Recenzja Death Stranding - Dokąd wędrują kurierzy?
- Autor: Kamila Zielińska
- Opublikowano: 11 Listopad 2019
- Komentuj 0
Nigdy nie zastanawiałam się, jak to jest być kurierem. Jasne, zdarzyło mi się na jednego nakrzyczeć, kilku obdarowałam promiennym uśmiechem z radości, że wreszcie dotarli z moim zamówieniem. Czy Kojimie zaginęła cenna przesyłka, że zdecydował się pochylić nad losem tych biedaków, którzy całe dnie zasuwają z naszymi paczkami? Ale Death Stranding to tylko pozornie historia kuriera, bo pod tym całym symulatorem DPD kryje się bowiem pokręcona wizja postapokaliptycznych Stanów Zjednoczonych oraz spora dawka niespodziewanych emocji.
Kilka godzin po premierze w sieci pojawiło się mnóstwo negatywnych ocen nowej produkcji Hideo Kojimy. Dłużyzny, powtarzalność, nuda i irytacja, można by powiedzieć, że to gra dla cierpliwych, ale wcale tak nie jest. Myślę, że aby czerpać z gry pełnymi garściami trzeba mieć nie tylko pewien poziom wrażliwości, który pozwala delektować się mozolną podróżą przez wymagające pasma górskie, ale również odpowiedni temperament. Osoby nastawione na dynamizm i akcję z pewnością się rozczarują, bo nawet walka o przetrwanie w Death Stranding wymaga spokoju i opanowania, ale z drugiej strony Ci, którzy poszukują odpoczynku i zapomnienia, z pewnością spędzą długie godziny jako kurierzy, a godzinne przechadzki po trudnym terenie nie wywołają w nich frustracji, a wręcz przeciwnie - dostarczą wspaniałych doznań estetycznych i nie tylko.
Kiedy oglądałam trailery Death Stranding, podobnie jak reszta ludzkości kompletnie nie rozumiałam, co autor miał do cholery na myśli? Uspokoję Was, fabuła jest typowym postapo, ale jednocześnie jest doskonale przemyślana, wszystko ma swoje uzasadnienie, a mimo tajemniczego pochodzenia zagrożenia, byłam w stanie przyjąć zasady tego świata i łączyć kropki. Nie jest to zresztą trudne, bo pierwsze godziny gry to właściwie oglądanie filmu, w którym Kojima prezentuje nam całą swoją wizję, nim zostaniemy posłani na prawdziwą eksplorację świata i pognamy ratować ludzkość.
Co ciekawe, nie jest to absolutnie tytuł, w którym główny bohater żyje by ratować świat. O nie, Sam Bridges to zdecydowanie wycofany, stronniczy typ, którego ciężko polubić, ale jednocześnie łatwo utożsamić się z jego uczuciami, bo zarówno Sam, jak i reszta bohaterów to bogate i złożone osobowości, które kierują się różnymi motywacjami i potrzebami.
Death Stranding to doświadczanie podróży z własnej kanapy
Co czuje człowiek w czasie podróży? Podniecenie, zainteresowanie, jednocześnie podziw i pewną nostalgię, gdy poznawanie nowego skłania do refleksji nad tym co znajome. Tak właśnie można poczuć się na własnej kanapie, grając w Death Stranding. Przede wszystkim dlatego, że jest to artystyczne dzieło, pełne sielankowych widoków soczystozielonej trawy, kamienistych szczytów górskich i sterylnych resztek zabudowań pozostałych po dawnych Stanach Zjednoczonych. Do tego wszystkiego podczas podróży towarzyszy nam kojąca muzyka Low Roar, która stanowi nawet drobny Polski akcent w grze. Mój ulubiony utwór, przy którym na dobre wsiąknęłam w atmosferę i wewnętrznie poczułam, że to tytuł na który czekałam, a nawet o tym nie wiedziałam, to Poznań, bo artysta jest wielkim fanem naszego kraju i napisał ten kawałek lata temu na backstage’u w Poznaniu. Posłuchajcie i poczujcie tę atmosferę!
Na szczególną uwagę zasługuje jednak dbałość o detale i szczegółowość terenu, ale również o to jak realistyczna wydaje się podróż Sama. Każdy kamień, może stanowić wielkie zagrożenie, szczególnie jeśli nasz kurier przypomina muła jucznego i niesie na plecach za dużo ładunków. Każda fala deszczu może zaszkodzić ładunkom, a buty wędrowca zużywają się z każdym krokiem. Walka o zachowanie równowagi obciążonego Sama jest równie angażująca, jak walka o punkt w Overwatchu, a realistyczne animacje sprawiają, że zaczynamy ostrożniej planować każdy krok i wyznaczamy coraz dokładniej trasy, po których będziemy podróżować.
Czy Death Stranding może znudzić?
Z pewnością są osoby, które odbiją się od tego typu gry. Jednak fabuła i immersja wiele osób przekonają do tego, by sięgnąć po ten tytuł. Przede wszystkim trzeba oddać Kojimie, że faktycznie dotrzymał obietnicy i dostarczył zupełnie nowe doświadczenie w gamingu. Coś z pogranicza filmu, symulatora i gry indie, podanego w oprawie tytułu Triple A. Ja jestem absolutnie zakochana, ale czy Wam się spodoba? To trzeba sprawdzić na własnej skórze i zastanowić się, czy tego typu doświadczenia szukamy w grze komputerowej.
Przede wszystkim warto poznać fabułę, która zrodziła się w głowie Kojimy. Świat zniszczony przez Wynurzonych jest pełen wątków science-fiction, ale i horrorowych naleciałości w stylu Kinga. Wszystkie elementy świata przesiąknięte są Chiralium i Temporalem, ale ich znaczenie w grze warto odkryć samodzielnie.
Kurierzy - samotni wspólnicy
Bardzo fajnie wypadła mechanika co-opa. Mimo że świat przemierzamy samotnie, to jednak na każdym kroku możemy znaleźć ślady obecności kolegów po fachu, czyli innych graczy. Na każdym kroku napotykałam na swojej drodze drabiny, liny i znaki, które zostawili inni gracze. Szczodrze wynagradzałam ich wkład w mój komfort grania lajkami i dzięki temu nie czułam się tak samotnie, choć w wędrówce towarzyszy nam tylko dziecko w butelce, ełdek, którym Sam z oddaniem się opiekuje.
Nie jesteśmy więc sami w tej przygodzie, a jednocześnie jest to gra, która pozwala pobyć sam na sam ze sobą i skłania do zanurzenia we własnych myślach. Podróżowanie jest cudowne, a jeśli potraktujecie Death Stranding jako podróż, a nie zwykłą grę, to doświadczycie fantastycznej przygody.
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze