Bo nie liczy się cel...

  • Autor: Bartek Witoszka
  • Opublikowano: 27 Marzec 2018
  • Komentuj 2

 

Na pewno nie raz i nie dwa zdarzyło Wam się przejść jakąś grę kilka razy. Każdy ma swój tytuł z dzieciństwa, który zna na pamięć, bo przeszedł go X razy i odkrył jego wszystkie sekrety. Prawdopodobnie w takich przypadkach wiecie o takich grach więcej niż sami twórcy, co możecie uważać (przynajmniej moim zdaniem) za swój mały osobisty sukces. Jednak zastanawialiście się czemu to robicie? Chodzi tylko o to, że dana gra tak bardzo nam się podoba, że musimy cyklicznie do niej wracać? A może to twórcy zachęcają nas w jakiś sposób do ponownego ogrania danego tytułu?

Dziś sprawdzę czemu kilkukrotnie przechodzimy jedną grę. Czy jest to normalne i czy nie zamykamy się przez to na nowe produkcje?  

(Kamila: są takie gry jak BGII, gdzie pamiętam ile sztuk złota i jakie itemy lecą z każdego przeciwnika)

Zacznijmy od tego, że nie jest to nic złego. Przechodzenie po kilka razy danej gry jest tak samo normalne, jak kilkukrotne oglądanie tego samego filmu czy czytanie tej samej książki. ''WOW, no teraz to odkryłeś Amerykę''. Spokojnie, nie napisałem tego bez powodu. Wrócimy do tego w dalszej części artykułu.

Jeśli ograniczał Was budżet i nie mogliście kupić sobie nowej gry, bądź Wasz komputer nie radził sobie z nowszymi produkcjami, to na pewno po kilka razy ogrywaliście tego samego Gothica, czy Maxa Payne'a. I dalej bawiliście się dobrze, a rodzice dziwili się, że dalej katujecie tę 'głupią' grę. Jednak my gracze dobrze wiedzieliśmy, że za tym kryje się coś więcej. Sporo gier oferuje na początku rozgrywki możliwość przystąpienia do jednej z kilku frakcji. Stary Obóz, Nowy Obóz, czy Obóz Bractwa Śniącego stały otworem dla Bezimiennego w pierwszym Gothicu. Pod koniec pierwszego rozdziału mogliśmy wybrać do której frakcji dołączymy. Teoretycznie miało to wpływ na dalszą część gry, bo dostawaliśmy nieco inne zadania. Jednak tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia, bo (uwaga spoiler gry sprzed 17 lat) i tak w czwartym rozdziale lądowaliśmy w Nowym Obozie i nie miało to wpływu na zakończenie. Więc gdzie tu sens? Po co grać w tę grę więcej niż jeden raz skoro decyzje nie mają wpływu na zakończenie? Mówi się, że nie liczy się cel podróży, a drogą jaką pokonaliśmy, by go osiągnąć. Dlatego tak bardzo nie rozumiałem całego oburzenia na zakończenie trylogii Mass Effect (nie chodzi mi o to, że w pierwotnej wersji niewiele mogliśmy z niego dowiedzieć). Twórcy od początku podkreślali, że nasze wybory nie mają wpływu na zakończenie. W epilogu dostawaliśmy jedno z trzech możliwych zakończeń do wyboru i decyzje jakie podjęliśmy w trakcie przechodzenia trylogii nie miały znaczenia. Jednak czy o to chodzi w trylogii Mass Effect? O zakończenie? Zdecydowanie nie. Dla mnie dużo większe znaczenie miało kogo poświęciłem w misji na Virmirze? Czy wszyscy członkowie drużyny przeżyli Misję Samobójczą? Trylogia Mass Effect ma pełno mniejszych bądź większych smaczków, które możemy odkrywać właśnie przechodząc ją na nowo.

Niedowierzanie, szok, płacz. I od nowa. Niedowierzanie, szok, płacz, rwanie włosów z głowy. To był Effect Massochizmu!

Co jednak gdy twórcy decydują się na zrobienie dwóch różnych gier (pod względem fabularnym) w obrębie jednej produkcji? Przypomnijmy sobie grę Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Tam, pod koniec pierwszego rozdziału gracz musiał zdecydować czy pomoże Iorwethowi, przywódcy Scoia'tael, czy Vernonowi Rochowi, dowódcy Temerskiej jednostki specjalnej. Ta decyzja miała ogromny wpływ na dalszą część gry, bo w drugim rozdziale gry, dostawaliśmy kompletnie inne lokacje. Obóz Króla Henselta, bądź Vergen, miasto krasnoludów. Pod względem rozgrywki dostaliśmy to samo - walka, wiedźmińskie zlecenia, czy podbój kobiecych serc. Jednak pod względem fabularnym były to zupełnie inne gry. Nie chcę wymieniać wszystkich różnic, bo zajęłoby mi to co najmniej kilka dni, ale Ci z Was którzy przeszli grę na oba sposoby wiedzą o czym mówię. Przejście Wiedźmina 2 minimum dwa razy, to absolutny obowiązek. Nie mówiąc już o dodatkowych razach, by poznać każde możliwe zakończenie.  

Równie ciekawie pod tym względem prezentuje się Nier:Automata. Tam, by okryć ostateczne zakończenie musimy przejść grę trzy razy. Za każdym razem inną postacią. Automata posiada aż 26 zakończeń różniących się mniej lub bardziej wspomnianą przez mnie ścieżką dojścia. Sami twórcy zachęcają nas do ponownego przejścia gry w specjalnym komunikacie. Warto się zastanowić, czy odłożyć grę na półkę, czy może jeszcze trochę przy niej pomajstrować.

A co z trybem 'New Game+'? W niektórych grach po jej ukończeniu odblokowujemy ten tryb rozgrywki. Umożliwia on przejście gry na wyższym poziomie trudności tą samą postacią. Ktoś powie: ''A po co mam przechodzić grę drugi raz z rzędu? W kolejce czeka już kilka następnych''. Nie jest to takie oczywiste dla łowców platyn, czyli osób które stawiają sobie za cel odblokowanie wszystkich osiągnięć. Ciekawie rozwiązane jest to w The Darkness 2 (o którym pisałem tutaj). Tam mamy kilka połączonych ze sobą osiągnięć. Mamy ''Don of Darkness'', które dostajemy za przejście gry na najwyższym poziomie trudności. 'At Home in the Dark' odblokowujemy za przejście wszystkich rozdziałów w trybie New Game+. Jest jeszcze 'Talent Show'. To osiągnięcie dostaniemy za odblokowanie wszystkich drzewek umiejętności. Wszystkie te osiągnięcia można otrzymać tylko gdy przejdzie się grę od nowa w trybie New Game+. Dla ''achievement huntera'' (czyli dla mnie) było to znaczne ułatwienie i sprawiło mi to dużo radości, gdy po ponownym przejściu gry dostałem trzy osiągnięcia, które zalegały na liście. Moja pierwsza platyna na Steam, to właśnie The Darkness 2.  

Zdarza się też tak, że zaczynamy daną grę od nowa tylko po to, by przejść w niej prolog albo maksymalnie zagrać kilka pierwszych godzin. W wielu produkcjach nasza postać zaczyna jako zero. Nie ma żadnego ekwipunku, umiera od jednego ciosu, generalnie robi za chłopca na posyłki. Czemu komuś miałby podobać się ten etap? Bo każdy, nawet najdrobniejszy progres cieszy. Udało nam się zabić ścierwojada starym, zardzewiałym kilofem? Satysfakcja z tym związaną nie można porównać z niczym. Często etap zera skłania nas do rozpoczęcia gry od nowa i zaprzestaniu na nim. Gdy w dalszej części rozgrywki zdobywamy Miecz Bogów +5 do mocy niszczenia galaktyk nie odczuwamy już tego, co na początku.

Powodem do ponownego przejścia gry może być też chęć zagrania inną klasą postaci. Ile można grać OP magiem? Też ciekawą kwestią jest 'endgame' w grach MMO, gdzie tak naprawdę zabawa zaczyna się po ukończeniu gry. Jednak czy wtedy można mówić w ogóle o jakimś zakończeniu? To temat na oddzielny artykuł, ale nie martwcie się, nie planuję go napisać :D.    

Na zakończenie warto się zastanowić jak wypadają przy tym książki i filmy. Nie bez powodu wspomniałem o nich na początku. Gry dają znacznie szersze pole w kwestii przeżywania tego samego doświadczenia. Tylko czy w przypadku gier możemy mówić o tym, że przeżyliśmy to samo? Właśnie to odróżnia gry od innych, mniej interaktywnych mediów. Gdy oglądamy po raz kolejny ten sam filmy, to otrzymamy dokładnie to samo, co za pierwszym razem. Z kolei gdy po raz kolejny zagramy w grę, to istnieje niezerowe podobieństwo, że przeżyjemy coś nowego. Wszystko zależy od tego, czy postanowimy trochę poeksperymentować i spróbować przejść grę inaczej. Jest wiele ścieżek do celu jakim jest 'koniec' i tylko od nas zależy którą wybierzemy i co zrobimy w trakcie tej podróży.





 

     

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze