Deadfire - warto było czekać?

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 23 Kwiecień 2018
  • Komentuj 3

Preorder możecie zakupić tutaj.

Jeżeli podobała Wam się pierwsza część, to bez dwóch zdań dwójka również Wam się spodoba. Wszystkie najważniejsze elementy zostały przeniesione, ale nie zabrakło twórcom z Obsidian pomysłów na usprawnienia i nowe mechaniki. Czy 8 maja wyruszycie razem z bohaterami w morską podróż?

Czasami przydadzą się wszystkie umiejętności, czasami tylko jednej postaci.

Początek naszej przygody jest nieco skomplikowany. Trafiamy z całą załogą statku na wyspę dziwnej rasy wibbly-wobbly morskich voodoo o tylu gadającej tyle niezruzmiałych rzeczy, że pierwszy raz angielski wydał mi się językiem obcych. Natychmiast rzucają się na nas z zadaniami i swoimi problemami natury metafizycznej, o czym nie mamy bladego pojęcia mimo rewelacyjnego sposobu tłumaczenia niektórych zwrotów. W trakcie dialogów zaznaczane są niektóre słowa, gdzie po najechaniu na nie pojawia się krótka informacja o jego znaczeniu i kontekście. W ten sposób uczymy się obcowania z mieszkańcami wysp archipelagu, a także możemy nauczyć się wyczuwać ich pobudki. 

Zwiedzenie pierwszej lokacji zleciało mi w mgnieniu oka, nie są one za duże. Pogadałam ze wszystkimi tubylcami, zebrałam questy uzupełniłam w ciemno zapasy (dopiero później zrozumiałam, ile błędów popełniłam przy wyborze wyposażenia). Wszystko wydawało się zmierzac w dobrą stronę. Dotarłam do krawędzi lokacji ze znaczkiem róży wiatrów by opuścić miasto i napotkałam pierwszy problem. Dlaczego nie mogę wyjść? Jak się podrużuje w tej grze? O co kurde chodzi? Odpowiedzi szukałam bardzo nieudolnie, nim przypomniałam sobie, że jesteśmy na wyspie a przypłyneliśmy statkiem. Logicznym więc rozwiązaniem okazalo się powrócenie na okręt, by wraz z załoga udać się do innej wyspy na której czekał na mnie mój quest od pana wibbly-wobbly voodoo.

Warto ryzykować?

Ale znowu chwila dezorientacji, przecież nie mam pojęcia jak pływać. Jak się tym steruje i co tu się robi? Znowy metodą prób i błędów opłynęłam kilka wysp dookoła, dziesiątki razy schodziłam i wchodziłam na statek, szukałam nieistniejących przycisków ''wejdź/zejdź/zrób to za mnie'' i marnowałam czas. Nie tylko czas jak się okazało, bo zmarnowałam też masę zasobów. Tak, czas płynie nieubłaganie, kiedy my bawimy się w piratów z karaibów, a nasza załoga je, pije i marnuje nasze ciężko zarobione złoto. Oczywiście zauważyłam to, gdy podjełam się nierozwaznej walki z innym nadpływającym statkiem, a walki opuścić się nie da. Raz wpadając w kłopoty, tkwimy w nich po uszy. Pływałam więc dookoła przeciwnej załogi odstawiając istne ''morze łabędzie'' i dryfując na falach zastanawiając się, jakie mam szanse z zapasem 20 kul armatnich, gdy on ma ich 120? Teraz już wiem, że statek musi być uzupełniony we wszystkie surowce, ale to była bolesna lekcja. 

Na szczeście na ziemi orientacja sytuacyjna mnie nie zawiodła. Interfejs jest tak czytelny, że bez szczególnego zagłębiania się w skille i opcje można było włączyć odpowiednie zdolności. Szybko pzowoliło mi to przetrzepać całe miasto jednym złodziejem, który niezauważony przez nikogo wzbogacił się o kilka przedmiotów. Kradzież jest przyjemna, walka intuicyjna i z pauzą. Wiecie, kocham stare RPGi czułam się jak w domu. Ale to wszystko działa tak jak w jedynce, więc przychodziło intuicyjnie. Drobne udoskonalenia nie zaburzyły prostoty gry (prostoty, nie prostego poziomu trudności! Ale o tym zaraz...).

Najpiękniejszą mechaniką którą przywracają do życia Pillarsy jest system czytanego RPG. Wychowałam się na takich grach i do tej  pory je uwielbiam. Totalnie losowe, troche zależne od szcześcia, trochę od naszej umiejętności przetrwania. Z myślą o tym elemencie gry stworzyłam postać. Doskonała znajomość survivalu, wspinaczka, pływanie, czyli wszystko to, co może mnie zaskoczyć w takich czytankach. I wyławianie woreczka ze studni nagle staje się nieopisaną radością.

To jest absurd, pokonacie bossa, a dojadą Was pustynne pszczółki.

Wszystko działo się bardzo ładnie i przyjemnie było przemierzać Archipelag Deadfire, dopóki nie rzucono we mnie pierwszym poważnym wyzwaniwem. Zaczynamy naszą wędrówkę na poziomie 7, znów trochę na oślep, bo nie znając wrogów rozdajemy naszej ekipie punkty umiejętności. Ma to jednak sens, bo możemy wczytać stan gry z poprzedniej części, a to na tym poziomie kończyliśmy przygody w jedynce. Może to też problem wczesnego dostępu, ale coś jest nie tak z przeciwnikami. W pierwszej lokacji pojawia się wielki Engwithan z trzema czerwonymic zachami. Rozsądek nakazuje zawrócic, ale to jedyna droga. No trudno trzeba próbować. Przy pierwszym podejściu kolega tytan się zablokował na schodach i nie mógł tknąć moich małych mróweczek, które siekały kamienne kolumny jego nóg. Niestety, w drugiej fazie bicia olbrzyma wychodza addy, które ścierają w proch cały team. Za każdym kolejnym razem sytuacja się powtarzała, aż stanęłam w inny sposób i okazało się, że mając więcej miejsca tytan nagle zaczyna wymachiwać łapami na wszystkie strony roznosząc drużynę weteranów na kawałeczki.

Jednak gra zaliczyła obsuwę, i może ten czas pozwoli zrobić odpowiedniego patcha, bo spokojne zabijacie bossa z trzema czachami nad głową nijak się ma do poziomu małych pustynnych cholerników. Pokonanie Engwithana to dopiero początek.

Twierdza Caed Nua sprawiała, że gra była hermetyczna ale bardzo przytulna. Statek wywozi nas na głębokie wody, dosłownie.

Wszystko jest jednak do zrobienia, a gra jest fantastyczna. Spragnieni singlowych gier rpgowcy poczują się mile połechtani, bo znowu dostajemy kolejny dobrze zrobiony kawał gry bez rywalizacji i mikropłatności. Jak to się skończy fabularnie? Po premierze wrócę do Was z recenzją i wspólnie zapoznamy się z przygodami czekającymi na nas na Wysepkach Deadfire*. Póki co powiem jedynie, że warto czekać, tym bardziej, że w przeciwieństwie do Numenery ilość dialogów jest rozsądna i nie są one nudne. Angażujemy się w rozmowy przez nasze umiejętności i podejmujemy konkretne wybory. Żegnajcie ściany tekstu, witaj dyplomacjo!

*Nie powiem, wolałam twierdzę z jedynki niż statek jako moje centrum dowodzenia, ale fani morskich opowieści odnajdą się w tym klimacie błyskawicznie.

 

Preorder możecie zakupić tutaj.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze