Suspiria - recenzja
- Autor: Bartek Witoszka
- Opublikowano: 17 Listopad 2018
- Komentuj 2
Kiedy po pierwszych 20 minutach z sali wychodzi jedna osoba, a po upływie 10 następnych to samo robi jeszcze jedna, to zazwyczaj oznacza, że film jest słaby i nie warto tracić na niego pieniędzy. Możliwe też, że dana osoba zwyczajnie się rozczarowała, film nie trafił w jej gusta albo źle oceniła materiały promocyjne udostępnione przez dystrybutora. A może, tak zupełnie przypadkiem, film okazał się na tyle niepokojący, że nie chciało się wiedzieć co będzie dalej. Intrygujący początek nie wystarczył, by wytrzymać na sali choć chwilę dłużej. Nie wiem co myślały te dwie osoby, ale jedno wiem na pewno - żałuję, że nie poszedłem wtedy razem z nimi.
Piszę ten fragment recenzji z kina, w oczekiwaniu na następny film, ale to bez znaczenia. Ważne jest to, że Suspiria nie jest filmem, na którym będziecie czuli się dobrze, wzbudza w widzu niepokój, coś z czym bardzo dawno nie miałem do czynienia. Jednak po kolei, bo zacznę się w tym wszystkim gubić, a uwierzcie mi, w pokręconej, a zarazem pięknej logice tego filmu nie trudno o lekkie zagubienie. Oryginalna Suspiria powstała w 1977 roku, a za jej stworzenie odpowiada włoski reżyser Dario Argento. Nie oglądałem go, ale po seansie tej “nowej” wersji… właśnie i tu powinienem napisać “chętnie nadrobię zaległości”. Nie zrobię tego jednak, bo to co zobaczyłem w kinie bardzo na mnie podziałało, w tym negatywnym sensie.
Film ma tak naprawdę dwóch bohaterów - Josepha Klemperera i szkołę tańca należącą do Madame Blanc. Ich historie przeplatają się wzajemnie; Joseph stara się odkryć, co tak naprawdę dzieje się tym starym budynku, a szkoła tańca po prostu funkcjonuje. Warto zaznaczyć, że placówka ta jest przeznaczona tylko dla kobiet, co ma kolosalne znaczenie dla fabuły tego filmu. Dziewczyny mogą w niej mieszkać i rozwijać swoją największą pasję, jaką jest taniec. Taniec wokół którego zbudowany jest cały film.
Do Josepha od jakiegoś czasu przychodzi pewna dziewczyna zmagająca się z pewnym schorzeniem. On, jako doktor psychologii, stara się jej pomóc, w końcu jest lekarzem, to jego obowiązek. Patricia, tak ma na imię jego pacjentka, wydaje się lekko “postrzelona” - cały czas powtarza słowa jakiejś piosenki, a między jej kolejnymi wierszami mówi doktorowi, co przeżywa. To co usłyszałem nie miało żadnego sensu - ścięcie włosów, perfekcyjne sny czy wejście wewnątrz Patrici. Nie trzyma się to kupy i przez te pierwsze 20 minut tak właśnie jest i tak ma być. Do czasu.
Czemu uważam, że cała szkoła i wszystko, co się w niej dzieje, to jeden z bohaterów? Przede wszystkim dlatego, że ona żyje i nie chodzi tylko o dziewczyny, które tam mieszkają. Sam budynek wypełniony jest ukrytymi pokojami, zapadniami, skrytkami, a przede wszystkim bardzo potężną siłą oddziałującą na wszystko i wszystkich, co się w nim znajduje. Sprawia ona, że każde, nawet najmniejsze doznanie staje się kilkakrotnie bardziej wyraziste.
Skoro już przy tym jesteśmy, to nie mogę nie wspomnieć o tym, jak ten film jest naturalistyczny. Krew, wnętrzności, męskie i damskie strefy erogenne czy sny - wszystko to sprawia, że naprawdę źle się czułem podczas seansu. Nie chodzi o moją wrażliwość na gore, bo po Suspiri wybrałem się na Halloween w ramach odstresowania - nie czułem kompletnie nic, gdy Michael zabijał swoje kolejne ofiary. Może “nic” to złe słowo, ostatecznie nie jestem aż takim “twardzielem”, ale na pewno było to coś zupełnie innego, coś z kompletnie z innej półki. To tak, jakby porównywać HyperX Cloud II i słuchawki z Biedronki - obie rzeczy spełniają swoją funkcję, ale robią to totalnie inaczej.
Sam film podzielony jest na sześć aktów plus epilog - z taką formą zetknąłem się wcześniej tylko w Kill Billu. Tu uwaga, polskie tłumaczenie lekko kuleje, bowiem “Six Acts and an Epilogue in a Divided Berlin” zostało przetłumaczone na “Sześć aktów w podzielonym Berlinie” - nie ma nic o epilogu. Mniej uważny widz pewnie nie zwróci na to uwagi, ale błąd to błąd, a w recenzji wypadałoby o nim wspomnieć. Wracając do aktów, na początku kompletnie nie rozumiałem po co one tam są, zwłaszcza, że dialog pomiędzy dwiema dziewczętami w szkole został przerwany właśnie przez ekran zapowiadający następną część filmu. Potem jednak były one bardziej wyważone, a każda następna partia opowiadała spójną całość, rozwijając napoczęte wątki.
Kiedy myślałem, że już rozumiem, co reżyser miał na myśli tworząc i obmyślając kolejne sceny, byłem bombardowany taką ilością dziwnych i niepokojących rzeczy, że naprawdę miałem ochotę wyjść z kina. To nie jest film dla każdego, to w ogóle nie jest film, na który powinniście iść z kimś. Czemu? Gdy będziecie mieli kogoś obok, od razu będziecie chcieli wymieniać myśli i spostrzeżenia odnośnie tego, co właśnie się stało. Błąd. Tu liczy się Wasza interpretacja, bo gdy zaczniecie z kimś rozmawiać, to prawdopodobnie nigdy nie skończycie tego robić. Serio, Suspiria jest właśnie takim rodzajem filmu. Dlatego zacząłem pisać tę reckę jeszcze w kinie, podczas reklam na Halloween, by spróbować jakoś zrozumieć to co zobaczyłem. Teraz jest 2:12 i dalej piszę. Jeśli chcecie zacząć pisać bloga, a brakuje Wam odwagi, to idźcie na Suspirię - gwarantuję Wam, że po seansie będziecie pisać, jakbyście robili to od zawsze.
Wspomniałem wcześniej o tańcu. Ten jest inny od tego z czym mamy do czynienia na co dzień. Wszystko w nim jest bardziej zmysłowe, wyraźne, a przede wszystkim dzikie. Zwłaszcza podczas ostatniej, finałowej sceny, w której dzieje się… nie, tego się nie da opisać, to trzeba po prostu zobaczyć. Jednak, by do tego dotrwać, to musicie obejrzeć przez cały film. Zapomnijcie o przerwach na siku, na jedzenie, na dziewczynę/chłopaka, który siedzi obok - wszystko to musi poczekać, aż do pojawienia się napisów końcowych.
W ekranie zapowiadającym film jest “Six Acts and an Epilogue in a Divided Berlin”, co już na początku sugeruje realia, w jakich osadzona jest Suspiria - żelazna kurtyna i podział Niemiec na RFN i NRD. Za oddanie klimatu tamtych lat należy się szóstka - samochody, ulice, książki, a przede wszystkim stroje, zwłaszcza te kobiecę. Czuć, że w tym filmie nie są one tym, czym wydają się na pierwszy rzut oka - są wyzwolone w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie potrzebują nas, mężczyzn do czegokolwiek, a okazują to właśnie swoimi ubraniami, a z tego co zauważyłem, to jest tu sporo pomysłów Coco Chanel. Jeśli jakaś kobieta widziała Suspirię, to z chęcią poczytam o tym więcej, bo cholernie zaciekawił mnie ten aspekt.
Czy warto iść na Suspirię? Chcę powiedzieć nie, bo możecie źle odebrać, co się w nim dzieje. Nie chodzi o to, że widz jest za głupi, by w pełni zrozumieć przekaz, ale o ogólne samopoczucie w trakcie, jak i po seansie. Może to tylko moje odczucia, ale niech te dwie osoby, które wyszły w trakcie trwania dość newralgicznych scen będą dla Was rekomendacją. Przy okazji dziękuje bardzo pani z kinowego baru, która po filmie, mimo dość późnej pory, miała jeszcze kawałek pysznego bananowca i kubek gorącej herbaty. Te dwie rzeczy były dokładnie tym, czego potrzebowałem na przemyślenie, a w zasadzie próbę zapomnienia tego, na co patrzyłem przez ostatnie dwie godziny.
Tilda Swinton potrafi zagrać nie tylko bezwzględną Czarownicę, ale i role męskie.
Teorie spiskowe
Szukając informacji o aktorach występujących w filmie nie mogłem nigdzie trafić na informację, kto gra Josepha Klemperera. Po szybkim szperaniu znalazłem informację, że to Tilda Swinton, która w Suspirii wcieliła się w Madame Blanc. Tak, dobrze przeczytaliście, nie musicie przecierać monitorów. Gdy to przeczytałem też byłem zdziwiony, ale po przemyśleniu sprawy uznałem, że w sumie czemu nie. Charakteryzatorzy i makijaż czynią cuda, a z tego co wiem Kamila szykuje prawdziwą petardę w tym temacie, więc polecam być na bieżąco z tejoseph klempererkstami na stronie.
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze