Gorogoa - cud indie
- Autor: Joanna Pamięta-Borkowska
- Opublikowano: 19 Grudzień 2017
- Komentuj 2
Chłopiec wygląda przez okno i zauważa w oddali dziwne monstrum. Ponad dachami budynków wyłaniają się kolorowe narośla, jakby fragmenty koralowca. Chłopiec sięga po książkę i widzimy jego myśli w dymku, zupełnie jak w komiksach - czyta coś o smoku.
Tak się zaczyna Gorogoa, ale na razie zostawię wątek chłopca i przejdę do formalnej części. Jest ona absolutnie nie pasująca do tego typu produkcji, ale czasami trzeba być formalistą, mimo że serce chce inaczej.
Gra została wydana przez Annapurna Interactive, a wyszła spod ręki Jasona Robertsa. Zawitała kilka dni temu na PC, Switch oraz na iOSa. Roberts rozpoczął prace nad nią już w 2011 roku.
Nazwa Gorogoa pochodzi od imienia potwora, którego wymyślił w dzieciństwie. Wybrał je, ponieważ nie należy ono do żadnego istniejącego języka, co w zamyśle autora miało uczynić grę uniwersalną. W grze zresztą ani razu nie trafimy na żadne słowo ani cyfrę - poza tymi, które widnieją na tarczy zegara.
Wszystko rozgrywa się na planszy podzielonej na cztery kwadraty, które możemy dowolnie przesuwać. Zaś w obrębie jednego kwadratu wykonujemy szereg czynności: powiększamy, oddalamy, lub obracamy za pomocą skomplikowanego mechanizmu działającego w trzecim kwadracie. Trochę ciężko to sobie wyobrazić, dlatego najlepiej zobaczyć mechanikę na trailerze (który znajduje się w moim niedawnym newsie poświęconym tej grze).
Według opisu dostępnego na Wikipedii nie występują w tej grze podpowiedzi, ale można się domyślić, że jakaś plansza nie będzie wykorzystana po tym, że nie pojawiają się na niej opcje przybliżenia/oddalenia, ani przesunięcia planu na boki. Czasami fragmenty planszy, na które powinniśmy zwrócić uwagę, lekko migoczą.
Tym samym gra nie jest ani za trudna, ani za łatwa. Oferuje niesamowitą satysfakcję z każdego ukończonego etapu. Kiedy widziałam chłopca przechodzącego między planszami, które udało mi się połączyć, jedne zmniejszając, a inne przesuwając - cieszyłam się jak dziecko. Dla wielbicieli puzzli to pozycja obowiązkowa. Dla kolekcjonerów oryginalnych gier indie również. Ja natomiast polecam ją wszystkim, którzy lubią obcować z pięknem i przy okazji zmusić do pracy szare komórki. Prawa półkula mózgowa, odpowiedzialna za wyobraźnię, napracuje się jak nigdy dotąd - szykujcie czekoladę.
Poza tym, przedstawcie sobie: kilka tysięcy ręcznie rysowanych plansz, pełnych symboli, ukrytych historii o czasie, aluzji do wojny, różnych wierzeń. To istna kopalnia ukrytych treści i uczta dla naszych oczu. Niektóre rysunki są bajecznie piękne, a wrażenie pogłębia się, gdy za sprawą jednego ruchu piękno umiera i ta sama ilustracja ukazuje zupełnie inne oblicze.
Kiedy na czarno-białej fotografii ruin miasta widzimy w zbliżeniu drzwi, które prowadzą do rajskiego ogrodu, rodzi się w nas pytanie - który z tych obrazów przedstawia rzeczywistość?
Można powiedzieć, że cała gra to poszukiwania pięciu żywiołów/kul mocy - ale będzie to prymitywne uproszczenie. Owszem, chłopiec przemieszcza się po świecie z misą w dłoni i zbiera do niej kule. I faktycznie, niektóre kojarzą się z pewnymi znanymi pojęciami, np. zielony symbol związany jest z roślinami i wzrastającym życiem, a błękitny ze smutkiem. Żółty to światło lub ogień. Nie zawsze jest to jednak tak oczywiste. Kim jest widoczny na samym początku człowiek na wózku inwalidzkim? Dlaczego patrzy na tę samą wieżę, do której zmierza chłopiec? O co chodzi ze smokiem?
Nie dam Wam odpowiedzi na te pytania, bo sama ich nie znam. Przeszłam tę grę tylko raz, ale na pewno do niej wrócę, ponieważ teraz, gdy znam już zakończenie, może uda mi się odkryć zupełnie nową historię.
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze