Gra o Tron odcinek 3

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 29 Kwiecień 2019
  • Komentuj 12

To był ten moment, najważniejszy, przejmujący, szalenie intensywny, a jednocześnie kończący pewną erę. Siedem sezonów przygotowań, zbierania armii, docierania do celu i nareszcie stało się, Nocy Król zginął a Westeros jest bezpieczne. Za nami kłujący lodem serce półmetek, a przed nami 3 rozstrzygające odcinki walki o żelazny tron. Kto zdobędzie władzę? Kto zostanie przy życiu i o jakie Siedem Królestwa walczyliśmy tyle lat? Zostańcie razem ze mną, bo kończy się jedna z najlepszych przygód naszego życia.

Zapraszam Was do strefy gorących spojlerów i krytycznego zachwytu nad trzecim odcinkiem 8 sezonu Gry o Tron.


Ten odcinek był podporządkowany trzem postaciom, Aryi i Melisandrze i Theonowi, które odegrały najważniejszą rolę w bitwie. Nie smoki, nie Danka z Jonem, nie Brienne ze swoimi adoratorami i niestety również nie Lyanna Mormont. Wszyscy oni byli statystami dla tych, którzy mieli przyczynić się do powstrzymania Nocnego Króla. Wszyscy inni mieli kupić tyle czasu ile się da i jak najdłużej przeżyć. Jak im to wyszło?

Początek tego odcinka przypomina poprzednie dwa epizody. Spóźniona na przygotowania Melisandre zawitała w końcu na ostateczną walkę gotowa na śmierć. Jej postać na długo zniknęła widzom z pola widzenia, ale mieliśmy świadomość, że jej związek z Panem Światła w końcu popchnie ją ku najmroczniejszej bitwie ze śmiercią. Tam też, w upadającym pod naporem hord nieumarłych Winterfell, Czerwona Kapłanka znalazła w końcu swoją obiecaną światu księżniczkę, która uwolniła ludzi od zła.

Nawiązanie gamingowe: Arya wykonałą trik prosto z Far Cry 3, w identyczny sposób zatapiając ostrze we władcy nieumarłych. youtube.com

Ciekawe jest to, że Melisandra tyle razy pomyliła się w swoich osądach, a jednocześnie zachowała wiarę i w ostatnim momencie popchnęła zrezygnowaną Starkównę do akcji. Przypomniała jej słowa wypowiedziane w 3 sezonie, że zamknie wiele par oczu, tych brązowych, zielonych a przede wszystkim - niebieskich. Zabijając Nocnego Króla zniszczyła jednocześnie całą jego armię dopełniając proroctwa. Skąd miała pewność, że to Arya jest wyznaczona do tego zadania? Bo nie było nikogo zdolnego do tego czynu, a Jon w którego wcześniej wierzyła, okazał się bezużyteczny w walce z takim wrogiem. Zarówno on, jak smoki Danki nie zdziałali za wiele na polu bitwy, a Dothrakowie zgineli w bezmyślny sposób godny mięsa armatniego.


Ostatnią strategiczną osobą w planie obrony Westeros przed Innymi okazał się Theon. Dobrowolnie zgłoszony do obrony Brana - celu Nocnego Króla. Jego śmierć była heroiczna, potrzebna i jednocześnie głupia, bo kto z kijem szarżuje na elitę wrogów? Odpowiedź jest banalna. Robi tak osoba rozgrzeszona, a Bran jako osoba, która mogła dać mu odkupienie właśnie to mu ofiarował. Widząc beznadzieję sytuacji, Theon poświęcił siebie by rozproszyć Nocnego Króla. Nie mógł wiedzieć o Aryi czającej się w cieniu, ale wzrok Trójokiej Wrony i ewidentne pożegnanie były dla niego sygnałem do ataku.


Długo zachodziliśmy w głowę jak zabić Nocnego Króla. Smoczy ogień nie podołał temu zadaniu, co widzieliśmy podczas prawie samobójczej próby Daenerys. Nocny Król z płomieni wyszedł bez szwanku, a zaraz potem omal nie pozbawił Matki Smoków drugiego dziecka. Okazało się, że narzędziem które dopełniło dzieła był Catspaw Dagger, sztylet należący niegdyś do Littlefingera, ten sam, który miał znaleźć się w piersi Brana jeszcze w pierwszym sezonie. Ta broń wielokrotnie pojawiała się w Winterfell, a ostatecznie wróciła razem z Petyrem, który podarował go Branowi. Bran oddał go dalej Aryi, a ta zabiła nim właściciela broni. Catspaw zatoczył pewien krąg, tym samym lądując w rękach jedynej, która mogłaby go skutecznie użyć. Wszystko zgrabnie spięte fabularnie.

Każde wydarzenie tych 7 sezonów miało ogromny wpływ na przebieg tego jednego odcinka.


Skoro już o fabule... 


No właśnie, mamy tutaj doczynienia z beznadziejnie głupim planem bitwy. Nie ma co dyskutować, że najbardziej wyborowe armie tego uniwersuk: Nieskalani, Dothrakowie, smoki, wojska północy i masa tęgich umysłów właściwie zostały rzucone na pożarcie. Dothrakowie można rzec, że popełnili masowe samobójstwo ożywieni jednym z cudów Melisandry. To bolało i to zostanie zapamiętane, ale wciąż NIE TAK SIĘ BRONI ZAMKU!!! Mam wrażenie, że walki w Winterfell są tym się charakteryzują, bo po prostu nie mogłam nie przypomnieć sobie w tym momencie Bitwy Bękartów i biednego Rickona...

Nie to jest jednak ważne, ani nie to, że było za ciemno (ja oglądałam na wielkim telewizorze i kompletnie tego nie odczułam, widziałam wszystko wyraźnie, chociaż dynamika czasem była powalająca). Można się czepiać techniki, ale fakt jest taki, że każdy statysta na tym planie był idealnie przemyślany do każdego z celów tego odcinka. Utrzymać przy życiu kluczowe dla finału postacie. Dothrakowie, Nieskalani a nawet smoki, nikt nie miał szans w tej walce. Jon nie zrobił nic, wszyscy gineli tylko po to, by kupić dość dużo czasu aż Arya wykona swój zamach. Nawet wydarzenia z pierwszego i trzeciego sezonu, sztylet służacy do zabicia Brana i wszystkie inne tego typu mikro wydarzenia, wszystkie one prowadziły do tego jednego momentu pod Czardrzewem w Winterfell. Pod tym względem fabularnie scenariusz wymiatał, bo widzimy realne skutki tego, co przez 7 sezonów działo się w uniwersum.

Pożegnaliśmy wiele ważnych powstaci, ale właściwie nikogo z pierwszego planu. To znaczy, że największe straty jeszcze przed nami w bitwie z Cersei. Uszczuplone o morale, zasoby, liczebność wojska Jona i Danny muszą poczekać na wsparcie Yary, która zapłacze z pewnością nad losem brata, ale kolejny odcinek przyniesie nam dużo łez i innych emocji. 

Pragnę również zaznaczyć, że wraz z Lyanna i Jorah Mormontami upadł zacny ród północy, a oni dzielnie walczyli za Starków i za wolność. Pięknie zarysowane postacie z godnym końcem. To robiło wrażenie. 

Oddajmy hołd małej, walecznej istocie

No i trzeba przyznać, że było to prawie 80 minut czystej walki, dynamicznej, do samego końca wypełnionej poczuciem przegranej i beznadziei i szczerze mówiąc, uwierzyłam przez chwilę w teorię, że Winterfell upadnie, a bohaterowie uciekną na statkach Yary do Królewskiej Przystani, gdzie Cersei obroni miasto, a potem Arya ją po cichu wykończy. Na szczęście Winterfell choć zniszczone to jednak stoi, a wojna trwa dalej. 

Pora ruszyć po żelazny tron i dotrzeć do końca tej przygody. No i żadne z nas nie wytypowało poprawnie kto umrze, więc zabawę powtórzymy przed następną bitwą! Trzymajcie się, pozbierajcie szczęki, zapomnijcie o Nocnym Królu i wracam do Was w przyszły poniedziałek!

W tym odcinku wyróżniam Melisandre, Lyanne, Theona za to, że potrafili pięknie zakończyć swoją przygodę!

 

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze