Assassin’s Creed Valhalla – recenzja

  • Autor: Patryk "PefriX" Manelski
  • Opublikowano: 15 Listopad 2020
  • Komentuj 0

A na imię im Eivor, bowiem dwójka ich była. Jedna, ale dwie osoby. To samo przeznaczenie na nich czekało. Miejsce w Valhalli, jako dziecię wybrane przez Odyna! Wojownik lub wojowniczka, którzy w tańcu toporów używali, nie stroniąc przy tym od skrytobójczego ostrza. Chwała i bogactwo na nich czekały, a pokonanym biada, jeśli stchórzyli, miast stanąć do boju!

Assassin’s Creed Valhalla otrzymaliśmy od polskiego oddziału Ubisoft. Serdecznie dziękujemy za możliwość sprawdzenia gry!

Assassin’s Creed Valhalla udowadnia, że Ubisoft uczy się na błędach

Wybaczcie ten wstęp, starałem się, aby był odpowiednio klimatyczny. Dlaczego? Klimat bowiem wylewa się strumieniami z Assassin’s Creed Valhalla i zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać, aby chociażby spróbować oddać to, co czułem podczas grania w najnowszy produkt Ubisoftu. Nie jest to gra doskonała, chociaż zdecydowanie najlepsza, jeśli chodzi o nową serię Assassin’s Creed. Rzekłem!

Dwie poprzednie odsłony Assassin’s Creed mocno zmieniły konwencję zabawy. Otwarty świat, mniej skrytobójstwa, zupełnie inna fabuła – wydawać by się mogło, że Assassin’s Creed jest tam tylko dlatego, aby nowe RPGi Ubisoftu mogły skorzystać ze znanej marki (wiecie, mało Assassin’s Creed w tym Assassin’s Creed). Valhalla jest jednak udanym romansem starego z nowym. Z jednej strony nie brakuje tutaj elementów znanych z pierwotnej serii, ale z drugiej to wciąż ulepszona i bardziej dopakowana wersja Origins oraz Odyssey.

Eivor to bohater, którego z pewnością polubicie

W ramach Assassin’s Creed Valhalla wcielimy się w Eivora, który jest zarówno kobietą, jak i mężczyzną. Na początku zabawy gramy, jako mała dziewczynka, a następnie sami możemy zdecydować o swojej płci. Co ciekawe, niemal w dowolnym momencie możemy ją zmienić. Nietypowe rozwiązanie i nie jestem w stanie ocenić, czy było ono potrzebne, ale w zasadzie w niczym nie przeszkadzało, więc nie ma sensu marudzić.

Eivor nie jest skrytobójcą, to wiking, którego ojciec poświęcił się dla dobra Klanu Kruka, plamiąc tym samym swój honor. Główna oś fabularna rzuca nas w wir zemsty Eivora, który marnuje najlepsze lata swojego życia w pogoni za tym, który zdradził jego ojca. Przeszłość mocno ciąży na naszym bohaterze – poprzysięga sobie, że nie popełni tego samego błędu, pozostanie twardym i będzie zawsze walczył do końca.

Więcej Wam nie zdradzę, bowiem mocną stroną Assassin’s Creed Valhalla jest właśnie fabuła. Byłem przyjemnie zaskoczony, że Ubisoft zadbał o ten aspekt i w przyjemny sposób wprowadził Zakon Starożytnych do zabawy. W fantastyczny sposób Eivor otrzymuje również charakterystyczne, skrytobójcze ostrze, które nosi niczym karwasz. Bohater nie ukrywa broni, bowiem przypomina ona złotą ozdobę, a wikingowie lubili obnosić się ze swoimi zdobyczami. Sami musicie zagrać, aby przekonać się, że ta prosta błahostka pasuje idealnie do klimatu Assassin’s Creed Valhalla.

Valhalla to taki Wiedźmin 3: Skyrim Creed

Jeśli chodzi o pozostałe elementy zabawy to jak dla mnie Assassin’s Creed Valhalla to taki Wiedźmin 3 połączony ze Skyrimem. Mamy ogromny, otwarty świat, w którym na każdym rogu coś na nas czeka. Jakaś znajdźka, jakiś przeciwnik, jakieś zwłoki. Do tego poruszać się możemy na piechotę, na rumaku (lub wilku!), czy drakkarem, a do tego można latać swoim krukiem lub wspinać się niczym zwinna małpka. Jestem pod wrażeniem zwinności Eivora, któremu żadne przeszkody terenowe nie były straszne. Z realizmem nie miało to zbyt wiele wspólnego, ale umówmy się – skoro przymykamy oko na naprowadzaną strzałę, wypuszczoną z łuku, to i na to również przymkniemy.

Dialogi nadal nie są mocną stroną serii i odniosłem wrażenie, że czasami lepiej byłoby, gdyby postacie się nie odzywały. Zwłaszcza, że głosy wszystkich bohaterów, moim zdaniem, zwyczajnie nie pasowały do specyficznego klimatu gry. Nie było czuć w nich tego, czego po wikingach można byłoby się spodziewać. No, może poza Eivorem, który przez swoją specyficzną barwę głosu wyróżniał się na tle reszty. Kwestie dialogowe były płaskie i pozbawione głębi, czy polotu. Ubisoftowi nie udało się uchwycić nawet prostoty zwykłego wojownika.

Walka ma swoje mocne i słabe strony

Na szczęście samo machanie orężem wypada znacznie lepiej, chociaż nadal niedoskonale. W moim odczuciu potyczki w otwartym świecie przypominały walki w Wiedźminie 3. Przez pierwszą godzinę człowiek zachwycony jest krwawą jatką na ekranie, rozczłonkowanymi ciałami, brutalnością Eivora oraz jego towarzyszy. Następnie to wszystko szybko się nudzi, a walka z dużą ilością przeciwników sprowadza się do regularnego klikania jednego przycisku.

O wiele lepiej sprawdza się za to zabawa w skrytobójcę! Co prawda Assassin’s Creed Valhalla nie pozwala na ciągłe skradanie się i ciche eliminacje, tak w momentach, gdy jest to możliwe, czułem się w pełni usatysfakcjonowany. Kiedy tylko mogłem, usuwałem wrogów z łuku lub wyskakiwałem z krzaków z ukrytym ostrzem. Zdaję sobie sprawę, że jest to mało „wikingowe”, ale gra wręcz zachęca do takiego stylu zabawy!

Wiedziony instynktem, zainwestowałem wszystkie punkty umiejętności w rozwój rzeczy związanych z Klanem Kruka (awatar w końcu zobowiązuje) oraz skrytobójstwem. Niestety, szybko przekonałem się, że po cichu każdego problemu nie załatwię. Bywają przeciwnicy z którymi trzeba walczyć twarzą w twarz, nawet jeśli nas nie widzą – wystarczy podejść i uruchomi się skrypt z przerywnikiem filmowym, który zmusza nas do bezpośredniego starcia. Trochę szkoda, bo w takich przypadkach zazwyczaj byłem w gorszej sytuacji i musiałem walczyć, będąc osłabionym.

Co jednak ciekawe, same potyczki były fantastyczne! Jak powyżej marudziłem na nudny system walki, tak pojedynki z bossami, czy specjalnymi oponentami zostały zrealizowane wybornie. Ataków trzeba unikać lub je blokować, jeśli posiadamy tarczę. Jeśli jesteście wariatami jak ja, czyli biegacie z dwoma toporami, to nie wystarczy rzucić się na wroga i ciachać go aż padnie – każdy z nich ma swój zestaw ruchów na które trzeba uważać. Chwila nieuwagi kończy się bowiem naszą porażką.

Rajdy mogłyby być ciekawsze, ale system osady jest zaskakująco dobry!

Ze smutkiem muszę wspomnieć o rajdach na tereny nie należące do nas. Sprowadzają się bowiem do dopłynięcia z załogą (swoją drogą nie wiedziałem, że drakkary wikingów są zwrotne niczym samochody) do wybranego miejsca, a następnie wypuszczenia swojej watahy na żer. My zaś wykonujemy określone cele, jak podpalenie wozów i cieszymy się wygraną. Kilka pierwszych rajdów było przyjemnych, ale w kolejnych uczestniczyłem tylko wtedy, gdy musiałem.

Dla równowagi pochwalę Ubisoft za rozwój oraz rozbudowę wioski. Byłem sceptycznie nastawiony do tego elementu, bowiem bałem się, że skończy się jak w Fallout 4, czyli jako przykry obowiązek. W rzeczywistości jednak wracałem z chęcią do osady, będącej swoistą oazą spokoju po krwawych przygodach mojego Eivora. Na plus zanotuję również przyzwoicie zrobione drzewko talentów oraz poprawienie ekwipunku. Nie wymieniamy sprzętu co chwilę, a zamiast tego rozwijamy i ulepszamy ten już posiadany. Co więcej, długo nie zobaczycie legendarnych przedmiotów! Lootu jest zwyczajnie mniej, ale równocześnie jest po prostu lepszy, co przekłada się na większą satysfakcję z jego zdobycia.

Kilka zdań o nadmiernej ilości błędów, których nie powinno w Valhalli być

Zanim przejdę do beczki miodu, jaką jest oprawa audiowizualna, pora na łyżkę goryczy. Assassin’s Creed Valhalla to gra z AAA, za którą nie zapłacicie mało. Posiada wbudowany Item Shop i generalnie widać, że nastawiona jest na wyciągnięcie z słusznie zauroczonych graczy jak najwięcej pieniędzy. Nie jestem jednak w stanie zaakceptować ilości błędów, z jaką przyszło mi się zmierzyć.

Radosne bieganie po ośnieżonej krainie co i rusz przerywane było utknięciem w jakiejś teksturze, co kończyło się moją śmiercią. Ewentualnie Eivor podczas osławionego skoku wiary postanowił dać nura przez skały i zniknąć gdzieś w niebycie. Czemu? Bo tak! O dziwo, aktualizacja „Day One” dużo nie pomogła na te dolegliwości – wciąż w Assassin’s Creed Valhalla nie brakuje takich mankamentów.

Generator ładnych screenshotów i muzyczna rozkosz

Teraz przejdźmy jednak do największej atrakcji gry, czyli jej klimatu. Jejku, jakie tam wszystko było ładne. Poważnie, ostatni raz widokami zachwycałem się w Skyrim i Wiedźmin 3, a teraz do tego grona dołączył Assassin’s Creed Valhalla. Narobiłem od groma screenów, podczas których Eivor po prostu gdzieś przykucnął, a ja mogłem obserwować horyzont. Nie mam umiejętności do utrwalania ładnych widoczków, a tutaj trzaskałem zdjęcie za zdjęcie, niczym zawodowy fotograf.

Jeszcze lepiej wypadło udźwiękowienie, które poruszyło we mnie jakąś nordycką strunę. Może krew przodków odezwała się w żyłach? Ewentualnie Odyn szeptał mi do ucha, że pora chwycić za topór i ruszać. Wybaczcie, brakuje mi słów – prosty chłop ze mnie, a Assassin’s Creed Valhalla dostarczyło mi muzycznego orgazmu. Tak, użyłem tego wyrażenia.

Gra roku? Może i nie, ale mocne 8,5/10, jak nie 9/10 (gdy naprawią błędy)!

Pora zatem całość podsumować, chociaż wiem, że mógłbym pisać i pisać o Assassin’s Creed Valhalla, bowiem jest o czym… pisać! Ubisoft dało bowiem radę dostarczyć solidną grę, która bez mała starczy na jakieś 100 godzin, jak nie więcej. Jeśli nie przekonały Was dwie poprzednie części to i ta może nie być Waszym złotym Graalem. Niemniej jeśli Wam podobały to mówię wprost – Valhalla to lepsza, większa i ciekawsza wersja tego, co już znacie. To również idealny tytuł, aby rozpocząć przygodę z nową odsłoną Assassin’s Creed, dlatego polecam go również osobom, które z serią nie są za pan brat.

I pisze te słowa człowiek, który zazwyczaj zagrywa się w MMORPG-i. Assassin’s Creed Valhalla udało się oderwać mnie od tego gatunku i coś czuję, że regularnie będę wracał do Eivora. Czeka bowiem na mnie jeszcze tyle przygód i sekretów do odkrycia, że jedynie Ragnarok może mi przeszkodzić. A skoro o wilku mowa…

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze