Czy karciany Wiedźmin, to kolejny sukces rodzimego studia?
W ciągu ostatnich sześciu miesięcy spędziłem około dwustu godzin w zamkniętej becie Gwinta i mam wrażenie, że poznałem tę grę na wylot. Kolejna faza testów i reset kont nadchodzi wielkimi krokami, dlatego nadszedł czas na krótkie podsumowanie.
Pierwsze spotkanie z grą było najciekawszym doświadczeniem w mojej karcianej historii. Z dnia na dzień fascynacja grą stopniowo malała, ale radość płynąca z tworzenia swoich własnych talii sprawiała, że nie mogłem się od niej oderwać.
Brak powtarzalności w pierwszych miesiącach był po prostu unikalny. Kiedyś każdy gracz tworzył swoje własne talie, przez co każdy pojedynek był inny i zawsze czymś zaskakiwał. Niestety, po wprowadzeniu rankingu społeczność rozpoczęła istny wyścig szczurów, który spowodował nagły wysyp topowych zestawów kart.
Autorskie i oryginalne talie są często najskuteczniejsze
Na stronach pokroju
gwentdb pojawia się masa poradników zawierających najlepsze dostępne talie, z których (
niestety) korzysta większość graczy. Średnio dwa dni po wprowadzeniu każdej aktualizacji byłem w stanie dokładnie przewidzieć następne ruchy wroga, ponieważ używał identycznych kart, co poprzedni przeciwnicy.
Wiem, że ze względu na tworzenie podobnych poradników w przeszłości zabrzmiałem teraz jak hipokryta, ale na swoje usprawiedliwienie przyznam, że niewielu korzystało z przedstawionych w nich talii. Chciałbym powiedzieć, że ''
karciana monotonia'' wynika ze stosunkowo małej ilości dostępnych kart, ale wtedy minąłbym się z prawdą, ponieważ wina stoi po stronie społeczności.
Czego tylko dusza zapragnie!
Pomimo tego, że każda frakcja posiada dwie główne taktyki (
dzięki czemu możemy przewidzieć ruchy przeciwnika), to spotykane zestawy są w głównej mierze idealnymi kopiami tych ze strony gwentdb. Posłużę się przykładem talii używanej przez Lifecoach'a, która nie tylko zapewniła mu zwycięstwo w pierwszym oficjalnym turnieju
Gwinta, ale również znalazła się w rękach setek graczy, na których wpadałem przez ostatnie trzy dni.
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, ale jestem pewien, że problem z powtarzalnością rozwiąże się lada moment. Zmiany w balansie, powiększenie się grona graczy, całkowity reset kont i nowe karty sprawią, że gra będzie mniej przewidywalna. Nie zapominajmy jednak, że w każdej karciance pojawia się chwilowa rutyna i nowa zawartość jest najczęściej jedynym, co ją przełamuje.
Jeśli zastanawiacie się, dlaczego powtarzalność irytuje mnie w takim stopniu, to już spieszę z odpowiedzią. Ze względu na brak poważnych wad w
Gwincie uczepiłem się tego, co denerwuje mnie w każdej grze karcianej. Czas skończyć z narzekaniem i przejść do zdecydowanie przyjemniejszej części. Czy ktokolwiek z Was wie, dlaczego
CD Projekt Red nie jest w stanie stworzyć złej gry?
Omówienie aktualizacji i Q&A w jednym, czyli przykład współpracy ze społecznością.
Zacznę od (
jak dla mnie) największej zalety pracowników rodzimej firmy. Ich zaangażowanie w grę jest na tyle wysokie, że udzielają się aktywnie nie tylko na oficjalnym forum, ale również na fanpagach oraz streamach polskich twórców. Takie coś nie zdarza się często, a dzięki temu każdy miłośnik wiedźmińskiej karcianki może poczuć się jak prawdziwy beta tester.
Torba gadżetów za feedback i reklamowanie gry - wspaniały gest
Frakcje są bardzo dobrze zaprojektowane, posiadają odrębne cechy i oddają charakter growych odpowiedników. Jedyne, nad czym ubolewam, to połączenie Dzikiego Gonu z Wampirami, ponieważ na podstawie tych ras można by stworzyć dwie równie rozbudowane talie.
Jako że
Gwint jest w stu procentach oparty na uniwersum Wiedźmina, to może dojść do sytuacji, w której zabraknie postaci i ugrupowań znanych z książek, i gier. Nie mam pojęcia, jak twórcy rozwiążą ten problem i jedyne, co przychodzi mi na myśl, to kolejna część przygód zabójców potworów — Wiedźmin 4 potwierdzony?
Dwieście godzin spędzonych w grze zaowocowało zdobyciem 83 procent z dostępnych kart. Z jednej strony to naprawdę dobry wynik, ale powinien być nieco niższy. Po dwóch latach aktywnej gry w Hearthstone w mojej kolekcji znalazły się wszystkie karty prócz legendarnych, które mógłbym zliczyć na palcach obu dłoni. Skąd takie porównanie? Powód jest banalny — system płatniczy w karciance od Blizzarda generuje ogromne dochody, które napędzają kolejne aktualizacje, a każdy z nas chce jak najwięcej nowości, czyż nie?
Nie brałem pod uwagę kart premium.
Co do interfejsu, muzyki i grafiki nie mam żadnych zastrzeżeń, ale animacje niektórych kart i ich umiejętności trwają zbyt długo. Wulgarny język i nieco mroczna kolorystyka znana z trzeciej części Wiedźmina ustąpiła miejsca pastelowym barwom i znacznie przyjemniejszym dla ucha epitetom.
To w sumie wszystko, na co zwróciłem uwagę podczas grania w zamkniętą betę
Gwinta. Nie ma tego wiele, ponieważ gry karciane polegają w głównej mierze na grywalności, która w tym przypadku stoi na wysokim poziomie. Jedyne co mi pozostaje, to pogratulować pracownikom
CD Projekt Red za stworzenie gry, która ma szanse przewyższyć popularność Hearthstone.
Komentarze