Bramy Światłości. Tom 3 - recenzja

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 14 Grudzień 2018
  • Komentuj 7

Kolejna przygoda anielskiego dream teamu dobiegła końca. Cel osiągnięty, ekspedycja wraca do domu. Wszystko skończyło się dobrze, a chociaż Daimon w swych hipochondrycznych odruchach przewidywał śmierć na każdym kroku, to Jasność i przyjaciele czuwali nad nim. Gdy resztkami sił, wraz z Seredą i Luckiem dotarł do Ergu, był gotowy. Jako jedyny zrozumiał motywy Pana i chyba po raz pierwszy od tysiącleci, Daimon Frey zacznie żyć swoim życiem.

Sięgając wstecz o te minimum dwa lata, do recenzji pierwszej i drugiej cześci Bram Światłości, podsumowałam sobie całą trylogię i to co towarzyszyło mi w trakcie czytania. Pierwsza cześć najbardziej przypominała mi stare serie anielskie, czy Obrońców Królestwa, konspiracje, konszachty, tajemnicze misje nad których sukcesem czuwa szereg archaniołów. Później w drugim tomie czekała nas niespodzianka godna Rudej Sfory. Tak szalonych wierzeń i mitologii ze świecą szukać, a egipscy bogowie o zwierzęcych obliczach z zazdrości pochowali się w ciemne nory, bo przy nich bledną i miękną jak małe, puchate kotki (nawiązanie zresztą nieprzypadkowe).

To co jest najbardziej wyjątkowe w książkach Kossakowskiej, to niesamowita stylistyka. Zdarza się czasami, że komuś on nie zagra, że zaleci trochę grafomanią, że po prostu będzie się ciężko czytać. To zupełnie normalne (mi kompletnie nie pasuje styl Pilipiuka i żyję, i nawet nie wystawiam mu negatywnych opinii, po prostu nie sięgam po jego książki). Maja pisze w sposób lekko chaotyczny, mocno bezpośredni, a jednocześnie bardzo uczuciowo. Krótkie rwane zdania, powtórzenia i mnogie zapytania po kilku stronach przeradzają się w bogate, barwne opisy kulturowe, wartką akcję i liczne przemyślenia bohaterów. Te dwa style przeplatają się wzajemnie uzupełniając warstwę emocjonalną, bo przecież nikt nie będzie wyprawy na koniec świata opisywał w 3 osobnych słowach, a w chwili nadchodzącej śmierci żaden bohater nie zacznie odstawiać inwokacji godnej polskiego wieszcza. Ta świadomość plastyczności języka to od lat największy atut stylistyki Kossakowskiej. Uwiodło mnie to jeszcze za czasów antologii Więzy Krwi, która niedawno przeżyła remaster. Jeśli nie mieliście okazji przeczytać, to polecam.

Tym razem jednak bohaterowie Królestwa, Głębi i wyprawy Seredy wpadają w prawdziwe kłopoty. To już nie są przygotowania. To prawdziwa apokalipsa. Koniec świata, który atakuje z wielu stron. Głębia wali się Razielowi na głowę, a największy psychopata piekieł, Nergal, tropi go po śladach jego tajnych agentów. Dżibril rwie włosy z głowy, niszcząc pod nieobecność reszty archaniołów ład zbudowany w Królestwie po wojnach z Antykreatorem. Sereda z dnia na dzień panikuje coraz bardziej, a liczebnosć jej wyprawy drastycznie maleje. Naprawdę, wszystko poszłoby nie tak, gdyby w ostatnim akcie desperackiej próby ratowania aktualnego porządku Zgniły Chłopiec Asmodeusz nie wyruszył na szaloną i bardzo skuteczną akcję ratunkową, biorąc ze sobą stado smoków i jednego z najpotężniejszych magów tego wymiaru.

Jak to zwykle bywa w książkach Kossakowskiej, jest bardzo dramatycznie. Czasami zastanawiam się, czy oni nie zasłużyli na chwilę radości, wytchnienia? Nawet utęsknione spotkanie z Jasnością sprawia więcej bólu niż radości. Atmosfera między Seredą a Daimonem jest tak napięta, że sztylety zastygają w bezruchu między nimi. Książe Magii, chory i u kresu wytrzymałości, udaje Władcę Piekła. No koszmar! Nic nie ma prawa udać się w takiej katastrofalnej kombinacji. I oczywiście cały ten misterny plan w końcu się wali, a ratunku trzeba szukać w najdziwniejszych miejsach, u najmniej spodziewanych osób.

Tom 3 zdecydowanie godnie kończy kolejny anielski cykl. Czuję, że jeszcze wrócimy do tego świata, by zmierzyć się z konsekwencjami tego, czego dowiedział się Frey na końcu wędrówki. Nie pozostanie to bez wpływu ani na Królestwo, ani na Głębię, ani Limbo, ani nawet Strefy Poza Czasem. Wszyscy zmierzą się z efektami tej wyprawy, ale tylko nieliczni, Ci którzy ją przetrwali, zrozumieli jedno.

Czasami na końcu drogi nic na nas nie czeka, jeśli nie przejdziemy jej po swojemu.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze