A Plague Tale: Innocence - Recenzja
- Autor: Kamila Zielińska
- Opublikowano: 16 Maj 2019
- Komentuj 2
Zasłużone zachwyty czekają dzieło studia Asobo z mojej strony, ale również ze strony krytyków branżowych i samych graczy. Już dzisiaj, w dzień po premierze oceny są bardzo pozytywne. Nie dziwi mnie to absolutnie, bo wreszcie fani singlowego grania dostali świetną grę, która choć konsolowość ma zapisaną w kodzie, to nawet dla takiego zardzewiałego PC Master Race jak ja, okazała się być po prostu fantastyczna. Zapraszam Was na niezwykle klimatyczną, mroczną, a jednocześnie grzejącą serce opowieść o rodzeństwie de Rune, które w czasach wielkiej plagi w XIV - wiecznej Francji musi stawić czoło rodzinnym tajemnicom.
Szczególnie bliska jest mi historia Amicii i Hugo, bo również jestem starszą siostrą, i przypomniały mi się czasy, gdy młody miał te 5 lat. Jaki był? Jaka byłam ja? Czy nasza relacja również ewoluowała w taki sposób, jak relacja rodzeństwa de Rune? Każdy kto ma brata lub siostrę z pewnością pomyśli w czasie gry o tej szczególnej relacji, która pojawia się między potomstwem, zwłaszcza, gdy jedno z dzieci absorbuje całą uwagę rodziców swoją chorobą.
Hugo cierpi na genetyczną skazę, która w rodzinie de Rune pojawia się co kilka stuleci. Przez tę skazę pojawia się plaga w postaci szczurów. Nie kilku szczurów, które przeniosą wściekliznę, ale prawdziwy kataklizm i morza szczurów kłębiących się w zacienionych miejscach. Nie wyobrażacie sobie nawet ogromu zniszczenia, bo oprócz choroby zwanej ''Ugryzieniem", szczury po prostu zjadają żywcem napotkanych ludzi, co nie rzadko wykorzystać można z powodzeniem jako broń.
Zarówno szczury jak i przypadłość małego Hugo mają ze sobą wiele wspólnego, a nad rozwiązaniem obu problemów pracują największe sławy francuskiej alchemii, w tym matka Amicii i chłopca, oraz Mistrz Inkwizycji. Jak to Inkwizycja ma w zwyczaju, nie przebiera jednak w metodach i szybko okazuje się, że to oni stanowić będą dla nas największe zagrożenie. Niespodziewany atak na Château de Runów sprawia, że matka rodzeństwa wpada w ręce kościelnej instytucji, a Amicia i Hugo muszą rozpocząć szaloną ucieczkę do przyjaciela rodziny - Laurentiusa.
I tu zaczyna się właściwa historia... Relacje Amicii i Hugo w A Plague Tale: Innocence
Amicia jest raczej córeczką tatusia. Lord de Rune uczy ją strzelać z procy, jeździć konno, robić te wszystkie fajne chłopięce rzeczy, podczas gdy Hugo siedzi zamknięty całymi dniami w pokoju razem z matką, która nie poświęca starszej siostrze tyle czasu, ze względu na poszukiwania lekarstwa dla młodego. Nic dziwnego, że gdy nagle Amicia staje się głową rodziny, nie potrafi do końca zająć się bratem. Ich relacja powoli ewoluuje, proporcjonalnie do postępów fabularnych. Spędzając ze sobą czas rodzeństwo odkrywa, że jednak nikt nie zrozumie nas tak, jak właśnie brat czy siostra. Co nie znaczy, że relacja ta obejdzie się bez wzlotów i wielu, wielu upadków. W trakcie gry pojawiają się również towarzysze, który również zbudują z nami dziwną relację. Niby przypadkowe spotkania sprawiają, że Hugo zaczyna rozumieć wpływy różnych osób na swoje dorastanie. Zaczyna analizować i starać się nawiązywać kontakty, a przede wszystkim rozumieć dlaczego starsza siostra zazwyczaj ma rację.
Mechanika, skradanie, strzelanie z procy, crafting i zdolności specjalne towarzyszy
Gra rozwija się bardzo miarowo. Zaczynamy jako dziewczynka, która potrafi strzelać z procy i biegać i to w zasadzie tyle. Z czasem Amicia staje się prawdziwym szpiegiem, z ogromną skutecznością eliminując wrogów, torując bratu przejście między szczurami, skradając się jak sam asasyn i do tego ucząc się receptur na alchemiczne specyfiki, które w późniejszym etapie gry urozmaicą rozgrywkę. Bardzo fajnie widać, że Amicia uczy się tego wszystkiego, że nie jest jakąś Wonder Woman tylko nastolatką z kilkuletnim bratem trzymanym za rękę. Z czasem okazało się, że nie mam tu doczynienia z symulatorem chodzenia, a z pełnoprawną przygodową grą akcji.
Crafting jest bardzo podstawowy, ot zbieramy absurdalne ilości znajdziek i przerabiamy je na śmiercionośne pociski do naszej procy. Możemy zdobyć pociski gaszące, rozpalające, kwasowe, usypiające, zwabiające szczury i co najważniejsze, tylko od nas zależy jak będziemy przechodzić grę. Można się bawić w skradanie, zwabianie przeciwników do szczurów żeby te pożarły ich za nas, możemy też zwyczajcie ich wystrzelać jak kaczki. Jest bardzo mała liczba lokacji, w których istnieje jedna słuszna droga i nie odczułam żadnego narzucania woli twórców w tym temacie.
Kiedy w teamie pojawią się sojusznicy, nagle zyskujemy nowe możliwości, co dodatkowo poszerza nasz asortyment. Każdy z nich ma jednak swoją rolę do odegrania w życia Huga i Amicii i nie możemy oczekiwać, że cały czas będą przy nas. Tutaj już zdajemy się na plany twórców, ale ta kooperacja towarzyszy wyszła naprawdę fajnie.
A Plague Tale: Innocence - grafika, animacje i otoczenie
Otoczenie jest bardzo szczegółowe. Mimo zamkniętej, korytarzowej rozgrywki, mamy wiele zakamarków, w które zbieracze wepchną swoje ciekawskie noski. Wszędzie poukrywane są zasoby i materiały do craftingu i ulepszania procy. Ale też przedmioty, które rozszerzają lore świata czy kwiaty, które Hugo z namaszczeniem przypina do włosów Amicii. Urocze gesty, które podnoszą na duchu w pełnym zgnilizny Paryżu.
Sama gra wygląda przepięknie. Absolutnie zachwycające krajobrazy spokoju przeplatają się z dantejskimi scenami. Rzeź widać na każdym kroku, od wymordowanych hodowli bydła, przez rzędy wisielców, do obrzydliwych skupisk szczurów. Niewinność miesza się ze spaczeniem, a oglądanie jak dzieci mordują i taplają się w obrzydliwym, chorym świecie jest mocno poruszające.
Mimo wszystko ilość nawalonych efektów przeszkadza czasem w docenianiu piękna gry, bo podobnie jak w Hellblade po prostu wszystko się rozmazuje. Szczególnie podczas szybkiego biegania. Animacje skradania, wspinania czy ataku na szczęście są płynne i spokojne, więc wszystko dzieje się w odpowiednim tempie, by wizualnie każdy element pozostał na swoim miejscu.
Grywalność, gameplay i dynamika gry. Jak wypada na tym tle Plague Tale?
To co absolutnie urzekło mnie od pierwszej minuty gry, to to, że ani na minutę nie znudziłam się rozgrywką. Wiedziałam o niej tyle co z zapowiedzi na E3 i martwiłam się, że oprócz symulatora chodzenia i przedzierania się przez szczury nie zobaczymy tu nic więcej. Jednak co kilka minut w grze pojawiają się nowe elementy, sam gameplay zmienia się ze skradania, w leniwe zwiedzanie, szaleńczą ucieczkę lub intensywne walki i ciekawe zagadki. Cały czas coś się dzieje i co najważniejsze, coś innego. Nie zdążycie zmęczyć się jedną sekwencją, a już pojawia się druga, a wszystko to fabularnie mocno osadzone.
Sterowanie jest banalne, wszystkiego uczymy się z czasem, a podpowiedzi do niektórych sytuacji wygłasza któryś z naszych towarzyszy. Widać oczywiście, że gra szyta jest pod konsole, ale nie odczułam tego ani razu jako problematyczne. Port na PC wyszedł świetnie.
Czy warto się zachwycić historią Amicii i Hugo? Jak najbardziej. Sebastien Renard odwalił kawał roboty przy scenariuszu i dialogach. Dawno żadna gra nie wciągnęła mnie tak bardzo i nie mogę uwierzyć, że przejście całości zajęło mi jedynie 13 godzin. Dla mnie to absolutny faworyt na grę roku i moje osobiste 10/10, bo naprawdę, choćbym chciała, nie mam się czego przyczepić. Dziękuję Asobo Studio, bo dawno nie ucieszyła mnie żadna gra tak mocno, jak A Plague Tale: Innocence, a Amicia i Hugo są wspaniali. Poświęćcie jej kilka chwil, bo warto.
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze