a słowne utarczki między nimi często doprowadzają do komicznych sytuacji, przełamując bądź co bądź poważny ton gry.
Pod względem gameplayu Wolfenstein II stanowi rozwinięcie tego co widzieliśmy w poprzedniku.
Jest eksploracja przywodząca na myśl dobrze skomponowaną mieszankę elementów Half Life'owo-Deus Exowo-Dishonoredowych, są pogaduszki, jest także akcja, ale sposób w jaki będziemy unieszkodliwiać nazistów zależy w dużej mierze od nas samych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wpadać do kolejnych lokacji dzierżąc w obu rękach giwery i wystrzelać wszystko co się rusza, albo przekradać się od zasłony do zasłony metodycznie likwidując napotkanych przeciwników, aby pod koniec łyknąć wisienkę z tortu w postaci dowódcy. Ważne, że żadne rozwiązanie nie jest faworyzowane przez grę, więc niezależnie od tego, którą drogą pójdziemy nigdy nie poczujemy się w oszukani. Wraz z postępem kilkukrotnie zaznamy pewnych odskoczni od powyższego schematu, jednakże te warto poznać samemu, wszak zaskakiwanie gracza to olbrzymia zaleta nowego Wolfa.
Między misjami trafiamy na pokład przerośniętego u-boota pełniącego funkcję HUB'a, w którym możemy podejmować się aktywności pobocznych pomagając naszym towarzyszom z Kręgu Krzyżowej, często wykonując zabawne questy, bądź też zasiąść przed futurystyczną wyglądającą maszyną deszyfrującą, dzięki której udajemy się w tzw. rejony i likwidujemy wrogich dowódców. Ta druga grupa zadań pobocznych szybko się znudzi, gdyż trafiamy ponownie do znanych już lokacji i ponownie wypełniamy bardzo podobne cele.
The New Colossus napędzany jest silnikiem id Tech 6, znanym już z zeszłorocznego Dooma. W niektórych miejscach jakość oprawy graficznej jest nierówna, wywołując dziwne uczucie dysonansu – z jednej strony bardzo ładne, pełne szczegółów pomieszczenia zamknięte, a z drugiej spowite mgłą rodem z FPSów końcówki lat 90 przestrzenie udające otwarte. Gdzieniegdzie zdarzają się też nieostre tekstury, a modelom na ciut tylko dalszych planach poskąpiono polygonów. W ogólnym jednak rozrachunku ogląda się ten spektakl przyjemnie, zwłaszcza, że optymalizacja również pozytywnie zaskakuje*.
Udźwiękowienie wypada bardzo dobrze - postacie zagrane są w sposób przekonujący, wystrzały brzmią soczyście, a dźwięki ambientowe dodają lokacjom klimatu. Muzyka przywodzi nieco na myśl to co słyszeliśmy w Doomie, dużo tutaj heavy metalowych kawałków, które nie do końca pasowałyby w RTCW, ale w Wolfenstein II wypadają już całkiem nieźle.
Podsumowując – chyba mamy laureata na miano najlepszego FPSa roku 2017. Jest doskonały i zaskakujący gameplay, z równie doskonałą i zaskakującą fabułą, która potrafi zagrać na emocjach. Gra nie pozwala się oderwać przez dobre 18 godzin od komputera, a po jej ukończeniu odczuwamy smutek, że to już koniec... przynajmniej do momentu zapowiedzi trzeciej części Wolfensteina.
* Wolfensteina II testowano na komputerze wyposażonym w procesor Intel Core i5 6600k, GeForce GTX 980 i 8GB RAM na ustawieniach Uber w rozdzielczości FHD. Dosłownie 2-3 razy podczas gry nastąpił zauważalny spadek płynności animacji, po aktualizacji sterowników karty graficznej problem w zasadzie zniknął. Niemalże przez cały czas utrzymywało się stałe 60 FPS.
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze