Hellblade: Senua's Sacrifice

  • Autor: Kamila Zielińska
  • Opublikowano: 17 Sierpień 2017
  • Komentuj 2

Kiedy po raz pierwszy odpaliliśmy z Adamem na streamie Hellblade: Senua's Sacrifice, to potraktowałam tę grę jak każdy inny tytuł z kategorii przygodówek. Idź i węsz, aż rozwiążesz zagadkę, wyłapuj w otoczeniu najmniejsze nawet nieprawidłowości i po prostu przejdź to szybko, żeby już tylko wiedzieć co czeka nasza bohaterkę na końcu wędrówki. Popełniłam błąd. Nie na tym polega ta gra.

Uwaga. To nie jest standardowa recenzja. Znajduje się tu cała masa spoilerów więc czytacie na własną odpowiedzialność. Tych ciekawych pocieszę – fabuła nie ma tu absolutnie żadnego znaczenia, poza byciem tłem dla historii dziejącej się w głowie Senuy. Nie ma tu żadnych istotnych wydarzeń, poza tym, co przeżyjecie sami.

Kiedy już usiadłam na spokojnie poza streamem i zaczęły docierać do mnie poszczególne fazy, od zachwytu, przez niepokój, do absolutnego zdruzgotania emocjonalnego, wtedy poczułam, że tutaj nie ma miejsca na sam gameplay. Ktoś odwalił kawał roboty tylko po to, byśmy mogli zrozumieć świat ludzi, których umysł nie należy do nich.

Twórcy z Ninja Theory zabrali się za temat bardzo rzetelnie. Mieli do dyspozycji opinie psychiatrów i osób chorych, których zeznania stanowiły podwaliny do nakreślenia objawów Senuy. Ostatecznie sięgnęli po najbardziej klasyczny przykład psychozy. Schizofrenię paranoidalną, która charakteryzuje się objawami wytwórczymi czy inaczej też pozytywnymi. Nie dlatego, że działają na nas pozytywnie. To po prostu określenie mówiące, że w tej danej głowie dzieje się więcej niż powinno. Krótko mówiąc nasza bohaterka cierpi na wszelkiego rodzaju urojenia, halucynacje, zaburzenia percepcji i problemy z określeniem jednostkowości. Wyobrażacie sobie, że wasza głowa, jedyne w stu procentach bezpieczne miejsce na Ziemi, gdzie zawsze możecie schować się przed światem nagle przestaje należeć do Was? Tak właśnie czują się ludzie chorzy i to właśnie to idealnie nam oddano.

Senua to młoda wojowniczka (chociaż czy na pewno?), podążająca w głąb mistycznego świata nordyckich legend za swoim ukochanym. Nie byłoby nic dziwnego w tym zdaniu, gdyby nie fakt, że jej cel jest absolutnie wyimaginowany, towarzyszą jej dziesiątki głosów, a świat wygląda jak obłąkańcza wizja pijanego scenarzysty do serialu ''Wikingowie''.

Helheim

Zresztą wygląd gry ma znaczenie drugoplanowe. Pośród wielu recenzji, zwłaszcza kobiet, słychać pusty zachwyt nad wspaniałą grafiką i innymi mnogimi zaletami dzieła. Muszę was zasmucić. Tekstury są podłe, na całość narzucono tyle postprocesów, że mój Tyranozaurus Komuptrex krztusił się z niewydolności, a moje oczy bolą i uciekają ze światła monitora do teraz. Absolutnie nie jest to żadna wada tej gry. Same krajobrazy wyglądają tak, że chciałoby się tam być. Wszystkie podłości grafiki wystąpiły po to, żeby utrudnić nam odbiór bodźców z otoczenia. Po co jakieś ostre tekstury komuś, kto widzi nieistniejące kształty? Jedyne co powinniście widzieć, to ciągłe nakładania się na siebie obrazów i rozmycia, blury, efekty ziarna, bardzo dynamiczne oświetlenie, które nie ma pokrycia w rzeczywistym padaniu cieni, a jeśli chcecie, to w trybie foto możecie dorzucić sobie winiety. Bo czemu by nie! Jak to mówili w pierwszym Asasynie ''Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone''!

Tryb fotograficzny jest zresztą kolejnym narzędziem, pozwalającym spojrzeć nam na chorobę Senuy z różnych perspektyw. Oprócz tego, że pozwala stworzyć graczom wspaniałe grafiki, tapety i pamiątkowe kolaże z podróży w zaświaty (większość gier powinna mieć taki tryb), to pozwala dostrzec bardzo ważną rzecz. Wojowniczka jest cały czas sama. Nawet jeśli z kimś rozmawia, to dzieje się to tylko w jej głowie. Jak dziwnie i niepokojąco wygląda człowiek, który mówi do pustki, a ona mu raz po raz odpowiada.

Widzieć i rozmawiać z kimś kogo nie ma. Wyobrażacie sobie?

Kolejnym często poruszanym tematem po premierze był gampelay. Dostajemy symulator chodzenia, który prowadzi nas przez meandry psychozy głównej bohaterki. Pomysł nie jest jakiś nowy czy fascynujący, ale działa i robi robotę. Po prostu nie dałoby się zostać kolejnym lokatorem w głowie Senuy, gdyby dano nam za dużo punktów zaczepienia w grze. Tutaj wszystko ma prowadzić do zmiany naszego postrzegania. Opowiadając Asi i Adamowi moje przeżycia z gry wpadłam na pewną koncepcję. Ma ona spore pokrycie w naukowym podejściu. Jeśli jednak nie interesują was szczegółowe analizy i moje odczucia przeskoczcie kolejne dwa akapity.

Podobnie jak podczas zwykłej choroby, wszystkie objawy mówią nam, co dzieje się z organizmem. Podobnie jest z umysłem. Wbrew wszystkiemu objawy psychotyczne pozytywne są dużo lepsze niż negatywne. Katatoniczne stany dużo trudniej wyleczyć, niż przykładowo głosy w głowie. Nasz umysł wytwarza je jako mechanizm obronny przed destabilizacją. Jakkolwiek nie lubimy gorączki, to nasz organizm już tak. Zwalczanie stanu zapalnego i informowanie nas o problemie to wcale nie jest zły objaw. Z tego naukowego punktu widzenia wynika jednoznacznie, że ''w tym szaleństwie jest metoda''. Do podobnych wniosków doszłam obserwując Senue.

Były takie momenty, w których czułam, że nie dam rady dłużej.

Wygląda to mniej więcej tak. Idziecie za nią, cały czas. Słyszycie głosy, które wysyłają Wam dziesiątki sprzecznych komunikatów. Z jednej strony dla zdrowego człowieka początkowo wydaje się to niesamowicie przerażające, no bo jak można tak funkcjonować? Z drugiej strony po kilkunastu minutach te głosy stają się waszą ostoją normalności. Uczycie się wyławiać z nich ''sens'' i grupujecie je na te, które pomagają i te które psują wszystko. Jak już pisałam, ''w tym szaleństwie jest metoda''. Nie zmienia to dalej faktu, że przeraża mnie myśl o dodatkowych lokatorach w mojej głowie.

Wróćmy więc do rozgrywki. Najmocniejszym atutem gry jest autentyczność, realizm uczuć i zachowań jakim poddaje się Senua. Samej bohaterki nie poznajemy jakoś dobrze. Nie ma tu miejsca na psychoanalizę naszej małej, walecznej wariatki. Ciachanie mieczem też nie służy rozwijaniu naszych manualnych skilli. Walka jest długa i nużąca chociaż stosunkowo prosta na automatycznym poziomie trudności. Nie zdarzyło mi się zginąć ani razu podczas starcia, chociaż wywoływała ona u mnie rozpacz i frustracje. Senua jest doskonałą wojowniczką i rusza się z gracją pantery, jednak desperacja przy kolejnych falach wrogów i niekończącym się mroku sprawiała, że po każdej walce minimalizowałam grę i dawałam odpocząć myślom przy bezsensownym scrollowaniu Facebooka.

Podążamy więc drogą szaleństwa, nazwanego przez twórców ''mrokiem''. Zagłębiamy się w to, czując jak ogarnia nas zgnilizna. Tutaj też pojawiło się mnóstwo kontrowersji. Gdzie ta obiecana utrata zapisów przy zbyt wielu śmierciach? Mechanizm albo nie działa, albo nie istnieje. A nawet gdyby istniał, to i tak w ciągu tych kilkunastu godzin nie uda Wam się zginąć tyle razy.

Umarłam kilka razy spadając z belki na streamie. później udało mi się tylko spłonąć. Nie jest łatwo umrzeć w tej grze. 

Żeby jak najmocniej wniknąć w umysł Senuy warto zadać sobie pytanie, dlaczego ona to robi i dlaczego dotyka to akurat ją? Jej głównym celem jest uratowanie duszy zmarłego tragicznie Dilliona. Celtycka dziewczyna, córka znachorki i ojca, który zabraniał jej wychodzić z domu, poznając miłość swojego życia doznaje nagle ogromu bodźców, od których wcześniej była odcięta. Później brutalni wikingowie najeżdżają jej ziemię, a ona sama widzi ukochanego rozciągniętego między drzewami. Potworna tortura zwana krwawym orłem, to musiał być wstrząsający widok. Już samo to wydarzenie mogło wzbudzić w dziewczynie szaleństwo, jednak ciemność była w niej już od dawna. Takie choroby często uwarunkowane są genetycznie, a w trakcie gry dowiadujemy się, że jej matka wprowadziła ją w różne międzywymiarowe tematy. Można śmiało postawić tezę, że od małego Senua była karmiona przez swoją matkę jej szaleństwem. O ile z początku było to niegroźne bujanie na pograniczu jawy i snu, to tragiczne wydarzenia były katalizatorem, który doprowadził ją do tak zaawansowanego stadium choroby.

Jak nie oszaleć widząc coś takiego?

Bardzo ciekawym zabiegiem jest to, że poznajemy wszystko z perspektywy wierzeń nordyckich. To właśnie z bogami wikingów mierzy się Senua, i to z ich rąk stara się wydrzeć duszę Dilliona. Nie brakuje jednak wielu nawiązań do kultury i wierzeń celtów. To też wygląda na celowy zabieg umysłu Senuy. Cała mechanika zagadek i przechodzenia etapów oparta jest o totemiczne figury z głowami zwierząt i o drzewa, które same w sobie są istotne dla wierzeń celtów. Symbolika wycieka z każdego piksela. Oprócz celtyckich naleciałości mamy też Runy Odyna, czy po prostu runy nordyckie, stanowią one klucze do otwarcia bram Helheim, krainy umarłych bogini Hel, córki Lokiego, gdzie trafiają wszystkie dusze zmarłe haniebną śmiercią.

Jeżeli chcecie dowodu na to, że gra jest wyjątkowa i nawet nie jest sztuką. Jest narzędziem, które oddano nam do rąk, byśmy w całkowicie bezpieczny sposób przeżyli próbkę tego, co te osoby przeżywają w realnym życiu. Pamiętajcie, że choroba nie mija a wraca, i to najczęściej w absolutnie najmniej spodziewanym momencie. Nie zdziwcie się, jeżeli leżąc wieczorem w łóżku, ze strachu nie zmrużycie oka. Jeżeli w oddali słyszeć będziecie echo głosów gadających do Senuy, a wasz własny wewnętrzny monolog będzie brzmiał dziwnie i obco. Nie dziwcie się temu,to wszystko u bardziej wrażliwych osób po prostu będzie odbiciem tego co przeżyliście. Chciało mi się krzyczeć, walczyć, płakać i poddać jednocześnie.

Przeżycie tego razem z Senuą uzmysłowiło mi moją ignorancję i dotychczasowe błędy w podejściu do takich osób. Kto ma w rodzinie lub wśród bliskich osób kogoś z zaburzeniami psychotycznymi zapewne wie jak ciężko jest funkcjonować z kompletnie irracjonalnymi i niezrozumiałymi dla nas zachowaniami. Do tej pory nie rozumiałam jednak (zapewne tak samo jak większość) co ci ludzie czują. Zmierzenie się z tym sprawia, że oswajamy ten strach. Ninja Theory przed rozpoczęciem gry umieszcza informacje o tym, gdzie można szukać pomocy jeśli u siebie lub kogoś bliskiego zauważycie objawy choroby. Pamiętajcie tylko, nigdy nie negujcie i nie przytakujcie temu, co przeżywa chora osoba. Nie bądźmy kolejnym głosem w ich umyśle.

Jedyny uśmiech Senuy na wspomnienie Dilliona. Obu nam pękło serce.

Nigdy bym nie namawiała do kupna nawet Mass Effecta, ale uważam, że warto wydać te 125 zł na GOG.com. Po prostu nigdy w życiu nie doświadczycie nic podobnego ‘’na zdrowo’’. Nie da się przejść obojętnie obok takiego szaleństwa, a poza tym dla fanów Wikingów i Ragnara to będzie obowiązkowa przygoda. Muzyka jest fantastyczna a mitologia bardzo skrupulatnie przestudiowana.



 

Pod tym wpisem można się reklamować. Jeżeli uważasz, że stworzyłeś bardzo dobry film związany z tematem wpisu, wklej do niego link w komentarzu. Najlepsze filmy zostaną tutaj na zawsze. Zapraszamy do komentarzy. Czekamy na Wasze opinie. Do dyspozycji naszych czytelników oddajemy również forum dyskusyjne... serdecznie zapraszamy tam do rozbudowanych dyskusji i kooperacji spoleczności brodaczy!

Komentarze