Bagno szaleńców - recenzja

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 14 Kwiecień 2018
  • Komentuj 5

Dobra, z góry uprzedzam, że dopiero zaczynam czytać książki z Fabrycznej Zony. Stalkerzy obchodzili mnie do tej pory tyle co Zew Prypeci. Jednak wiedziałam, że przyjdzie czas by odwiedzić te niebezpieczne rejony, i tak też się stało z okazji dołączenia do ekipy stalkerów nowego nazwiska. Joanna Kanicka zabrała mnie na swoje Bagno Szaleńców i było fajnie.

Powiem Wam  że na start z Zoną Bagno wydaje się idealne. Czyta się lekko i przyjemnie. Tematyka nie jest super ciężka. Przygody są zaskakujące i bohaterowie okazali się być sympatyczni (chociaż z założenia to tacy samotnicy i takie dzikie jelenie, i właściwie to każdy sobie rzepkę skrobie). Już od pierwszych stron czułam się zżyta z Kosą, który w Zonie spędził mniej więcej tyle czasu co ja - WCALE. Uczyliśmy się jej więc oboje od podstaw. Towarzyszą nam w tym ''jaś wędrownik'' serii o wiele sugerującej ksywie Łazik, snajper Dyszka bez snajperki i Zielony, taki gość będący ostoją spokoju w chaosie (chociaż wybebeszył koledze nogę i to przypadkiem). I wydaje się, że doświadczona ekipa Kosy nie powinna dać się niczym zaskoczyć, to jednak dali się wrabiać na każdym kroku. I to było przyjemne. 

Podoba mi się w Zonie to, że jest przewidywalna w swojej nieprzewidywalności. Anomalie, które wędrują sobie raz tu raz tam zawsze szokują swoimi formami i efektami, ale z drugiej strony są zupełnie na miejscu. Nikogo nie dziwi rozcięte na pół ciało, którego głowa obserwuje sobie wesoło swoje dyndające kilka pięter wyżej nogi. Artefakty porozrzucane po całym terytorium są dla bohaterów nie tylko źródłem nie-tak-łatwej kasy, co znajdźkami, które dla nas, graczy, są bardzo bliskie. Wie o tym Kosa, który lubi mieć kilka asów w plecaku.

Historia nie jest naciągana, nie ma tu żadnego ratowania świata, ratowania Zony, spisku godnego Smoleńska, bomby z nieba, wielkiego smoka, morderczego maga i innych znanych i lubianych. Tutaj ważne jest, by nie wywalić całego magazynka na pierwszego mutanta lub nie odstrzelić tyłka koledze. To wszystko jest bardzo wiarygodne i całkiem barwnie opisane, jak na okolice Zony (czy Zona nie powinna być pustkowiem?).

Z początku trochę się gubiłam, bo autorka użyła dwóch trybów narracyjnych. Co chwilę zadawałam sobie pytanie "czy przed chwilą to Zielony nie był narratorem?'', albo ''czemu on mowi o sobie w trzeciej osobie?", ale jak już zorientowałam się o co biega, to całkiem przyjemnie mi się to czytało. Nie wiem, czy Zielony jest na tyle ciekawym bohaterem, by całą historię opowiedzieć ze swojej strony. Tutaj siłą była cała ekipa, a o niej najwięcej wie autorka, i to jej, jako narratora, chciałam słuchać.

Pani Joanna nie daje nam się nudzić. Jeśli nie strzelamy, to główkujemy nad pojawieniem się z nieba artefaktu cennego jak diabli. Fajnie, że nie tylko seriami z automatu i mutantami Zona żyje. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po ten tytuł i nie mogę się doczekać kolejnej wizyty w Zonie za sprawą Pana Gołkowskiego i jego Powrotu. To była udana pierwsza wyprawa. Myślę, że nie tylko początkujący Stalkerzy odnajdą się w niej bezproblemowo.

Trzymajcie się Stalkerzy. Niedługo idziemy na kolejną misję! Powrót już 26 kwietnia!

 

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze