Śliczny indyk ma już pół miliona nabywców

Och, Wizard of Legend. Nie jest to może najlepszy rogue-like na świecie, ale zdecydowanie warty Waszej uwagi. Przede wszystkim za sprawą fantastycznej oprawy graficznej, która udowadnia, że pixel art również jest sztuką!

Równocześnie jest to tytuł, którego nie przeszedłem. Mam na liczniku ponad 15 godzin, co jak na grę tego typu jest niezłym wynikiem. Całość bowiem można przejść w godzinę, może półtorej. O ile oczywiście macie wystarczająco sprawne palce i odznaczanie się wybitną zręcznością. Jak na rogue-like’a bowiem przystało, śmierć w Wizard of Legend kończy naszą zabawę.

Sama produkcja sprzedała się w ilości 500 tysięcy kopii, co jak na indyczy tytuł tego typu jest nie lada osiągnięciem. Zwłaszcza, że nie ma tutaj wielowarstwowej fabuły, a sam gameplay jest powtarzalny do bólu. Przy tym niesamowicie satysfakcjonujący, a wizualnie naprawdę rozkoszny.

Zwłaszcza dla osób, które kojarzą serial animowany Awatar: Legenda Aanga (oraz gorszą moim zdaniem kontynuację, Legendę Korry). Zdolności naszej postaci wyglądają jak żywcem wyjęte z uniwersum Awatara!

Samo Wizard of Legend wzbogaciło się wczoraj o Nocturne Update. Otrzymaliśmy NPC z funkcją randomizera, który sprawi, że gra stanie się bardziej losowa i zaskakująca. Aktualizacja zawiera także kilka zmian, które między innymi przyspieszą czasy ładowania, czy też zwiększą liczbę klatek na sekundę, zarówno podczas rozgrywki jednoosobowej jak i kooperacji.

Deweloperzy usprawnili również działanie Arkan czyli czarów. Twórcy Wizard of Legend dodali też obsługę kolejnych języków: francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego, hiszpańskiego, chińskiego, japońskiego i koreańskiego.

Cholera, muszę jakoś zainteresować Was tym tytułem, bo mnie naprawdę urzekł. To co, może chcecie zobaczyć jak Wizard of Legend spuszcza mi łomot na redakcyjnym streamie?

[Źródło: Wizard of Legend]