Relacja z Warsaw Comic Con Fall Edition 2017

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 27 Listopad 2017
  • Komentuj 2

Od pierwszej edycji, która miała miejsce na początku czerwca, minęło pięć miesięcy. Jak zmienił się program i plan Warsaw Comic Con? Co organizatorzy wzięli na warsztat, a co zostało zepchnięte w kąt po ostatniej edycji? Jedno jest pewne: organizatorzy nie marnowali czasu. I już teraz ledwie dzień po zakończeniu imprezy szykują rocznicową-wiosenną edycję polskiego Comic Conu.

Ludzi nie zabrakło i tym razem. Spotkania z gwiazdami przyciągają tłumy chętnych.

Było fajnie. Dużo fajniej niż latem. Wtedy co prawda było więcej pisarzy i więcej ciekawych prelekcji (teraz ciekawe były dla mnie w piątek, kiedy akurat mnie nie było). Mimo wszystko, teraz widać było, że impreza została logicznie rozpisana, zaplanowanie hal było dużo lepsze, nawet kontakt z osobą odpowiedzialną za media był łatwiejszy. Nie musieliśmy czekać miesiącami na odpowiedź na nasze pytanie, szukać organizatorów na miejscu, czy biegać po omacku. Najważniejsze jest jednak to, że z pyrkonowej podróbki Comic Con urósł w moich oczach do szalenie profesjonalnej imprezy. Zniknęły stoiska pełne kiczu, zastąpiło je prawdziwe rękodzieło. Wszystko było drogie piękne i po prostu magiczne.

Jedna z głównych postaci ostatnich sezonów The Vampire Diaries. Seriał się zakończył, ale Enzo dalej żyje!

Comic Con w Warszawie, póki co, jest odskocznią dla maluczkich, pozwalającą poznać gwiazdy małego i dużego ekranu. Nim stanie się prawdziwą mekką dla wszystkich nerdów i geeków, musi minąć pierwsza fascynacja sławnymi ludźmi. Do tej pory nie było miejsca, w które co pół roku zlatywały by gwiazdy z seriali tak popularnych, jak Netflixowy Riverdale czy Gra o Tron. Teraz powoli oswajamy się z myślą, że możemy zobaczyć aktorów z Harrego Pottera czy Piratów z Karaibów, lub samą słynną Pamelę Anderson (która wygląda jak milion dolarów, serio). To wszystko za niewielką opłatą, od 50 do 150 złotych za autograf i osobno za fotkę (oczywiście cena rośnie wraz z popularnością).

Przyjdzie w końcu taki moment, że Comic Con przestanie być tylko miejscem shoppingu i spotkania ze swoim idolem, ale faktycznie stanie się wielkim ośrodkiem kulturowym, gdzie fan komiksu zamieni się na chwilę w gracza Overwatch, a gracze nagle odkryją gry poza komputerem.

Spotkanie z Pamelą chyba zawsze będzie wielkiem przeżyciem. 

Szalone jest to, że organizatorzy już w sobotę, czyli podczas imprezy, ogłosili kolejną gwiazdę serialu Riverdale. Hayley Law, grająca Valerie w produkcji Netflixa pojawi się w Polsce już w kwietniu. A ta edycja? Zdominowana przez fanów pięknej Holland Roden z Teen Wolfa i Pameli Anderson. :)

Asia: Tym razem planszówki miały do dyspozycji naprawdę wielką przestrzeń, bo prawie ¼ hali C zajmowały stanowiska, na których można było rozegrać gry z poszczególnych wydawnictw (m.in. Lacerta, Cube, Galakta, Quantum Games, Games Factory) albo z wypożyczalni. Mieliśmy okazję pograć w piątek w Sanctuary, potem w Pandemic: Lekarstwo, Ozo (które bardzo spodobało się zwłaszcza Beni) i Kostarykę. Dziękujemy tutaj sympatycznej ekipie z Lacerty, która w sobotę i niedzielę tłumaczyła nam i grała w nad wyraz długą (w naszym wydaniu) Pandemię: Lekarstwo, Kostarykę oraz Ozo.

Komiksów było znowu niewiele, mangi chyba mniej niż w czerwcu. Brakowało mi Taurusa i Egmontu.

Jeśli chodzi o literaturę, było kilka mniej znanych wydawnictw, a najwięcej miejsca zajmowała Fabryka Słów. Tym razem Rebis nie miał wielkiego pokoju, a niewielkie stoisko - ledwo ich znalazłam, że nie wspomnę o tym, iż na stronie WCC nie figurowali w spisie wystawców. Książki nie były zepchnięte w kąt jednej hali, tylko dobrze widoczne, usytuowane pośrodku hali. Dzięki temu ludzie mieli do nich większy dostęp, z drugiej zaś - poprzednim razem każde wydawnictwo miało idywidualnie więcej miejsca. Poza tym oddzielne sale, w których mogą stać wielkie biblioteczki, lepiej się sprawdzają w przypadku książek i komiksów. Tutaj stoiska wyglądały trochę jak na bazarze. Gry bitewne też były - Warlord Games i Wargamer. Było też stoisko Gundam Polska.

Działo się również na scenie!

Fajne jest to, że Ci ludzie zawsze są gotowi wytłumaczyć ci grę. Nawet, kiedy jedzą frytki, mają przerwę lub zwyczajnie padają z nóg. Zawsze znajdzie się ktoś, kto z uśmiechem na twarzy przedstawi zasady i dołączy do gry.

Asia: Miałam wrażenie, że tym razem mniej było spotkań z pisarzami. Brakowało chociażby Jarosława Grzędowicza i Mai Lidii Kossakowskiej, którzy byli obecni w czerwcu. Nie do końca też podobało mi się to, że strefa autografów i panele dyskusyjne były rozrzucone po dwóch halach. Z jednej strony cieszyłam się, że rozmieszczenie stref tematycznych było inne niż w czerwcu, ponieważ nie miałam wrażenia, by literatura została potraktowana po macoszemu. Z drugiej jednak strony poprzednim razem łatwiej mi było się w tym wszystkim połapać. Wiedziałam, że wszyscy pisarze są w hali D z lewej i nie musiałam ich nigdzie szukać. A w ten weekend, przez to, że trzeba było kursować między strefą nauki, literatury i komiksu, nie zdążyłam dotrzeć na większość spotkań. A szkoda, bo sporo z nich zapowiadało się bardzo ciekawie.

Comic Con to też wielki bazar - ale nie w znaczeniu pejoratywnym. Można było obejrzeć i kupić w dobrej cenie (nie tylko na stanowisku Muvo) gadgety, ubrania, komiksy, książki, plakaty i rękodzieło robione przez pasjonatów dla pasjonatów. Większość geeków może znaleźć je tylko w sieci, a tutaj nadarzała się znakomita okazja, by wydać fortunę, albowiem nic tak nie wywołuje gorączki zakupowej jak widok setek osób przebranych za postacie z mangi czy gier, kupujących figurki, przypinki, opaski, płaszcze czy klasycznie - t-shirty z kultowymi cytatami (np. w Wolvenstyle)

Raj zakupoholika!

Na ten konkretny Comic Con jechałam z myślą o kupieniu gorsetu. Nie kupiłam go, ale i tak wyszłam z masą zdobyczy godnych króla. Świetnej jakości ubrania, dodatki i prawie wszystko na stoiskach ręcznie robione. Patrzyłam na tych utalentowanych ludzi i aż żal mi było, że wszystkiego kupić się po prostu nie da. 

Asia: Figurki Funko, obejrzane ze wszystkich stron, by upewnić się, że ten konkretny Alien jest najpiękniejszy (np na stoisku Stworki Potworki). Oryginalne ręcznie szyte ubrania w klimacie postapo (np. Wasted Couture ) czy też średniowiecznym Emerald Court i prawie-normalną (u Chrum.com, Muss Fashion czy w Kolorowej Fabryce), które można było przymierzyć, pomacać. Biżuterię z rogu, kości, srebra, drewna, wypalaną, plecioną - Tryb, Uroczysko, Biała Tynktura.

Niewątpliwą zaletą było, że na miejscu obecni byli nie przedstawiciele handlowi, którzy mają mgliste pojęcie o procesie produkcyjnym, a sami twórcy. Chcecie wiedzieć, jak robi się zjawiskową biżuterię z elementów zegarka (Tryb - link, czy Mad-Artisans)? A może macie pytania do tłumaczki gry planszowej Great Western Trail (wydawnictwo Lacerta)? Interesuje Was, z czego szyte są czapki, w których będziecie wyglądać jak Pokemon? Albo kiedy będzie premiera długo wyczekiwanej książki? (Fabryka Słów). Na WCC możecie zaspokoić swoją ciekawość i spędzić miło czas z ludźmi, którzy mają takie same pasje, co Wy.

No, prawie jak w domu :D

Ogromne wrażenie robiły też strefy tematyczne, dla mnie wygrała wioska postapo. To, jak Ci ludzi się tam bawili...SZALEŃSTWO. Wielki bar, roześmiani ludzie, namioty zlepione ze wszystkich znanych mi materiałów. Oczopląs i zachwyt. Asia za to uwielbiała strefę Star Wars, gdzie próbowała zniszczyć Gwiazdę Śmierci, Ona, i tysiące innych osób.

Strefa Gwiezdnych Wojen była świetna - modele statków w skali 1:1, przeniesiony spory fragment Cantiny z naturalnej wielkości figurami obcych, w tym z półleżącym na stole Greedo - wszystko to robiło niesamowite wrażenie. Do tego istniała możliwość walki na miecze świetlne w VR oraz wzięcia udziału w symulacji statku kosmicznego podczas ataku na Gwiazdę Śmierci. To była chyba moja ulubiona strefa.

Zespół wyszedł na bis z kawałkiem Lazare. Nigdy nie zapominają o fanach.

Do tego wszędzie z głośników leciała tematyczna muzyka. Raz był to motyw z Harrego Pottera, raz z Piratów a czasem z gier lub seriali. Jednak najlepszy z tego wszystkiego był koncert Percivala. Ostatni występ Wild Hunt Live po zakończonej trasie był równie wspaniały co poprzednie. Zespół jak zwykle odwalił kawał świetnej roboty, a Asi córka tańczyła na moich kolanach do dźwięków Novigradu. Było rewelacyjnie, a artyści z teatru Avatar sprawili, że było to, jak zwykle, wspaniałe widowisko nie tylko dla uszu ale i dla oczu.

Kolejna edycja już w kwietniu - możecie być pewni, że tam będziemy!

[Niektóre zdjęcia pochodzą z Facebooka Warsaw Comic Con]

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze