Destiny 2 i PC to udany mariaż?
- Autor: Patryk "PefriX" Manelski
- Opublikowano: 10 Listopad 2017
- Komentuj 7
No to premierę roku generalnie mamy za sobą. Tak, mowa tutaj o Destiny 2, bo bez względu na różnorakie opinie, tytuł ten sprzedał się naprawdę dobrze. Przynajmniej na konsolach, bowiem wersja PC-towa dostępna jest dopiero od 24 października. Minęły zatem dwa tygodnie, a ja śmiało mogę opowiedzieć Wam, z czym to się je.
Z góry uprzedzam, że nie wszystkim poniższe słowa mogą się spodobać. Musicie jednak wziąć pod uwagę, że nie grałem w pierwowzór na konsoli, bowiem FPS-y i pad to dla mnie dwie przeciwności. Rozpocząłem zatem swoją przygodę jako Strażnik na świeżo, bez żadnych uprzedzeń czy wspomnień. No i przyznaję, że pierwsze dwie godziny wciągnęły mnie jak diabli.
Przygodę z grą rozpoczynamy od stworzenia postaci. Wybór ogranicza się do wskazania jednej z trzech ras, płci oraz kilku elementów kosmetycznych, definiujących naszą twarz. Nie ma tego za wiele, ale da się przeżyć. Z klasami również jest skromnie, bowiem do dyspozycji otrzymaliśmy trzy: Tytan, Czarownik oraz Łowca. Ten pierwszy może osłonić drużynę tarczą, drugi specjalizuje we wsparciu sojuszników, a ostatni zasypuje pole bitwy ogniem.
Spokojnie, za pomocą systemu talentów można dostosować postać do własnych potrzeb, a specjalizacje dodatkowo nieco rozbudowują temat (aktualnie mamy po jednej dla każdej klasy). Niemniej na początkowym etapie wszystko i tak sprowadza się do strzelania.
No, stworzyliśmy swojego Strażnika i zaczynamy zabawę. W sumie wstęp jest raczej smutny, bo tracimy Światło, planeta Ziemia zostaje opanowana przez Czerwony Legion, a nasz nemezis, czyli kartoflany Ghaul, trzyma wszystkich w garści. Oczywiście, zanim dojdziecie do tego etapu, minie chwila czasu, podczas której nie zabraknie wymiany ognia. Całość potraktujcie jako samouczek, który został zrealizowany piekielnie dobrze. Nie żartuję, dawno nie widziałem tak porządnie zaprojektowanego wstępu do gry. Tym bardziej mi szkoda, że im dalej w las tym więcej drzew.
Zanim jednak przejdę do narzekania, to muszę pochwalić lokalizację. Została zrealizowana porządnie i przyjemnie było posłuchać rodzimych aktorów, którzy zostali idealnie dobrani do odgrywanych postaci. Oryginalna wersja jest bardziej naturalna, ale nie mogę narzekać na polonizację Destiny 2. Jest to jedna z nielicznych produkcji sieciowych, w którą grałem po polsku bez wyrazu zgorszenia na twarzy.
No właśnie, grałem. Przyznaję, że kolejne kilka godzin było fajnie. Ot, wykonywałem zadania związane z kampanią, czasem zrobiłem skok w bok, by uczestniczyć w jakimś publicznym wydarzeniu. W sumie przejście fabuły zajmuje tak na oko jakieś 15 godzin. Da się całość przejść szybciej, ale wraz z naszymi postępami, gra udostępnia nowe aktywności. Problem w tym, że kampania z czasem traci na mocy. Dalsze wydarzenia nie mają tego impetu co początkowe, brakuje jakichś interesujących zwrotów akcji, czy dramatyzmu. W sumie całość służy po to, aby osiągnąć 20 poziom.
Teraz z kolei zaczyna się prawdziwa zabawa. Wbicie ostatniego poziomu otwiera bowiem furtkę do ''endgame’u” Destiny 2. I tak właściwie to spora część osób do tego etapu dojdzie i zakończy swoją zabawę. Dalej bowiem mamy już ''tylko” aktywności grupowe, rajdy oraz PvP. Zbieramy Moc (w pierwowzorze było Światło), czyli współczynnik definiujący siłę naszego Strażnika. Ten parametr określa, jak bardzo nasza postać jest rozbudowana - poziomem się nie przejmujcie, bo nic on nie znaczy. Wyższa Moc = Strażnik ma lepszy ekwipunek. Jak zatem sami się domyślacie, końcowy etap zabawy służy nam do zdobywania coraz to lepszego sprzętu. Oczywiście dobiera się go pod swoją klasę oraz specjalizację. Niemniej i tak w pewnym momencie złapałem się na tym, że całość została zdecydowanie za bardzo uproszczona.
Brakuje tutaj konkretniejszych statystyk, czy większej ilości ducha gier RPG. Zgrzytałem zębami, gdy początkowe bronie raczyły mnie jedynie informacją o współczynniku ataku, a zbroja o obronie. Całość z kolei składa się właśnie na Moc. Dodatkowo mamy mobilność, odporność i regenerację, ale to i tak za mało. Stare Borderlands zrealizowało to zdecydowanie lepiej. Nawet dostępność modów nie poprawia sytuacji, bo zwyczajnie brakuje głębi. Dopiero zbroje oraz bronie egzotyczne (złote) pozwalają na lepszą zabawę. Oferują bowiem dodatkowe właściwości, a na dodatek mogą wchłonąć gorszy sprzęt, aby wzmocnić swoją moc.
Teraz pora na największe marudzenie. Destiny 2 poraziło mnie swoim poziomem trudności, a raczej jego znikomością. Przeciwnicy w nas nie trafiają, a jak mamy niski stan zdrowia to zmieniają się w szturmowców z Gwiezdnych Wojen. Nie żartuję, na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje w których byłem zagrożony. Przy czym nie jestem żadnym weteranem FPS-ów. Odniosłem wrażenie, że deweloperzy prowadzą nas za rączkę, a w razie porażki dają bezproblemową możliwość wskrzeszenia.
Sytuacja poprawia się dopiero podczas końcowego etapu rozgrywki, gdy uda nam się odblokować ostatnie aktywności. Tutaj przyznaję, że bez dobrej znajomości swojej klasy i dobrania tych skromnych talentów oraz ekwipunku, jest ciężko. Niemniej akurat taki Leviathan powinien być wyzwaniem, a nie spacerem po parku, więc to żadne usprawiedliwienie.
Lepiej wypada PvP, które pozwala na kilka rodzajów aktywności. Zapomnijcie o otwartej walce i możliwości zaatakowania Strażników, bowiem Destiny 2 nie jest żadnym MMO. To tylko bardziej rozbudowana gra sieciowa, oferująca kilka funkcji znanych z wyżej wspomnianego gatunku. Stąd i PvP sprowadza się do brania udziału w różnych wariacjach na temat battlegroundów. Ot, zapisujemy się do rozgrywki, system dobiera nam sojuszników i idziemy młócić się z przeciwnikami. Byłoby zabawniej, gdyby czas odnowienia zdolności naszego Strażnika oraz granatów był nieco szybszy.
W czym zatem tkwi problem Destiny 2? Według mnie w tym, że to gra na konsole. Po kilku godzinach nie mogłem pozbyć się wrażenia, że gram w zwykły port. Całość została odpowiednio spłycona i uproszczona, by osoby posługujące się padem nie miały większych problemów. System strzelania na PC-tach ewidentnie na tym ucierpiał. Bungie zapewniała, że blaszaki będą miały specjalnie zaprojektowany model, odpowiedni do preferencji użytkowników komputerów stacjonarnych. No cóż, ja czułem się jakbym był na strzelnicy, a mój przeciwnik był kawałkiem sztywno ustawionej blachy.
Jestem przy tym przekonany, że na konsolach Destiny 2 jest wspaniałe. Jest to bowiem dobra gra, oferująca sporo frajdy, zwłaszcza, jeśli gra się ze znajomymi. Dodatkowo optymalizacja na PC jest najwyższych lotów, a sama oprawa audiowizualna robi wrażenie. Niemniej poziom trudności oraz szereg uproszczeń sprawiają, że ciężko jest mi ją traktować poważnie. Darmowy Warframe sprawił mi więcej kłopotów, a do tego oferuje zdecydowanie więcej zawartości. Nie mówiąc już o rozbudowanym ekwipunku, czy wielu klasach postaci.
Zdaję sobie przy tym sprawę, że to dopiero początek Destiny 2. Mierzwi mniej jednak myśl, że za grę z tak skromną zawartością musimy tak dużo zapłacić. Do tego już zapowiedziano pierwsze DLC. Ktoś pewnie powie, że ''nikt nie zmusza Cię do jego kupowania”. Otóż nie do końca to tak działa. Bowiem jeśli zawartość dodatkowa oferuje rzeczy związane z końcowym etapem gry (poszerzają go), to osoba grająca powinna go nabyć. Biorąc pod uwagę, że w oryginalnym Destiny wypuszczono kilka DLC, to tutaj możemy spodziewać się podobnej sytuacji. Czeka nas zatem płacenie za kilka dodatkowych godzin fabuły oraz nowe atrakcje? Może Was, bowiem ja wysiadam z tego pociągu.
Dobra, pora kończyć. Bycie Strażnikiem mi się podoba i chętnie widziałbym Destiny 2 jako grę singleplayer. Jest to jednak produkcja sieciowa, więc siłą rzeczy należy oceniać ją zupełnie inaczej. Gdybym grał w omawiany tytuł na konsoli to pewnie piałbym z zachwytu. Na PC jednak mamy więcej gier podobnych do Destiny 2, które są bardziej rozbudowane. Jasne, dzięki ogromnej kampanii marketingowej znajdą się chętni, którzy kupią ten tytuł. Ba, sam go mogę polecić, jeśli macie z kim grać, bowiem samemu szybko się znudzicie. Jeśli jednak szukacie czegoś wymagającego, to czym prędzej zawróćcie. Destiny 2 to bowiem produkcja idealna do pogrania godzinkę dziennie i nieco dłużej w weekendy z kolegami. Tak na luzie, bez większego nacisku i dla relaksu. 7/10
Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!
Komentarze