Nie taka Andromeda zła, jak ją animują!

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 01 Kwiecień 2017
  • Komentuj 7

Co to za drużyna bez pyskatej Asari

Co to za drużyna bez pyskatej Asari

"Gdy emocje już padną, jak po wielkiej bitwie kurz. Gdy nie można mocą żadną,wykrzyczanych cofnąć słów''. Lata temu Perfect wyrył te słowa w głowach polaków, dziś zrozumiałam je na nowo, przechodząc Mass Effect: Andromeda. Była walka, był płacz, było zgrzytanie zębów. Oboje wyszliśmy z tego starcia Niepokonani. To była trudna miłość już przed premierą gry. Early access pokazał kilka błędów w grze, tragiczne animacje i masę innych podśmiechujek. BioWare dolał oliwy do ognia kompletnie ignorując temat, do czasu oficjalnego oświadczenia. W efekcie, kiedy odpaliłam grę, każda rzecz była na ''nie''. Dlaczego? Bo tak. Nie było logicznych powodów do narzekania, chociaż dużo czasu zajęło mi polubienie inności tej gry. Bo jest inna od trylogii to trzeba przyznać. Jeśli spodziewaliście się pełnej patosu ekipy superbohaterów ras wszelakich, to nie ta galaktyka. O Andromedzie można gadać godzinami. Więc dla uporządkowania tego podzieliłam sobie tekst na trzy kategorie. Rzeczy, które są złe i o tym wiemy, im poświęcę najmniej czasu bo nie ma sensu się powtarzać po innych. Punkt drugi to rzeczy, które doprowadzają gracza do szału bo są inne, niż te do których przywykliśmy, ale mają swoje piękno ukryte, i jeśli dasz im szansę, to bardzo pozytywnie zaskakują. Na końcu wspomnę o rzeczach po prostu pięknych, bo i taka potrafi być ta gra.

Animacje animacjami, zdarza się

Animacje animacjami, zdarza się najlepszym

Zaczynając od smutnych minusów, animacje są kulawe, ale tylko w niektórych przypadkach. Udało mi się stworzyć całkiem przyzwoitej aparycji Sarę Ryder, dzięki czemu nie widziałam żadnych dziwnych skurczów koło ust. NPC były niedorobione, ale tylko te w pierwszych lokacjach. Z czasem było coraz lepiej i uśmiechy postaci nie wyglądały jak stany przedzawałowe. Ogólnie tragedii nie ma, bugi mi się nie zdarzały oprócz sporadycznego przenikania nóg przez obiekty (sporadycznego! Przypomnijcie sobie wszystkie śmieszne bugi z Płotką Geralta, a REDów nikt nie wyśmiewał za to). Dużym problemem dla mnie jest skomplikowanie tej gry. Mamy na samym statku pięć różnych komputerów, każdy odpowiada za coś innego. Przyznaj punkty temu, wyślij na misję, stwórz coś, odczytaj wiadomości, przeglądaj wiadomości drużyny. MASAKRA. Same badania i sprawdzanie poczty to dobre 5% czasu poświęconego na misję. Dodając do tego fakt, że niektóre zadania zostają wstrzymane do czasu aż otrzymamy mejla, wizyty na statku stają się koniecznością. Bo oczywiście mamy w głowie sztuczną inteligencję, która hakuje arcy stare technologie, ale odczytanie nam kilku maili już go przerasta. Takich drobnych absurdów, które strasznie przedłużają i tak długą fabułę i sporą ilość zadań, jest niestety jeszcze kilka. Co chwilę gdzieś muszę na kogoś czekać, aż ten ktoś coś zrobi. Co prawda mogliśmy się tego spodziewać, bo BioWare obiecało, że wyciągnie lekcje z Inkwizycji i nie spędzimy za dużo czasu w jednym miejscu. Faktycznie, na planety przylatujemy i odlatujemy, za to czas ekranie ładowania i przelot między Helejosami to jest absurd. Ja lubię kończyć zadania lokacja po lokacji, a nie czekać aż mi się po odblokowują opcje rozmowy jak tylko daną planetę opuszczę.
I jak wspomniałam latanie trwa bardzo długo. I tu przechodzimy do rzeczy, które z początku doprowadzały mnie do szału, ale doceniłam ich obecność. Piękne obrazy galaktyki, które mogę oglądać w trakcie wycieczek Tempestem w zupełności wynagradzają mi oczekiwanie. Jednak bardziej od samego latania wkurzało mnie to, co działo się na moim statku. Drużyna ma mnie gdzieś, nikt mnie nie słucha, moje wypowiedzi mogłyby uchodzić za encyklopedię sucharów. Pierwsza myśl, no porażka, kto napisał te suche dialogi i dlaczego nikt tutaj nie traktuje tej wyprawy poważnie. Gdzie moi towarzysze gotowi skoczyć za mną do siedziby zbieraczy? Co tu się odpinkala kochani? Odpowiedz była przed moim nosem cały czas. Poważny w tej grze jest tylko wstęp. Wiecie, dolatujemy, trzeba poznać fabułę, rzucić nam w twarz jakieś źródło wszech grozy. Potem stało się coś magicznego. BioWare oto właśnie porzucił charakterystyczny dla siebie patos i syndrom bohatera. Stworzyli po prostu komediową historię, pełna zabawnych nawiązań do popkultury czy poprzednich produkcji kanadyjskiego studia. Zdecydowanie widać, że tego Mass Effecta robiła młoda ekipa z BioWare Montreal, bo popełnili błędy, ale bawili się tą grą. Jak tylko wyjmiemy tego kija, którego połknęliśmy, to będziemy w stanie to zauważyć. No bo spójrzcie. Czy Addison na prawdę jest dużo gorsza od Sheparda? Czy BioWare kiedykolwiek słynął z dobrych animacji? No nigdy, a nie przeszkadzało im to wcześniej w zdobywaniu doskonałych ocen (dwójka 94, trójka 93 pkt na Metacriticu). Spójrzcie na te dwa screeny i powiedzcie sobie szczerze. Czego oczekiwaliście?

Czy Addison jest gorsza....

Czy Addison jest gorsza...

... od przerażającego Sheparda?

... od przerażającego Sheparda?

Mieli ogromny budżet i takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, ale cieszę się, ze zrobili grę przyzwoicie rozbudowaną i długą w porównaniu do wcześniejszych części. Nie jestem nawet w połowie gry, a już spędziłam nad nią więcej czasu niż nad trójka przechodzoną w 100%. Do tego sztywne te dziwne dialogi, tak oderwane od wyobrażeń fanów, okazały się po prostu prześmieszne. Jeśli tylko pozwolimy sobie na trochę humoru... Zadania lojalnościowe są śmieszne i bardzo przyjemnie słucha się wymian zdań między naszą drużyna. Spójrzcie tylko na ten filmik z misji Liama.
Można by się na siłę przyczepić do skanowania i zbieractwa. I to kolejna rzecz jaka z początku mnie denerwowała, bo myślałam, że będę biegać wszędzie z tym skanerem i każdą trwałe i nowe drzewko analizować. Nie. Analizujesz to co Sam chce mieć w bazie. Trochę mnie to zasmuciło i traktowałam to jak przykry obowiązek. Z czasem jednak zadania robiły się trudniejsze, jak skanowanie miejsca zbrodni, gdzie elementy były na prawdę trudne do znalezienia. Potem poboczne zadanie ''gość'' na Tempeście, które przyniosło nieoczekiwaną niespodziankę. Warto się pobawić w naukowca. Można znaleźć bardzo ciekawe nawiązania do chociażby pierwszej części. Żeby zbędnie nie przedłużać powiem jeszcze tylko o tym, co bezapelacyjnie jest wspaniałe. Widoki. Mój zmysł wzroku ze wszystkich stron atakowany jest pięknymi krajobrazami. Lokacje są rozległe i przemierzanie ich za pomocą Nomada jest wspaniałą zabawą. Muzyka wspaniale komponuje się z nie tylko trylogią, ale i dosłyszeć się można w niej nut z ukochanego przeze mnie Baldur's Gate. Włożyli w to wszystko masę serca i hołdu wieloletniej działalności BioWare.

Screen od Asi. Jest pięknie i tajemniczo

Screen od Asi. Jest pięknie i tajemniczo

Bardzo ciężko było na początku odnaleźć mi się w tej nowej sytuacji, mapa zerżnięta z nowego Deus Exa doprowadziła mnie do palpitacji nie raz. Wiele rzeczy zakuło mnie w serce, ale teraz nie potrafię się oderwać od tej przygody. Chociaż nie jest to gra idealna, to wiele jej można wybaczyć jeśli przestanie się ją porównywać do innych tytułów. Jest po prostu bardzo dobrze i nie ma powodu doszukiwać się na siłę problemów. Absolutnie nie czuje, żeby pięć lat czekania na nowego Mass Effecta było czasem straconym. Dali nam po prostu coś innego, coś nowego, do czego musimy się przyzwyczaić i pozwolić Andromedzie żyć własnym życiem, nie tym poznanym z perspektywy Sheparda.

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze