Trzy zdania o... 2017 roku

  • Autor: Joanna Pamięta-Borkowska
  • Opublikowano: 31 Grudzień 2017
  • Komentuj 6

Do końca 2017 roku zostało raptem kilka godzin, więc wykorzystajmy je dobrze. Redakcja Ja, Rock! proponuje subiektywne podsumowanie tego roku. Co nas zaskoczyło, a co wycisnęło łzy rozczarowania? Za jakie gry będziemy ten rok wspominać, a może rozmyje się on w potoku poprzednich lat?

Żegnamy rok 2017!

Zapraszam serdecznie do lektury i do komentowania - wczujcie się w tę szczególną atmosferę ostatniego dnia roku.. Na balkonie studzi się w śniegu szampan, przekąski czekają w lodówce na przyjście gości, sukienka/koszula jeszcze nie wyprasowane, a Wy postanawiacie zatrzymać się i ponapawać chwilą spokoju.

Dyskusję rozpoczyna Kamila:

Kamila: Rok 2017 miał być taki super, tyle nowych tytułów, tyle rozpalonych nadziei. Co dostaliśmy, to dostaliśmy. Switch opanował świat, EA rzucone na kolana. Gdzie w tym wszystkim dobre granie?

Adam: Ah, to zdaje się będzie nasz ostatni tekst w 2017 roku. Roku w którym na rynku pojawiło się naprawdę sporo niesamowitych gier, mieliśmy okazję zagrać w nową Zeldę (na nowym i co, ważne, niezłym Switchu), poznaliśmy historię Aloy i postapokaliptycznej Ziemi zamieszkanej przez wielkie mechaniczne zwierzęta w przepięknym świecie Horizon, a niewyobrażalna wręcz ilość graczy zdecydowała się kupić niekompletną grę tylko po to, by móc zakosztować kolacji z kurczaka. Rok 2017 był momentami rewolucyjny, ale poczyniono też kilka kroków wstecz. Czasami wzruszał nas do łez, ale nie zabrakło momentów w którym ze złości gotowała się w nas krew. Mówiąc krótko - dzięki, że byłeś 2017 roku, ale w 100% moich nadziei nie spełniłeś.

A ja mam inaczej. Nie pamiętam, by jakikolwiek rok przyniósł mi tyle ciekawych tytułów z bardzo różnych gatunków. Dla mnie ten rok stał pod znakiem kilku bardzo mocnych gier, które w moim osobistym rankingu znajdują się bardzo wysoko. Ale nie będę ubiegać faktów. Dodam tylko jedną ciekawostkę: moi interlokutorzy mają zupełnie inne zdanie odnośnie ważnych w 2017 roku tytułów. Niby pracujemy w jednej redakcji i rozmawiamy ze soba codziennie, ale wyszło na to, że gramy w inne gry.

Nintendo pozamiatało

Ale zanim przejdziemy do gier, weźmiemy na warsztat konsolowy przebój tego roku:

Adam: Zacznijmy jednak od Switcha. Przyznam, że w ogóle nie wierzyłem, że Nintendo jest w stanie przekuć Switcha w sukces. Myślałem sobie, że jak chce się zrobić konsolę i przenośną i stacjonarną, to ostatecznie żaden typ gracza nie dostanie produktu, na jaki liczył. Wiecie, jak jest - jak coś jest do wszystkiego, to najczęściej jest do niczego. Ostatecznie Nintendo poradziło sobie nad wyraz dobrze, Switch sprzedał się w milionach egzemplarzy, a wydane na niego gry (szczególnie te z Mario w roli głównej) często zdobywały pierwsze miejsca w rankingach najbardziej oczekiwanych przez graczy tytułów. Nintendo i jego gry to nie do końca moja bajka, ale trzeba oddać cesarzowi co cesarskie - rok 2017 był rokiem wielkiego N.

Jako wieloletnia wielbicielka Linka planuję namówić moją rodzinę, przyjaciół i rodziny przyjaciół, by na urodziny skołowali mi Switcha. Zawsze lubiłam Nintendo NDS, a myśl, że będę mogła grać z córką, jest dodatkowym argumentem za kupnem.

Zarówno Adamowi jak i Kamili bardzo do gustu przypadła najgłośniejszy Earlu Access tego roku, gra, której sukcesu zazdroszczą wszyscy deweloperzy. Tak, zgadliście, chodzi o PUBG.

Adam: Nie sposób nie napisać o wybuchu fenomenu battle royale i czołowej dziś gry tego gatunku: PUBG. To, w jakim tempie ten tytuł podbił serca graczy, jest po prostu niesamowite. Możemy tutaj gadać o jego technicznej niedoskonałości, o problemach z oszustami czy wiecznym (jak się nam zdawało) pobycie PUBGa w steamowskim Early Access, ale liczby mówią same za siebie - w grę Greene'a zaczął grać niemal cały PCtowy świat, liczby sprzedanych kopii mogą mu pozazdrościć najwięksi wydawniczy giganci, a będące na szczycie popularności DOTA 2 i CS:GO musiały uznać wyższość dzieła jakiegoś moddera. Osobiście dość późno wskoczyłem do pociągu zwanego battle royale, ale teraz jestem jego stałym pasażerem i nie mogę się doczekać jak ta gra będzie wyglądała na koniec przyszłego roku

Ja stoję na stacji i czekam, aż nadjedzie mój skład, ale podejrzewam, że przyjdzie mi iść na piechotę. Ewentualnie zaprogramuję sobie najbliższego bieguna i pomknę walczyć z Hadesem. Albo zanurzę się w uliczkach Aleksandrii i napsuję krwi Templariuszom. Zawsze też pozostaje mi wrócić do Wykwitu.

Rok 2017 to dla mnie rok wspaniałych cRPG. Zarówno tych klasycznych i nawiązujących do tytułów kultowych - jak niesamowita Numenera, ale też bardzo dobrych kontynuacji - mam tu na myśli Divinity: Original Sins 2. Te dwa tytuły na stałe wpiszą się w kanon ambitnych RPG-ów, które dalekie są od bezmyślnego zaliczania zadań w stylu “przynieś, podaj, pozamiataj i zabij mi stado szczurów grasujących w piwnicy”. To są tytuły, które będziemy wspominać latami. Już dzięki tym dwóm grom rok 2017 można uznać za dobry.

Ale nie są to jedyne świetne gry 2017 roku. Bo oto na wielbłądzie nadjeżdża... Wpierw jednak dopuszczę do głosu Adama:

Adam: Od siebie jeszcze dorzucę jeszcze tylko kilka słów o grze, która raczej do annałów naszej branży się nie wpisze, ale dla grających w ekipie była idealna. Mówię o Ghost Recon: Wildlands. Ogromna mapa, całe tony różnego rodzaju karabinów, pistoletów, snajperek, strojów czy gadżetów sprawiły, że przez długi czas sporą część nocy poświęcałem na wycinacie boliwijskich sicarios. W grze podobno była jakaś fabuła, ale do zbyt wciągających nie należała. Powtórzę jeszcze raz - gra najlepsze co miała oferowała w momencie kiedy graliście w kooperacji ze znajomymi, samotna rozgrywka, choć miejscami satysfakcjonująca, na pewno porywająca nie była.

Miłym wydarzeniem było wkroczenie złotówki na Steama

Rodzima waluta ostatecznie trafiła na Steama

Adam: W końcu! Generalnie wyszliśmy na tym całkiem nieźle, duża część gier wyraźnie potaniała. Szkoda tylko, że tak długo musieliśmy na to czekać, ale cóż - niezbadane są wyroki naszego Pana Lorda Gabena ;)

Naturalnym środowiskiem gracza jest pokój wyposażony w dobre stanowisko komputerowe i stały dostęp do jedzenia. Ale czasami zaobserwować można przedstawicieli tego gatunku na mieście, a dokładniej - podczas różnego rodzaju targów. Adam dobrze wspomina E3

Adam: Do udanych należy też zaliczyć tegoroczne E3, które nie tylko mieliśmy okazję komentować dla Was na żywo ze studia, ale jeszcze pokazano tam kilka naprawdę ciekawych koncepcji z A Way Out czy Anthem w roli głównej. I niestety na E3 kończy się moim zdaniem to co dobre w tym roku, bo później zaliczyliśmy lekki spadek, a jesienne premiery do końca mnie nie porwały.

Kamila z kolei nie do końca odnalazła się na PGA:

Kamila: Nie mogę też nie wspomnieć o imprezach typu PGA. Coraz mniej wystawców, te same stoiska i te same ‘sławne’ twarze na nich. Dobrze, że raczkujący u nas Comic Con po roku ma już niezłe wyniki, bo może to rozrusza trochę kulturowe zaplecze tego kraju.

Wspomniany Comic Con to miejsce żerowania osobników mojego gatunku - dobrze się czujemy na wielkim targowisku, wśród stosów planszówek, dziwacznych gadżetów, klimatów post-apo, książek, komiksów (chociaż tych wciąż za mało!) i innego dobra, którym się żywimy. Oby do kwietnia, kiedy to wystartuje kolejna edycja.

Najgłośniejsza gra tej jesieni, ale chyba nie o taki rozgłos chodziło

A Adam dalej o grach, i to w dodatku o biednym znielubianym EA:

Adam: Muszę powiedzieć o Battlefroncie II, ale dam już sobie spokój z wałkowaniem tematu o mikrotransakcjach. Każdy świadomy gracz naczytał się o nich przez ostatnie miesiące i chyba wszystko w tym temacie zostało powiedziane. Ale nie mogę napisać tego - Battlefront II to moim zdaniem po prostu nudna gra. Nudna przez duże N. Nie chce mi się nawet gadać o ''kampanii'' bo nim na dobre się w nią wkręciłem już oglądałem napisy końcowe. Multi? Przyznam, że bitwy powietrzne sprawiają masę radochy i są  moim zdaniem najmocniejszym punktem Battlefronta II, ale klasyczny podbój mocno mnie rozczarował. Brak ciekawych mechanik, dzięki którym rzeczywiście czułbym się jak członek drużyny, a nie wolny elektron który lata po mapie i robi ''pju, pju, pju'' z blasterów sprawiły, że multi też mnie szybko znudziło. Gra wygląda to prostu przepięknie, co pewnie wystarczy żeby zadowolić młodszych odbiorców, ale Ci z Was którzy od gry oczekiwali czegoś więcej niż tylko niesamowitej oprawy graficznej to mogli poczuć się rozczarowani. Ja się poczułem i nadal jeśli ktoś z Was zastanawia się nad zakupem to radzę: więcej jak 100 zł nie warto płacić, ale patrząc na to jak BFII się sprzedał (raczej średnio), to wielkie obniżki są tuż za rogiem.

Kamila: Coś złego wydarzyło się w tym roku, bo chociaż do tej pory to Ubi słynęło z bycia gównianą firmą, to nagle świat gier wywrócił się do góry nogami. EA upadło i długo teraz się nie podniesie (a jak zawalą Anthema to… współczuję). Redzi, nasz dumna narodowa, okazało się, że okupili ten tytuł krwią i potem swoich pracowników, i nadszarpnęli zaufanie zarówno inwestorów, jak i fanów czekających na Cyberpunka.

Mimo że lubię Gwiezdne Wojny, Battlefront mnie nie wciągnął. Jestem KOTOR-owym oldschoolowcem, który lubi wszystko, co stare ale jare i nie brzydzi się kiepską grafiką. Poza tym przez ostatnie miesiące moje serce należy do Bayeka. Czyli do bohatera najlepszej części serii Assassin’s Creed, osadzonej w pięknym Egipcie. Gra wprawdzie odeszła od prostej parkourowej rozgrywki w stronę action cRPG, ale jest miodna, szybka, barwna, ostra, wręcz wonna - niewiele gier tak sugestywnie pokazywało otoczenie, że aż czuło się przyprawy, rozgrzany piaskowiec, wielbłądzią sierść i kadzidła. AC: Origins to uczta dla zmysłów. Dzięki niemu byłam w stanie przetrwać paskudną jesień.

A Adam kontynuuje wspominanie czarnych dni:

Adam: Teraz o dwóch tytułach, które w ogóle mnie nie rozczarowały, ale ich klapa po prostu mnie śmieszy. Pierwszą grą jest ubisoftowe For Honor. Serio, Ubi potrafi z całkiem ciekawej koncepcji stworzyć tytuł, który zamiast bawić to frustruje. Podobnie było w przypadku The Division - oba tytuły miały ogromny potencjał i na swój sposób były całkiem innowacyjne, ale sposób wykonania gry pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Gracze bardzo szybko mieli dość tego, że Ubi nie traktuje ich do końca poważnie i  niemal natychmiast po premierze odeszli od For Honor. Chyba tylko Ubi potrafi tak zarzynać swoje gry, ciekawe jak będzie z nowym Far Cry?

A żeby pogłębić naszą depresję, zahacza o Mass Effecta, którego ja i Kamila kochamy miłością wielką. Z tego też powodu cierpimy bardzo, bo marka nie będzie kontynuowana, co ja osobiście uważam za zmarnowanie świetnego potencjału. Ale może Netflix zrobi serial? Co Wy na to?

Adam: Drugą sprawą jest Mass Effect Andromeda. Okej, ja na pewno fanem marki nie jestem, a użycie słowa ''multi'' w kontekście ME to dla mnie żart. Okej, okej, ME na pewno nie multiplayerem stoi, ale oglądając gameplaye, czytając recenzje i patrząc na to co piszecie w sieci Andromeda dupy, za przeproszeniem, nie urwała. Dlaczego mnie to obchodzi skoro i tak fanem marki nie jestem? Bo planowałem, że to właśnie od Andromedy zacznę swoją przygodę w świecie stworzonym przez BioWare. Myślałem sobie, że oto otrzymamy galaktycznego odpowiednika Wiedźmina, a co jak co takiej przygody odpuścić nie można. A stanęło na co najwyżej poprawnej fabule i aferze z mimiką twarzy spotykanych przez nas postaci, o której przez długie tygodnie tworzone były różnego rodzaju memy.

Długo nie zobaczymy kolejnego Mass Effecta

Kamila podsumowuje pytaniami, które są o tyle trafne, co trudne.

Co tu się odwala pytam raz jeszcze? Czy kolejny rok będzie wyglądał tak samo? Czy znowu zostaniemy zasypani indykami marnej jakości, odgrzewanymi kotletami setnej części topowej gry, burdami godnymi tawerny portowej i cenami z kosmosu, do których trzeba dopłacać, bo przecież jest Pay2Win? Quo Vadis Branżo?

Dobrze, że pod koniec roku Lioncast ze swoim sprzętem najechał Polskę, bo w końcu mamy jakąś alternatywę od Media Expertowego zaplecza.

Pozwolę sobie wrócić do moich growych objawień, żeby zakończyć nasze rozważania w dobrym nastroju. Początek tego roku to ognistowłosa Aloy przemierzająca świat jak z Enslaved - porośnięte bujną roślinnością ruiny po wspaniałej cywilizacji. Polowania na maszyny były przez długi czas moją ulubioną cyfrową rozrywką, aż pewnego dnia.. Skończyłam grę. Broniłam się przed tym, bo po finale zazwyczaj odstawiam tytuł. Mam typowo książkowe podejście do gier, bo jeśli poznam jakąś historię, uznaję przygodę z nią za skończoną i idę dalej.

I tak sobie idę i idę (pamiętajcie, pociąg pt Battle Royale wciąż jest nie dla mnie) aż tu nagle, pod koniec roku, trafiam na indykowe objawienie, piękną i poruszającą Gorogoę. W indie moja nadzieja na to, że zawsze jeśli znużą mnie zmagania w produkcjach AAA, pojawi się jakaś perełka jednoosobowego studia i pokaże, że gry to nie tylko nabijanie kasy, mikrotransakcje, achievementy i odznaki na Steamie, ale przede wszystkim pasja, miłość oraz przygoda.

Taki był ten rok. A co Wy myślicie o 2017 roku w świecie gier? Koniecznie podzielcie się z nami swoimi przemyśleniami!

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze