Dwa zdania o ... The Warhorn

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 21 Kwiecień 2019
  • Komentuj 2

Pierwsze zetknięcie z Warhorn było bardzo obiecujące. Gra właściwie sama zachęciła mnie do odpalenia, bo uwielbiam hybrydy survivalowo-fabularne. Dodatkowo wygląda jak mieszanka Minecrafta z The Witness. Nie mogłam wręcz przejść obok niej obojętnie, więc zagoniłam Michała na wspólnego streama i poszliśmy rozpracować ten dziwny twór. Jak mu się spodobało? Co nas najbardziej zdziwiło? Czy da się w tym dobrze bawić z ekipą? Zobaczcie sami, jak bardzo niepozorny The Warhore potrafi zadziwić!

To co dało mi największego kopa, to fakt, że nie wiedzieliśmy o grze nic. Odpaliliśmy ją w ciemno więdząc jedynie jakiego gatunku się spodziewać. Rzadko tak robię, bo jednak ciężko jest wygospodarować czas na ogranie wszystkiego, a z wiekiem selekcja gier, które mogą zagarnąć nasz cenny czas, jest coraz poważniejsza. Bałam się, ze zmarnuje cenne, wolne chwile, albo że Warhorn okaże się takim gniotem, że nawet stali bywalcy redakcyjych streamów uciekną. Na szczęście wszyscy podeszli do niego z otwartą głową i daliśmy sobie wzajemnie szansę. Michał, jak tam pierwsze wrażenia?

Michał: Na początku gra mnie nie zachwyciła. Ot znalazłem się w kolejnym survivalu i to jeszcze z dość dziwną grafiką. No ale dobra, nie ma co skreślać tej gry na samym starcie. Brnąc coraz dalej, rozgrywka sprawiała coraz więcej frajdy. Okazało się, że pod pierwszą warstwą skrywają się następne, czekające tylko na ich odkrycie.

Zaczęło się całkiem spokojnie. Jak w każdym RPGu. Pogadaj z karczmarzem, poznaj swój cel, zbierz questy i ogólnie to ogarnij swoje życie zanim ruszysz w drogę, czy jak to tam szło. Wszystko jest jednak tak proste i tak znajome (po części dzięki spędzeniu połowy życia w innych światach, bo drugie przez lata spędzone w kopalniach Minecrafta), że właściwie poczułam się jakbym w The Warhorn grała nie raz i nie dwa. Był więc czas na delektowanie się nie tylko mechanikami, ale i radosną eksploracją. To głównie zwiedzanie i poznawanie gry zajęło nam całego pierwszego streama i już wtedy gra kilka raz wywołała efekt ''Uuu" na naszych twarzach. Zresztą, nie wierzycie, to zobaczcie zapis pierwszego streama z tej gry!

Z czasem było coraz lepiej, a kolejny stream to już była prawdziwa jazda bez trzymanki. Wpadliśmy w jakąś fabularną lokację (zupełnie przypadkowo), odkrywaliśmy na każdym kroku coraz dziwniejsze rzeczy, odważyliśmy się zaatakować ''wielkie-niebieskie'', które okazało się być Topielcem. Ogólnie zrobiliśmy świetny progres z wynikiem śmierci 1:1, co zredukowało liczbę naszych zgonów o jakieś 500%.

Jest kilka rzeczy, które ostatecznie nas oczarowały. Moim zdecydowanym faworytem wśród zalet Warhorn jest jej nieprzewidywalność. Niby dostajemy dokładnie to co widać, dziwną graficznie, prostą mechanicznie i w sumie niezbyt odkrywczą fabularnie grę, a jednak szyje nam pewien zaskakujący gameplay. Nie prowadzi nas za rękę, nie nakazuje i nie zakazuje, a kiedy przypomnimy sobie, że to gra multiplayer gotowa przyjąć na serwery po 64 osoby (oczywiście póki co są absolutnie puste, bo gra jest w early accessie i #nikogo jak wszystkie inne indyki ze Steama), to nagle te możliwości dwoją się w mojej głowie i wiem, że to wszystko jeszcze się rozkręci. A nawet jeśli nie, to sami z Michałem pobawimy się w survival i też będzie ekstra, nie? Co Michał powiesz o tym dziwnym mariażu survivala, fabuły i multi?

Michał: Warhorn nie jest typowym przedstawicielem swojego gatunku. Zdaje się on być raczej dzieckiem romansu gry survivalowej i staroszkolnego RPG. Poza zwyczajowym bieganiem za skałkami i innymi zasobami w otoczeniu potworów, gra zawiera system rozwoju postaci przypominający mi czasy Gothica. Wiele zdolności trzeba odblokować u rozsianych po świecie nauczycieli. Do tego dochodzi drzewko rozwoju, na które wydamy zdobywane co poziom punkty. Poza rozwojem postaci gra oferuje nam też tło fabularne, oraz zadania typowo zarobkowe. Dzięki temu nie tylko da się zarobić parę groszy na sprzęt, ale też odblokować nowe interakcje.

 

Ostatecznie na plus trzeba zaliczyć również ciekawą grafikę, która z pcozątku trochę niepokoiła, a ostatecznie sprawia nam masę radosci, podobnie jak stonowane ambienty i spokojna muzyczka, która odpala się raz na jakiś czas.

Michał: Czymś co wyróżnia produkcję jest jej grafika. Widzimy tutaj pewien przemyślany downgrade, przywodzący na myśl gry zmodowane, aby ściągnąć dolne ograniczenia graficzne. Zdaje się że przyglądając się temu artysta chciał zwrócić uwagę na szczegóły. Za przykład niech posłuży tutaj tekstura imitująca mury zamku. Jako że sama tekstura jest płaska i nie posiada byt wielu elementów można by pomyśleć że oto mamy czarną kratę na szarym tle. Jednak umiejętne zastosowanie odcieni szarości na kolejnych cegłach, zdejmuje ten stygmat nudy. Dzięki takim kolorystycznym smaczkom, całość nabiera na ostrości i sprawia, że mimo prostoty grafika może sprawiać przyjemność oglądającemu.

Myślę, że ta grafika jest jednak mocą tej gry, bo to jej niecodzienność nadała grze charakteru gry wypoczynkowej. Tutaj idzie się po prostu wychillować, odpocząć po ciężkim dniu w pracy, spędził miło czas z ekipą. Bez presji, bez wymagającego gamepleya, a jednak z możliwością wyboru odpowiedniego stylu gry, bo mamy kilka ścieżek rozwoju postaci i wiele dróg do zbadania, a nic nie jest nam narzucone z góry.

Czy warto kupić The Warhorn w early access?

Uważam, że warto. Gra kosztuje aktualnie 55zł (na promocji z 65zł). Wydaje się to wiele za grę indie z wątpliwej urody grafiką i to jeszcze w early access. Może w czasie produkcji wiele rzeczy pójść nie tak, może się zmienić koncept mechanik, może się zmienić nie do poznania, może zaliczyć wiele wpadek i ogólnie wiecie, wczesny dostęp rządzi się swoimi prawami, ale... Na dzień dzisiejszy, będzie to kilkadziesiąt godzin dobrej zabawy, poszukiwania eksploracji, a nawet zaczynami gry od nowa nie jest monotonne (co już z Michałem odkryliśmy, nie mogąc trafić na odpowiedni serwer). Jeżeli ktoś ma zajawkę na Minecrafta, to również znajdzie tu coś dla siebie. Zbieractwo i pozyskiwanie surowców mogą zająć nam długie godziny, tym bardziej, że dzień jest w grze krótki, a ekwipunek ograniczony.

Polecamy Wam oboje z czystym sumieniem. The Warhorn kupiło sobie naszą zasłużoną sympatię, bo jest po prostu fajną grą, która cieszy i relaksuje. Zaskoczy Was rozległość mapy, liczba lokacji oraz zagadek i ciekawostem kryjących się w tym cukierkowym świecie. Będzie grane!

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze