Proszę Państwa, przed Wami Clickbaicik

  • Autor: Patryk "PefriX" Manelski
  • Opublikowano: 27 Lipiec 2018
  • Komentuj 15

Moi drodzy, przychodzę do Was dzisiaj z moim własnym Clickbaicikiem. To cudowne, absolutnie przemiłe i przyjazne stworzonko. Poświęciłem jednak mnóstwo czasu, aby go wychować od małego. W efekcie słucha się swojego właściciela i raczej nie psoci. No, czasami zdarzają mu się drobne wpadki, ale kocha się pomimo. Dlatego chciałbym z Wami o nim porozmawiać.

 


Słodki, prawda?

Clickbait to dziwna rasa. Mieszanka kotów-tytułów, sów-klikajek oraz małpek-oszustek. Słodkie zwierzątko, niezwykle czarujące, a przy tym szalenie niebezpieczne. Wabi nieostrożnego wędrowca Internetu swoim urokiem osobistym, a ten wpada w sprytną pułapkę! Nie zawsze jednak tak było.

Dawno, dawno temu w odległej galaktyce, kiedy prasa dopiero się rozwijała, zauważono pewien trend. Ludzie chętniej czytali artykuły, których tytuł był sensacyjny – wiecie, budził ciekawość. Nadal liczyła się treść, ale przy nadmiarze informacji zwracało się uwagę przede wszystkim na to, co atrakcyjne. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem wydaje się to oczywiste. Nawet dzisiaj przeglądamy przede wszystkim to, co wyda nam się intrygujące na pierwszy rzut oka.


I jak mu tu nie zaufać?

To właśnie wtedy, po roku 1900 (chociaż pierwsza prasa bulwarowa/brukowa pojawiła się już wcześniej) zaczęto wymagać, aby zwracać uwagę na tytuł, który ”miał być jak milion dolarów”. W końcu to on sprawiał, że czytelnik interesował się artykułem. Wtedy również powstała nasza rasa Clickbaicików, chociaż nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.

Ta mieszanka genetyczna nie była złym stworzeniem, raczej psotliwym. Traktowano go, jako asystenta dziennikarza, który uatrakcyjniał tekst. W końcu jakoś trzeba przebić się do masy, a sam kunszt literacki nie zawsze jest wystarczający. Stąd tak istotną częścią każdego newsa czy publicystyki jest tytuł. To bowiem pierwszy element, który widzicie w prasie, czy Internecie. Clickbaity były nieodzowną częścią tej historii, chociaż dawniej miały zdecydowanie inną (bardziej łagodną) formę niż to, co widzimy dzisiaj.

Omawiany zwierz przeszedł sporo transformacji. Z domowego pupilka i przytulaska, zmienił się w prawdziwego drapieżnika. Nie do końca leżało to w jego naturze - ludzie zwyczajnie zrobili mu krzywdę. Clickbait wymaga bowiem tresury oraz odpowiedniego traktowania i podejścia. Przede wszystkim jednak potrzeba cierpliwości oraz samozaparcia. Łatwo bowiem spuścić go ze smyczy, żeby pogalopował sobie i narobił szkód.

Współczesne oblicze Clickbaicika.

Te Clickbaiciki, które dzisiaj obserwujecie, to efekt złego traktowania rasy. Nie zadbano o nie, przez co wyrosło całe pokolenie krnąbrnych i nieposłusznych zwierząt. Rozpanoszyły się w Internecie, szczerząc bezczelnie ząbki, kiedy nabierzecie się na ich pozorny urok osobisty. Niemniej nie oznacza to, że są dosłownie wszędzie!

Czytając komentarze na różnych portalach, regularnie widzę oskarżenia o użycie Clickbaitu przez jakiegoś autora. Przyglądam się wtedy tytułowi i nie dostrzegam tego zwierzaka nigdzie. Nawet śladów po jego pazurkach nie ma. O co zatem chodzi?

Zwyczajnie przywykliśmy, że Clickbait to Zwierzak Samo Zło. Widzimy go wszędzie, oskarżamy go o każdą drobnostkę i generalnie nie podoba nam się jego obecność. Problem w tym, że nie ma go aż tyle, jak sądzimy, a my, wędrowcy Internetu, jesteśmy zwyczajnie przewrażliwieni. To zrozumiała sprawa, bowiem współczesny Clickbaicik wyskakuje z kryjówki, łapie ofiarę i zaciąga ją w puszczę reklam i wyświetleń. Nie znaczy to jednak, że zawsze tak jest.


No weź kliknij w tego newsa!

Clickbait którego znacie, to figlarny kłamca, który poza pozorną atrakcyjnością, nie reprezentuję sobą nic wartościowego. Klikacie i dostajecie coś, co kompletnie mija się z tytułem, który Was zainteresował. Ewentualnie dochodzi do naciągnięcia rzeczywistości (patrzcie, jakie utalentowane te Clickbaity!) – niby tytuł zgadza się z treścią artykułu, ale w sposób, jaki wygodny był autorowi. To też zły Clickbait, nie ma co ukrywać.

Niemniej, gdy nasz tytuł jest przygotowany tak, abyście w niego weszli, ALE odpowiada w 100% reprezentowanej zawartości, to czy to coś złego? To ten pierwotny Clickbait, którego przedstawiałem na początku, a o którym zapomniano.

Wędrując po Internecie natkniecie się na mnóstwo informacji, więc to normalne, że ktoś pokusi się o intrygujący tytuł, aby Was zwabić. Wszak to właśnie ten element jest pierwszym kontaktem pomiędzy tekstem, a czytelnikiem.

Clickbaicik chciał się tylko pobawić!

Tutaj z kolei dochodzimy do sedna. Można użyć sympatycznego Clickbaita, który idealnie trafi w Wasze gusta, połasi się i pozwoli podrapać za uchem, ale nie okłamie bądź oszuka. Można również skorzystać z podłego Clickbaicika, który jest zdecydowanie ładniejszy, ale ma pazury ostre niczym brzytwy!

Na ten drugi tym powinniście być wyczuleni, to nie ulega wątpliwościom. Nie oznacza to jednak, że macie alergią reagować na każdego Clickbaicika. Zwłaszcza, że nie miał on niczego złego na myśli, a jedynie chciał się z Wami pobawić. W końcu po coś powstał, prawda?

Dlatego ja regularnie zasiadam w fotelu i czule głaszczę swojego Clickbaicika. Raz na jakiś czas dostanie ode mnie newsomiętkę, aby mógł rozprostować pazurki, ale nie szczuję nim Was, czytelników. Bywa, że spuszczę go ze smyczy i pozwolę pobawić się tytułem, ale wszystko w granicach rozsądku. Wszak nie sztuką jest, abyście poczuli się zniesmaczeni tanim podstępem – zabawa polega na tym, byście uśmiechnęli się pod nosem i pogratulowali wytresowanego Clickbaita. Czyż nie?

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze